Po wakacyjnych wojażach zawsze jestem trochę zapóźniona w rozwoju. Tym tylko (mam nadzieję) społeczno-politycznym. Nie oglądam telewizji, nie czytam gazet, dając sobie urlop również od zawodowych nawyków (podobno dziennikarz na emeryturze, to ciągle dziennikarz). Tak było i tym razem – nie oglądałam, nie czytałam. A jednak zaraz po przekroczeniu progu domu odpaliłam komputer i świat mnie dopadł. W poczcie mailowej znalazłam wiadomość od koleżanki redakcyjnej – krótką acz treściwą: „rzecz o Parkinsonie, straszna!” oraz link do „Dużego Formatu”. Kliknęłam, przeczytałam tylko lead.
REKLAMA
Artykuł był już zablokowany, więc machnęłam ręką. I zapomniałam, bo trzeba było wrócić w stare tryby – kupić, podzwonić, załatwić... A że nogę już w górach zdjęłam z elewacji (po podejrzeniu zakrzepicy, miałam przykazane ją chronić), musiałam też wziąć się za Pana Parkinsona. Rozbisurmanił się prześladowca i ani chybi myślał, że na zawsze mu odpuściłam. Niedoczekanie twoje! - wydałam bojowy okrzyk i pojechałam z Tubylcem na basen. Z rozmysłem, ostrożnie i bez przymusu przepłynięcia mego magicznego kilometra (i bez liczenia nawrotów!) wracałam na wojenną ścieżkę z Panem P.
- Zastanawiałem się, czy ci to w ogóle pokazywać, ale i tak się dowiesz – przywitał mnie nazajutrz Tubylec ledwo otworzyłam oczy. W ręku trzymał jakąś gazetę.
- „Duży Format”? - bardziej stwierdziłam, niż zapytałam. I wyrzuciłam z siebie, że to artykuł o chorobie Parkinsona, że jest bulwersujący, że chodzi o lek...
- Ale ty takiego nie bierzesz – uspakajał (siebie?) Tubylec. Zerknęłam na gazetę i nie miałam dobrych wiadomości. Brałam taki, a biorę zamiennik.
- „Duży Format”? - bardziej stwierdziłam, niż zapytałam. I wyrzuciłam z siebie, że to artykuł o chorobie Parkinsona, że jest bulwersujący, że chodzi o lek...
- Ale ty takiego nie bierzesz – uspakajał (siebie?) Tubylec. Zerknęłam na gazetę i nie miałam dobrych wiadomości. Brałam taki, a biorę zamiennik.
Tytułowa „Pigułka szczęścia” z tekstu Marcina Kąckiego to Requip, który – łagodząc znacznie symptomy choroby Parkinsona – zrujnował psychikę bohaterki, Walerii. Artykuł pokazuje walkę o zdrowie, godność, w końcu o sprawiedliwość, walkę kobiety, która zażywając przepisany przez lekarza Requip była nieświadoma jego drastycznych skutków ubocznych.
Czytałam na raty. Kilkakrotnie wracałam do poprzednich akapitów. W pewnym momencie zerwałam się z łóżka (brzmi dobrze, ale parkinsonowcy wiedzą, że to niemożliwe) i dopadłam koszyka z lekarstwami. Drgania głowy miały coraz większą amplitudę, ale ja musiałam to sprawdzić. Sprawdziłam i na długo zastygłam z ulotką Rolpryny w ręku. Obwiniany o katastrofę życiową Walerii ropinirol jest tzw. substancją czynną również w Rolprynie.
- No, tak, to przecież zamiennik Requipu – powiedziałam sama do siebie i przypomniało mi się, jak kiedyś Doktor Nieustającej Pomocy zamienił mi lek. Jednak nie na inny, tylko na tańszy.
Dzierżąc ulotkę Rolpryny, przeczytałam ją od deski do deski. Waleria po próbach samobójczych oskarżyła producenta Requipu, firmę Glaxo, że nie ostrzega pacjentów przed groźnymi skutkami ubocznymi działania leku. W jej przypadku to zaburzenia psychiczne prowadzące do autoagresji, ale artykuł przywołuje też znane przykłady dwóch (jeden wygrał już proces o odszkodowanie) Francuzów, którzy zażywając Requip, nieuprzedzeni przez producenta o takiej ewentualności, nieoczekiwanie popadli w seksoholizm i uzależnienie od hazardu. Nie jestem w stanie przypomnieć sobie w tej chwili, czy ulotka Requipu ostrzegała o takich skutkach ubocznych w czasie, gdy ja brałam ten lek (Waleria choruje 10 lat, ja 4). Ale już podczas czytania artykułu wydawało mi się, że producent „mojej” Rolpryny (firma KRKA) informuje o nich obszernie. Pośród częstych działań niepożądanych (u 1 do 10 pacjentów na 100) wymienia m.in. omamy, a wśród niezbyt często występujących (u 1do10 pacjentów na 1000) wylicza m.in. takie zaburzenia psychiczne, jak urojenia i paranoję. I dalej: „u niektórych pacjentów może wystąpić (…) skłonność do wcześniej nie obserwowanych u nich zachowań, takich jak niepohamowana skłonność do gier hazardowych lub (…) nadmierna aktywność seksualna”. Zawiera też te ostrzeżenia (dwukrotnie powtórzone wytłuszczonym drukiem!) pkt. 2 ulotki „Informacje ważne przed zastosowaniem leku Rolpryna SR”.
Tym bardziej trudno mi zrozumieć, dlaczego o skutkach ubocznych ropinirolu w leku Requip milczy się, a ropinirol w Rolprynie podejrzewa o najgorsze? Czy to jedynie kwestia producenta? Powiedzmy, że ja trafiłam na tego bardziej uczciwego, tylko co mam z przekazaną mi wiedzą zrobić? Zgodnie z życiową dewizą „przyjdzie czas, będzie rada”, staram się nie wybiegać myślą zbyt daleko do przodu. Jak dotąd nie obserwuję u siebie żadnego z opisywanych objawów, ale pewnie zawdzięczam to małej dawce. Jednak kiedyś ona wzrośnie... Wtedy, jak siebie znam, uczepię się mojej diagnozy „parkinsonizm atypowy”. Z akcentem na „atypowy”, co da mi nadzieję, że i wszelkie działania niepożądane ominą mnie – nietypowo – szerokim łukiem. Jak Pan P. dziś na basenie, gdzie bez jego lubieżnych macek na nogach w spokoju przepłynęłam kilometr. A może, jeśli aura pozwoli, jeszcze wrócę na rower? Aha, słyszałam też coś o specjalnej technice nordic walking dla parkinsonowców, ale muszę to jeszcze zgłębić... Jednym słowem – nie mam czasu martwić się na zapas. Choć problem jest.
