Czyli o mentalności Polaków w kontekście ludzkich potrzeb, amerykańskiego kultu afirmacji i budowania poczucia własnej wartości.

REKLAMA
O czym będzie?
- o błędach, które popełniamy w kontaktach z innymi
- o inteligencji społecznej
- o tym, że jak się jest Polakiem, to szklanka nie tylko jest do połowy pusta, jej zawartość też ma wiele zastrzeżeń
- o tym, kiedy lubimy Niemców
- o pozytywnym wpływie narzekania
- o brutalnym komentarzu „niech się pani odpier..li”, czyli o dziewczynie, która prawiła wszystkim komplementy
- o tym, że jak kopiesz innych, kopiesz siebie
- o tym, że niezależnie, co napiszę i tak zostanie to skrytykowane
(Dla tych, którzy nie lubią czytać, na samym dole umiesciłam video, które jest streszczeniem niniejszego artykułu)
Stoicka i buddyjska szkoła filozofii twierdzi, że zdrowe poczucie własnej wartości jesteśmy w stanie zbudować tylko w relacjach z innymi, a nie budując i fortyfikując silne ego. Zdaje się, że i biznes w ostatnich czasach zauważył taką tendencję. MBV wypiera MBO, dla niewtajemniczonych – sprzedaje się więcej, gdy się zarządza przez wartości, nie poprzez cele. Współczesna eudajmonia, czyli nauka o szczęściu, mówi między innymi o tym, że największym błędem współczesnego człowieka są kryteria, których używa do określania swojej wartości – stan konta, marka auta, adres w odpowiedniej dzielnicy, tytuł na wizytówce. Tymczasem taka fortyfikacja ego to najlepsza recepta na doświadczanie nieszczęścia. Skupianie na osiągnięciach sprawia, że ostatecznie stajemy się mniej inteligentni, zaniedbujemy relacje, tracimy radość z życia.
logo

Ten artykuł powstał po to, by promować ludzkie więzi i piękno relacji. I choć mój wewnętrzy krytyk twierdzi, że naiwnością jest wierzyć, że idea sprzeda się w naszym kraju, inny głos podszeptuje mi, że warto trochę o to powalczyć. Przecież ludzie zmęczeni są ciągłą walką o więcej, lepiej, szybciej, efektywniej.
Lubisz siebie?
Takie proste pytanie. „Czy lubisz siebie?”
Podczas wczorajszego spotkania, klientka mówi mi, że nie lubi ludzi, bo ludzie ją ignorują. Pytam więc, czy lubi siebie. Bo jak siebie nie lubi, to i ludzi lubić nie będzie, a ludzie jej nie będą lubić, bo przecież nasze myśli zawsze w pewien sposób się materializują, choćby poprzez nieświadome gesty, westchnienia, spojrzenia, dwuznaczność wypowiedzi. Drugi człowiek w sposób świadomy bądź nie, odbiera to i intuicyjnie reaguje w sposób adekwatny do przekazu.
- Chyba się nie lubię, bo kto by lubił tak nudną i zrzędzącą osobę. Kto by chciał słuchać, co mam do powiedzenia, jeśli tylko narzekam i marudzę. Kto by mógł znieść taką pesymistkę i malkontentkę? No kto? Ja sama nie mogę siebie znieść! Zaraz, zaraz… czyli to o to chodzi?
Tak, właśnie o to! Relacje z innymi są lustrem naszego wnętrza, w którym to lustrze na okrągło się przeglądamy, sprawdzamy, testujemy. To, co inni myślą o nas powstaje na bazie tego, co my sami myślimy o sobie.
logo

