REKLAMA
Bardzo ważnym świętem. Francuzi obchodzą wtedy zakończenie I wojny światowej. Wojny, która głęboko tkwi w ich umysłach. W prawie każdej miejscowości znajdziemy pomnik bohaterów tej wojny.
Co znaczy patriotyzm po francusku, przekonałam się 11 listopada na małym cmentarzu amerykańskim w okolicach Reims. Jednym z kilku w tym regionie. To tutaj przebiegała główna linia okopów wojny pozycyjnej, które ciągnęły się z Belgii, przez Francję aż do Szwajcarii. To wtedy Francja straciła prawie półtora miliona młodych mężczyzn. Straciły też inne kraje zamieszane w światowy konflikt. Dlatego na odcinku ok. 10 km znajdują się jeszcze cmentarze brytyjski, włoski, francuski i … niemiecki. Wszystkie z krzyżami z białego marmuru, równo poustawianymi w rzędach. Z nazwiskami lub informacją, że to żołnierz nieznany. Podany wiek. Najczęściej 18 - 19 lat, czasami dwadzieścia parę. Gdzieniegdzie krzyże mają wpisaną gwiazdę Dawida oraz symbole arabskie. Amerykanie, Brytyjczycy i Włosi pochowani są pojedynczo. Francuzi, po dwóch w jednej mogile. Spoczywający obok nich na wspólnym cmentarzu, Niemcy, po czterech. Ich krzyże wykonane są ze zwykłego szarego kamienia. Widzę na nich bardzo wiele polskich nazwisk.
Nagrobki stoją na równo przystrzyżonej, gęstej trawie. Parę drzew, idealnie zadbane alejki, wszędzie czysto. Na końcu każdego cmentarza półowalny pomnik ze świeżymi kwiatami.
W słoneczny, choć bardzo zimny poranek na cmentarzu amerykańskim stoi grupa osób. Żołnierze przebrani w mundury z I wojny, kobiety w strojach sanitariuszek, razem trzymają wartę honorową pod masztem z flagą amerykańską. W uroczystości bierze udział mer, kilku kombatantów i kilkunastu mieszkańców. Jest minuta ciszy, salwy z karabinów, Marsylianka i hymn amerykański. Wszyscy śmiertelnie poważni i przejęci, tak jakby rzeczywiście znali któregoś z żołnierzy tu leżących. To samo widzę na kolejnym cmentarzu, w małych miasteczkach, przez które przejeżdżam. Przy pomnikach ofiar I wojny światowej stoją oficjalne delegacje, z policjantami, żołnierzami, ale też bardzo wielu zwykłych ludzi. W Reims jest bardzo duża manifestacja. W Paryżu wiadomo, tłumy na Champs Elysees, weterani, orkiestry, parady. Prezydent Republiki i zagraniczni goście.
Tak chyba wielkie narody podchodzą do swojej historii. Z szacunkiem do tych, co odeszli, nie dzieląc ich na sojuszników i wrogów. Nikt nie wywraca ich nagrobków, nie maluje swastyki, nie pisze sprejem „Jude”. Wielkie narody cenią swych żołnierzy, nie wyzywają ich od „morderców kobiet i dzieci”. Bratają się ze swymi niedawnymi wrogami. Budują mosty przyjaźni. Cieszą się ze swojej niepodległości, rozmawiają z oponentami, respektują odmienne poglądy polityczne traktując je, jako rożne odcienie tęczy…
Dlatego reagują bardzo stanowczo już wtedy, gdy ktoś lży prezydenta państwa podczas manifestacji. Aresztują, gdy ktoś woła, że głupi, że socjalista. Bo potem ten ktoś pomyśli, że wolno mu rzucić w niego jabłkiem. Dalej, że wolno mu podpalić samochody, ambasadę, kraj.
Miało nie być o polityce. Miało być o Francji…