
Telewizja epatuje zdjęciami z miejsca katastrofy pociągu pod Santiago de Compostela, w której 24 lipca zginęło co najmniej 78 osób, a ponad dwa razy tyle zostało rannych. Władze ogłosiły trzydniową żałobę narodową. Rodzinom ofiar pomagają psychologowie. Relacje w wiadomościach są poruszające, jednak dziennikarze jak zwykle ograniczają się do eksponowania tragiczno-sensacyjnej strony zajścia, wnioski pozostawiając wspaniałomyślnie nam, konsumentom mediów. Skorzystam więc nieskromnie z tej możliwości.
REKLAMA
Sama katastrofa wydarzyła się najprawdopodobniej na skutek brawury maszynisty, który zamiast jechać z dozwoloną na tamtym zakręcie prędkością 80 km/h pędził 190. Jednak ma wszystkich innych odcinkach szybkich tras kolejowych, na których obowiązują tak duże ograniczenia działa system automatycznego hamowania. Decyzja człowieka nie jest więc niezbędna, aby pociąg zwolnił do bezpiecznej prędkości. Tylko na tym jednym kilkukilometrowym odcinku przed Santiago de Compostela systemu nie wprowadzono.
Prezes hiszpańskich kolei powiedział: „…ten maszynista przejeżdżał tamtędy już 60 razy, co znaczy, że musiał w pełni dobrze znać miejsce, w którym ograniczenie prędkości jest stałe, do 80 km na godzinę”. A co działo się przy poprzednich przejazdach? Może udało się szczęśliwie przejechać znacznie przekraczając prędkość? A może na początku było to złamanie limitu o 10, później 20, 30 i tak aż do 100 km na godzinę. I może 110 okazało się za dużo? A może bywało już 110, ale tego dnia ciężar w pociągu rozłożył się inaczej, szyny były bardziej nagrzane lub zadziałał jeszcze jakiś inny czynnik? Tego się być może nigdy nie dowiemy. Maszynista na razie odmawia składania zeznań. Podobno w marcu na Facebooku opublikował zdjęcie prędkościomierza ze wskazaniem 200 km na godzinę.
Ustalaniem odpowiedzialności zajęły się komisje: wymiaru sprawiedliwości i kolejowa. Mnie bardziej interesuje to, co można ewentualnie zrobić, aby ta katastrofa nie miała negatywnych skutków.
Co powinny zrobić władze? Oczywiście zapewnienie wsparcia psychologicznego rodzinom ofiar jest jak najbardziej słuszne. Niespodziewane tragedie spotykają ludzi codziennie i uważam, że nie tylko w tak spektakularnych przypadkach państwo mogłoby przychodzić z pomocą. Udzielanie pomocy psychologicznej i lekarskiej nie tylko rannym i świadkom, lecz także członkom rodzin osób tragicznie zmarłych pozwoliłoby im lepiej poradzić sobie z nieuniknionym cierpieniem.
Czy władze Hiszpanii powinny wprowadzić system automatycznego hamowania na tamtym odcinku? Zapewne to zrobią. Pamiętajmy jednak, że automatyczne systemy są zawodne i niekiedy wymagana jest interwencja człowieka. Zdrowy rozsądek i ostrożność maszynisty z pewnością pozwoliłyby uniknąć wypadu. Być może więc warto przypominać ludziom odpowiedzialnym za ludzkie życie, że są odpowiedzialni. 52-latek, który jechał za szybko prawdopodobnie nie jest nieodpowiedzialnym człowiekiem. Po prostu w tamtym momencie nie zaktywizował u siebie odpowiedniej normy społecznej. Może zamiast systemu automatycznego hamowania, jakiś głos lub napis powinien mu był przypomnieć: „Jesteś odpowiedzialny za tych ludzi. Zachowuj się tak, jak powinieneś”. Wiele eksperymentów psychologicznych udowodniło, że aktywizacja normy w drodze zwykłego przypomnienia uprawdopodabnia postępowanie zgodnie z tą normą.
Co media mogłyby robić, ale my, widzowie, musimy robić zamiast nich? Przede wszystkim pamiętać, że transport kolejowy jest znacznie bezpieczniejszy niż samochodowy, to znaczy prawdopodobieństwo tego, że na trasie o takiej samej długości ucierpimy jako kierowca czy pasażer auta czy autokaru jest wielokrotnie wyższe niż prawdopodobieństwo, gdy taką samą odległość pokonamy koleją. Pociągi są też bardziej ekologiczne i wygodniejsze. Powinniśmy więc pamiętać o tych danych i nie uznawać, że pociągi stały się niebezpieczne, bo zdarzył się wypadek. Pamiętajmy, że fakt, iż w Hiszpanii nie było podobnego od 70 lat nie oznacza, że zmieniło się na gorsze, lecz że takie wypadki prawie się nie zdarzają. Niestety, wyrazistość pokazywanych zdjęć będzie nas skłaniać do wyciągania błędnych wniosków. Dla własnego dobra powinniśmy się temu oprzeć.
Czy postulat budowy szybszych, bezpiecznych i wygodnych kolei w Polsce stał się nie aktualny za sprawą Santiago de Compostela? Wręcz przeciwnie. Na wielu polskich trasach, na przykład na Górnym Śląsku prędkość 80 km/h wydaje się kosmiczna. Pociągi jeżdżą tam dwukrotnie wolniej i tylko dzięki odpowiedzialnej pracy maszynistów, a nie dzięki systemom automatycznego hamowania możemy tam podróżować bezpiecznie. Dałoby się szybciej, lecz polskie państwo zamiast budować bezużyteczne na co dzień stadiony, mogłoby zainwestować w koleje. Zbudowanie linii, która pozwoliłaby dostać się z Wrocławia do Warszawy w ciągu trzech godzin wciąż jest marzeniem wielu mieszkanek i mieszkańców obu miast.
Możemy więc domagać się od naszych polityków, aby nie skazywali nas na niebezpieczne i nieprzyjazne dla środowiska korzystanie z transportu samochodowego. Ale też możemy zrobić jedną drobną rzecz, aby już od zaraz podróżować koleją wygodniej i bezpieczniej.
Liczba ofiar w katastrofie pociągu na północy Hiszpanii byłaby prawdopodobnie znacznie mniejsza, a odniesione przez ocalałych obrażenia – mniej groźne, gdyby rzecz nie wydarzyła się tuż przed stacją docelową. Podobno ludzie wstali już z miejsc i tłoczyli się do wyjścia. Gdyby siedzieli, wypadek dla wielu z nich okazałby się mniej groźny. Gdy siedzimy wygodnie przez całą wielogodzinną podróż, warto pozostać na miejscu do końca. Kilka sekund, o które być może wyprzedzimy na peronie inne pasażerki i pasażerów okupione jest wielominutowym czekaniem z bagażami w przejściu. Hamowanie bezpieczniej jest przeczekać w miejscu. Pozostańmy więc tam, gdzie jesteśmy, aż dotrzemy do celu. Nie rezygnujmy z podróżowania koleją i z wygodnych siedzeń, które nam ono zapewnia.