Czy Polacy siebie lubią? Czy ufamy sobie? Czy szanujemy się za to, kim jesteśmy? Czy uważamy za wyjątkowych? Czy lubimy uśmiechać się do siebie, patrząc w lustro? Rzucam te pytania w pole, w eter. Nie jestem mądrzejsza od nikogo z was, ani głupsza. Każda odpowiedź będzie miała sens i każda będzie prawdziwa. Każdy ma prawo się wypowiedzieć.
Przewrotny tytuł artykułu nawiązuje do kultowej książki Dale’a Carnegie „Jak zdobywać przyjaciół i zjednywać sobie ludzi”. Czytelnicy uwielbiają tę książkę. To taka ciepła, pozytywna lektura, może nieco naiwna, pokazująca jak należy budować relacje międzyludzkie, by były piękne, silne i wspierające.
Jakieś dwa lata temu nagrałam video, które było pigułką porad Carnegi i umieściłam je na youtub’ie. Z czasem, gdy nabrałam więcej ogłady w wystąpieniach przed kamerą, chciałam je skasować, bo mój występ w tym filmie jest wyjątkowo amatorski na tle półki z książkami, co dziś wydaje mi się pretensjonalne. Nie skasowałam go ostatecznie, bo okazało się, że Polacy chętnie go oglądają. Ktoś krytykuje, ale dużej większości się podoba.
Dziś wskażę te czynniki, które po tych dwóch latach obserwacji ludzkich zachowań i mechanizmów interpersonalnych, uważam za największe przeszkody w budowaniu ludzkich więzi.
Błąd nr 1
Narzekanie i oddawanie odpowiedzialności w ręce innych.
Szklanka jest do połowy pełna, czy do połowy pusta? Czy miasto, w którym wszyscy chodzą na boso jest dobrym rynkiem dla zbytu butów, czy złym? Lepiej otwierać biznes, gdy jest duża konkurencja, czy jej absolutny brak? Jak będzie to widział Polak, a jak Amerykanin?
Z badań prof. Janusza Czapińskiego wynika, że ponad połowa rodaków zgadza się ze stwierdzeniem, że „Polacy lubią narzekać bez powodu”. Widzimy siebie jako ofiary systemu edukacyjnego, politycznego, ekonomicznego, ofiary instytucji społecznych i innych osób. Świat jest zły, niesprawiedliwy i krzywdzący. My sami lubimy oddawać odpowiedzialność za swój los w ręce innych. Czy to źle? Tak, bardzo źle. Nie dość, że tracimy kontrolę nad własnym życiem, tracimy szacunek innych.
Narzekanie ma swój pozytywny wymiar. Działa jak katharsis - przynosi ulgę, jest formą ochrony ego – czujemy się rozgrzeszeni za niepowodzenia oraz podtrzymujemy tożsamość społeczną – robimy to, co wszyscy. Dzięki narzekaniu rozwijają się też biznesy i powstają wynalazki. To pewnie dzięki temu, powstała żarówka, samochód, wózek sklepowy. Jak mówi anonimowe powiedzenie: gdy optymista wynalazł samolot, pesymista skonstruował spadochron.
Fakty są jednak takie, że nie lubimy ludzi, którzy narzekają. Tacy ludzie nas frustrują. Lubimy tych, którzy są pogodni, uśmiechnięci, ciepli. Lubimy ludzi, którzy kreują swoje życie i mają nad nim kontrolę – takim ufamy, tacy są dla nas autorytetami, za takimi podążamy. Unikamy wampirów emocjonalnych, ale z drugiej strony nie ufamy tym, którzy śmieją się cały czas. Amerykańskie afirmacje „keep smilling” nie działają w Polsce. Czy można się cieszyć cały czas? Cieszy się tylko głupi do sera. Tendencyjna, pozytywna wizja świata to magiczne myślenie, typowe dla wielu mechanizmów obronnych. Nic dziwnego, że takim ludziom też nie ufamy.
Gdzie jest złoty środek? W radości z życia połączonej ze współodczuwaniem (nie mylić z współczuciem, współczując zaczynamy widzieć innych jak ofiary losu). W akceptacji połączonej z chęcią rozwoju. Relacji budowanych przez rozum i serce.
Błąd nr 2
Krytyka zamiast dzielenia się konstruktywną opinią, milczenie zamiast pochwały.
Eric Berne w książce „W co grają ludzie” pisze, że ludzie potrzebują głasków. Głaski to rozmowa, dotyk, przytulenie, pochwała, całus, seks etc. Chwaląc kogoś, dajemy mu kilka głasków, krytykując zabieramy całe mnóstwo.
Niezmiernie podobał mi się eksperyment, który został opisany niedawno w Gazecie Wyborczej („Czułe słówka”, Renata Radłowska, 3 lipca 2014 r). Autorka przez rok, w ramach swojego osobistego eksperymentu, mówiła ludziom miłe rzeczy. W autobusach, kolejkach, na ulicy, urzędnikom w urzędach, ludziom, którzy coś jej próbowali sprzedać przez telefon. Kilka razy usłyszała wulgarne odzywki, typu „niech się pani odpierdoli”. Wyobrażam sobie taką sytuację i nie dziwi mnie ona. Słyszysz od nieznajomego na ulicy: „Pięknie wyglądasz” i otwiera ci się nóż w kieszeni. Agresja jest formą mechanizmów obronnych przed nieznanym. Niemniej, pani od „Czułych słówek” zyskała przez ten rok wielu fanów i przyjaciół. W większości ludzie byli jej po prostu wdzięczni. Starsze panie zapraszały ją na herbatkę do domu a młodsi do grona znajomych na facebook’u.
Cialdini udowadniał w swoich licznych eksperymentach, że pochwała to skuteczne wywieranie wpływu. Komplement, szczery, czy nie, prawie zawsze wywiera pozytywny wpływ na odbiorcę (są wyjątki jak od każdej reguły).
Natomiast krytyka jest jak powracający gołąb. Zawsze wraca i ostatecznie uderza w nadawcę. Lubimy krytykować. Lubimy, bo: stajemy się we własnych oczach mądrzejsi, pewniejsi siebie, ważniejsi, bardziej wartościowi. Lubimy, bo tak nas nauczono. Krytyka jednak boli. Jest jak gwoździe wbijane w ścianę. Nawet jak wyciągniesz taki gwóźdź, dziura i tak pozostanie. Wszystko, co jest wystawione na ekspozycję społeczną, co jest poddane ocenie publicznej, zawsze będzie przez kogoś skrytykowane.
logo
„Ciekawe, jaka krytyka znajdzie się pod niniejszym postem” – już zastanawia się pewna część mnie z dużą dawką ciekawości.
Ludzie boją się krytyki, cierpią przez nią, unikają tych, którzy osądzają, krytykują, plotkują. Zjednywać ludzi jest najłatwiej poprzez pochwałę. Carnegi także wskazywał tę strategię jako jedną z najszybszych technik zjednywania sobie ludzi. Pragniemy pochwał i komplementów. Pragniemy głasków! Fascynujące jest to, że nieświadomie próbujemy sprostać opiniom o sobie. Gdy określamy kogoś jako pracowitego, osoba ta z większą motywacją będzie przykładać się do pracy.
Mój wewnętrzny głos podpowiada, że za dużo piszę. Za dużo, jak na artykuł. Ludzie nie lubią czytać dużo. Chcą mało i treściwie. Najlepiej w obrazkach! Właśnie postanawiam, że zamieszczę kilka obrazków i nagram kolejne video, o które niebawem uzupełnię ten artykuł.

