„Niech cała Polska usłyszy, że Puchar Polski należy do Zawiszy”! rozbrzmiewało wczoraj siłą dobrze ponad 10 tysięcy gardeł w stolicy. Bydgoszczanie zawładnęli Stadionem Narodowym, gdzie WKS Zawisza wygrał z Zagłębiem Lubin. A kibic z kibolem.
REKLAMA
Tak, oglądałam mecz! Bo trudno go było nie oglądać, gdy w naszym mieście skrzyknięto prawdziwe „pospolite ruszenie”, które miało wysłać w świat pozytywny przekaz kojarzący się ze stawiającą na sport Bydgoszczą. Że bydgoski futbol to nie tylko zadymy, ustawki kiboli i kuriozalny bojkot „prawdziwych fanów” Zawiszy. Że kibic znad Brdy potrafi kulturalnie dopingować – pomimo zastraszania przez kilboli – swoją drużynę nie tylko u siebie, ale i na wyjeździe. Szczególnie tak spektakularnym, jak mecz o Puchar Polski na Stadionie Narodowym.
Tak, oglądałam mecz! Chociaż nie do końca rozumiem, co to jest spalony. Niby teoretycznie wiem, ale rozpoznać na boisku jakoś nie potrafię... Kibic więc ze mnie niedouczony, jednak tym razem nie to było najważniejsze. Najważniejszy był udział. Pewnie, że lepiej, osobisty – na stadionie, ale nie każdy mógł. A mogło i chciało 10 tysięcy bydgoszczan, którzy zjechali wczoraj na Narodowy. Jechali różnie: pociągiem, samochodem, albo jednym z 23 (!) autokarów udostępnionych nieodpłatnie przez włodarzy miasta. No i dorzucił się do tego też Jacek Rostowski, który chciał pewnie zatrzeć swój niefortunny start, jako „nasz” kandydat w Eurowyborach. Wątpię czy mu to pomoże, bo okazał się bardziej niezorientowanym kibicem, niż ja mówiąc po triumfie Zawiszy, że został on... Mistrzem Polski”. Faux pas goni faux pas!
Tak, oglądałam mecz! I mam wielką nadzieję, że pomoże on nie tylko zmienić sportowy wizerunek Bydgoszczy, ale raz na zawsze wyrzucić na aut „prawdziwych fanów” Zawiszy, którzy tak kochają swój klub, że aż go ...nienawidzą. I nienawidzą wszystkich tych, którzy mają inne zdanie. A już szczególnie nienawidzą, gdy coś w sprawie bojkotu meczów Zawiszy wymknie się im spod kontroli. Jak te 23 autobusy pełne radosnych kibiców jadących wspierać swoją drużynę. No i ze wzmożoną mocą nienawidzą klubu Zawiszy, kiedy ten odnosi sukces. Jak wczoraj, czemu natychmiast dali (obrzydliwy) wyraz niewybrednymi komentarzami w internecie.
Tak, oglądałam mecz! I cieszę się, że gdy jego dramaturgia zerwała mnie z fotela, ściskałam kciuki za nasze celne karne skandując: „Na pohybel kibolom! Na pohybel kibolom”. Aż Kąśliwy (mecz oglądaliśmy w wybornym towarzystwie Boskiej i Kąśliwego), we właściwym sobie stylu, otrzeźwił mnie mówiąc: - Daj ty spokój, przecież oni nie rozumieją słowa „pohybel”! Przerwałam w pół słowa, zastygając ze świadomością, że to może być celna uwaga... Na pogłębione refleksje nie było jednak czasu, bo właśnie wygraliśmy!
Tak, oglądałam mecz! Mecz, w którym najważniejszy był wynik. No i Puchar. To dla znawców. Dla mnie ważne, a kto wie czy nie ważniejsze, jest to, że ten historyczny dla Zawiszy mecz przyniósł wielką czerwoną kartkę kibolom. Bo zwyciężył futbol, któremu bezpiecznie kibicować mogą całe rodziny. Bo kibic pokonał kibola. Oby na zawsze. Wiem, że na facebooku kibice już skrzykują się na poniedziałkowy mecz z Lechem. I choć tu o wygraną będzie trudno, liczy się walka z kretyńskim bojkotem. Jestem za!
