Pilch przed laty obudził we mnie na nowo zainteresowanie literaturą piękną. W sprawie jego książki o alkoholizmie wymieniłem z nim nawet wówczas papierowe listy. Wysmakowany język i zdystansowane poczucie humoru do dziś uważam za wielką zaletę jego prozy. Jeśli do laureatki Nike sprzed nastu lat dobrał się Smarzowski, pomyślałem, to musiało wyjść z tego coś.
adiunkt w Instytucie Psychologii Uniwersytetu Wrocławskiego, redaktor kwartalnika "Psychologia Społeczna"
Oglądałem w naszym ulubionym DCF-e z zapartym tchem, jakiś taki skurczony, zapadły w fotel, napięty. Od czasu do czasu groteskowe sceny pijacko-fizjologiczne wyzwalały ze mnie śmiech, zapewne prostacki i pierwotny. Najbardziej uweseliła mnie starsza pani z końca rzędu, która po dwudziestu minutach zaczęła głośno chrapać. Skomentowałem cicho, że zapewne nie takie rzeczy już w życiu widziała i niewiele jest w stanie ją rozbudzić. Chlanie, pijackie opowieści, owszem, pilchem opowiadane, zwracanie przy ołtarzu, defekacje na autobusowych przystankach, oddawanie moczu w spodnie na wystawnym bankiecie podczas rozmowy z reżyserem mogącym otworzyć drzwi do światowej kariery, wypadanie przez okno i powrót schodami, aby trunkiem znieczulić kontuzje... Nic nadzwyczajnego, ot, normalne pijackie życie. Ela stwierdziła nawet, że film był za długi, a "nadmierna powtarzalność scen - niepotrzebna". Mnie tam jednak trzymał w napięciu, zapierał, dla bezpieczeństwa rozśmieszał.
Ludzie, którzy znaleźli zachowanie, później nawyk, wreszcie nałóg, pozwalający im poczuć się lepiej, nie mieli siły ani czasu, aby szukać innych środków. Robią to, co umieją, co wydaje im się łatwe, wprowadzają w życie wyuczone, setki razy powtarzane, najbardziej dostępne poznawczo wzorce zachowania. Natychmiastowa ulga doświadczana po przyjęciu kolejnej dawki usuwającego stres płynu jest zbyt kusząca. Perspektywa czasu, jaką mają nałogowcy to zaledwie najbliższe godziny, w najlepszym wypadku dni. Długoterminowe cele nie istnieją, podobnie też trudno dostępna jest wizja ostatecznej katastrofy. W dodatku pokusy czekają na każdym rogu. "Pod Mocnym Aniołem" to miejsce, gdzie nawet nie trzeba nic mówić, by dostać to, po co się przyszło. Te same dowcipy, te same twarze, ta sama wódka.
Smarzowski w swoim filmie zachował klimat alkoholowej degrengolady, choć uniknął, być może celowo odrzucił, alkoholową sielankę stworzoną przez Pilcha w książce. Kobieta nie została z Jerzym, nie wykazała nieskończonej cierpliwości, nie okazała się aniołem na tyle mocnym, by odwrócić nieubłagany zjazd w czeluści. Końcowa scena, otwarta, choć nie pozostawiająca zbyt wiele nadziei, jest znacznie bardziej pesymistyczna niż zakończenie książki, przynajmniej takie, jakie ja pamiętam.
Bohaterowie walczący z nałogiem nie radzą sobie, oszukują, przyznają się do bezsilności i pozostają bezsilni. Psychoterapia jest nieskuteczna, nieodpowiednia do możliwości poddawanych jej uzależnionych osób. Groteskowe jest pisanie przez zawodowego pisarza-alkoholika terapeutyzujących wyznań w zamian za papierosy i marynowane grzybki wprost ze słoika. Koloryzowane opowieści o małżeńskim gwałcie, zabiciu kochanka żony przez "poirytowanego" męża są w pełni okropne, bo na ekranie, lecz nie wiemy do końca, na ile prawdziwe, na ile zaś wykreowane przez konfabulujące podniszczone trunkiem umysły.