Błąd nr 3
Polska hipokryzja. Nie lubimy innych. Nie jesteśmy ich ciekawi. Zamykamy się na inność.
Nie lubimy Niemców, chyba że grają mecz z reprezentacją Brazylii, wtedy to nie wrogowie, tylko przyjaciele.
Nie lubimy turystów, chyba że na nich zarabiamy.
Nie lubimy czarnych, chyba że to znani raperzy, albo sportowcy.
Nie lubimy sąsiadów, a często nawet ich nie znamy, dopóki nie trzeba poprosić o sąsiedzką pomoc.
Jak jedziemy do innego kraju, podróżujemy, to zachwycamy się nowymi smakami, różnorodnością, innością. Jak staje naprzeciw nas drugi człowiek, z innymi poglądami, inaczej ubrany, to już nie tak otwarcie słuchamy tego, co ma do powiedzenia. A przecież my jesteśmy interesujący dla tych, którymi sami się interesujemy.
Lekcja płynąca z powyższego – patrz dalej niż na czubek swojego nosa. Każdy człowiek ma swoją historię. Każda jest interesującą opowieścią. Gdy interesujemy się innymi, nie tylko poszerzamy własne horyzonty myślowe, ale sprawiamy, że ludzie naprawdę nas lubią.
Błąd numer 4
Brak inteligencji społecznej. Życie tylko w swoim świecie. Mówienie zamiast słuchania. Patrzenie zamiast widzenia.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz? – pyta zapracowana żona, której usta nie zamykały się od około 2 godzin
- Hę? – odpowiada gamoniowato mąż, który przełącza sto dwudziesty trzeci kanał telewizyjny
Nie słuchamy się nawzajem. Ani on jej, ani ona jego. Chcemy koniecznie mówić. Jak słuchamy, to z dialogami wewnętrznymi. Podczas zaciętych dyskusji, już od drugiego zdania przygotowujemy ciętą ripostę w swojej głowie, chcąc ponad wszystko udowodnić swoje racje. Za słuchanie się płaci – fryzjerom, coachom, terapeutom, taksówkarzom. Tymczasem samym słuchaniem możemy uratować małżeństwo, zmotywować pracownika, obdarować przyjaciela. Wysłuchani ludzie, czują się zrozumiani i ważni dla rozmówcy, a to klucz do tego, by i nas szanowano. Ten kto pyta i słucha, wywiera faktyczny wpływ na otoczenie, ten prowadzi. Dojrzały lider nie wydaje poleceń, tylko zadaje właściwe pytania i słucha.
Daniel Goleman tłumaczy, że nasz mózg, który w kontekście interakcji z innymi nazwał „społecznym”, jest sumą mechanizmów nerwowych, myśli i uczuć, które żywimy do innych. Mózg społeczny nieustannie dostraja się do otoczenia i nastrojów społecznych. Drogi nerwowe mózgu społecznego są czymś wyjątkowym, ze względu na swoją wrażliwość. Neurobiolodzy coraz częściej mówią o tym, że interakcje społeczne są w stanie przekształcać nasz mózg, a w trakcie kontaktu z drugą osobą, nasze społeczne mózgi łączą się w jeden. W świetle nowych badań, być może jungowska teoria o nieświadomości zbiorowej będzie zupełnie inaczej przyjęta przez dotychczasowych sceptyków.
logo

Zauważyłam, że większość ludzi spiera się z otaczającą rzeczywistością. Nie jest tak, jak powinno być. Ktoś powinien się zachować inaczej, coś powinno mieć inny przebieg. Takie myśli nas frustrują, irytują. Tym osobom polecam krótkie video, poświęcone filozofii Byron Katie i metodzie The Work.
A tutaj, obiecany w artykule film, który streszcza wszystko, co powyżej.