Ekranizacja pod względem okropności pijackiego świata przewyższa literacki pierwowzór. Pilch unikał pisania o seksie, a tu tych kilkusekundowych ujęć rozhamowanego folgowania sobie było wiele. Główny bohater (Robert Więckiewicz) nie zadowolił się romansem ze znacznie młodszą kobietą (Julia Kijowska, jak zwykle nijaka), lecz -- czego chyba nie zrobiłby Jerzy z powieści -- oddał się chuci z jej piękną matką (Katarzyna Gniewkowska). Bliskie związki czy przyjaźnie wydają się zresztą czymś drugorzędnym, odległym, a deklaracje uczuć -- niewartym brania na poważnie.
Brzydotę alkoholowego światka wydobył Smarzowski za pomocą podobnych środków jak we wcześniejszych filmach. Celowo brzydkie, jakby kiepskiej jakości zdjęcia, przeplatane czarno-białymi wypowiedziami leczących się protagonistów, montaż dopuszczający nawet dwusekundowe ujęcia bez kontynuacji, epatowanie wymiocinami, odchodami, bałaganem, niedbałością -- to widywaliśmy już w "Weselu". Sprawdziło się tam, sprawdziło się i tutaj. W dodatku część aktorów przeniesionych z poprzednich produkcji (Arkadiusz Jakubik, Marian Dziędziel) niejako ułatwiła transfer tamtych ponuro-groteskowych klimatów.
Na uwagę zasługuje obsadzenie niektórych aktorów w podwójnych rolach, a niekiedy niby w tych samych, lecz w różnych czasach lub kontekstach. Charakteryzację Andrzeja Grabowskiego jako lekarza przed kilkudziesięciu laty i teraz uznać można za wybitną. Na mnie w każdym razie zrobiła wrażenie.
"Pod Mocnym Aniołem" w filmowej wersji porusza nie tylko dosłownością moralnej nędzy ludzi tracących godność i odartych z wszelkiej radości życia, lecz także pokazaniem krzywdy, jaką robią swoim bliskim. Scenę głodnej wielodzietnej rodziny, którą pijący patriarcha pozbawia nawet miski przaśnych ziemniaków będę pewnie długo pamiętał. Nawet jeśli intencja reżysera była przewrotna i chciał powiedzieć, że takie rzeczy się nie dzieją, bo są zbyt okrutne i zbyt odrealnione, to i tak widziałem to, co widziałem.
Jest w tym filmie scena niewiarygodna zupełnie. Sala pełna studentów bijących na stojąco brawa za parę zdań literatury pięknej należy do innych, bardzo odległych czasów. Przypomina się relacja Pilcha ze stypendium do Stanów, gdzie był na publicznym czytaniu Saula Bellowa, wynagrodzonym sowitym honorarium. Pilch wyznał po powrocie, że był zachwycony. Jak to się ma do skromnych konspiracyjnych spotkań "Na Głosu" z lat 1980., na których młody wtedy pijackim i pisarskim stażem krakowianin z Wisły czytał swoje złośliwości z wysokiej półki?
Takie rzeczy, taki entuzjazm się dzisiaj nie zdarza, bo literatura, zwłaszcza w Polsce, nie jest jakoś masowo ceniona. Nawet film oparty o ambitne dzieło został podrasowany spektakularnymi scenami łapczywego seksu, zapewne aby zwabić czymś widzów chcących czegoś przyjemniejszego niż antyalkoholowy moralitet.
Miłośników prozy Pilcha i kina Smarzowskiego zachęcam. Warto. Dla mnie wcale nie było za długo. Ela nie narzekała w trakcie projekcji. Starsza kobieta z końca ostatniego rzędu też sobie jakoś poradziła.
"Pod Mocnym Aniołem", scenariusz i reżyseria: Wojciech Smarzowski, produkcja: Polska, premiera: 17 stycznia 2014.