Jako warszawianka mówię: Nie! Nie ma mojej zgody na zawłaszczanie rocznicy, która jest jedną z najważniejszych rocznic dla mieszkańców Warszawy. 1 sierpnia to dzień święty i tak go należy traktować. To nie jest dzień, w którym jest miejsce na okazywanie Polakom buty, pychy i pogardy.
- Uważam, że to jest bardzo piękna decyzja, uhonorowująca tych, którzy na służbie dla ojczyzny ponieśli śmierć – powiedziała dziś premier Beata Szydło, gdy ją zapytano, co myśli o tym, by apel poległych w powstaniu warszawskim był uzupełniony o apel smoleński.
- Jest oczywiste, że jest to tragedia, która powinna być wszędzie podkreślana, także wtedy, kiedy mówimy o ważnych sprawach dotyczących polskiej historii - odpowiedział na to samo pytanie wicepremier Piotr Gliński.
Stan na dziś jest taki: uroczystości związane z 72. rocznicą powstania warszawskiego organizują władze miasta. Zwykle w tych uroczystościach uczestniczy wojsko. Wojsko natomiast prawdopodobnie odczyta apel smoleński, bo to taka nasza nowa świecka tradycja. Jeśli więc miasto będzie chciało ustrzec nas przed tym zdarzeniem, musi zrezygnować z obecności wojska.
Czy ktoś to w ogóle pojmuje? Czy ktoś wie, o co PiS-owi chodzi? Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że tu nie chodzi wcale o apel i o pamięć tych, którzy zginęli w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem. Podejrzewam, że tu chodzi o wywołanie zadymy. Bo sam pomysł tego apelu to prowokacja. Tak jak torreador macha czerwoną szmatę bykowi przed nosem, tak PiS drażni dziś Warszawę. A że to waleczne miasto, to prawdopodobnie ma nadzieję, że w końcu nie wytrzyma. Dojdzie do zadymy i wtedy będzie można zastosować środki nadzwyczajne. Dobrze zgaduję, że o to chodzi?
Od wielu lat ludzie bez kultury, honoru i poszanowania dla świętości zamieniają uroczystości na Powązkach w jedną wielką burdę. Zamiast pochylić się w ciszy nad grobami powstańców, gwiżdżą, buczą, wyzywają. Hordy kiboli robią 1 sierpnia o godz. 17 na ulicach Warszawy cyrk. Drą się, odpalają race, a następnie wsiadają w niemieckie samochody z naklejkami w kształcie kotwicy i z napisem „Pamiętamy” i jadą na kolejne piwo. Teraz rocznicę wybuchu powstania już otwarcie PiS chce wykorzystać dla swoich prywatnych celów.
Pani Premier, porównuje Pani śmierć w katastrofie lotniczej do śmierci w postaniu? Zacytuję Pani fragment powieści Melchiora Wańkowicza „Ziele na kraterze”. W tym fragmencie opisuje on powstańcze losy grupy wspaniałych młodych ludzi, którzy tuż przed powstaniem bawili się i tańczyli „Ostatniego mazura”:
Czwarta para: Romek i Irenka Wańkowiczowie. Romek poległ w pierwszym dniu, a jego siostra — w dniu ostatnim. Długo matka szukała ciała „Knota", wesołego chłopca, który się wybrał na przygodę i padł w szturmie na bunkier niemiecki na Mokotowie. Kiedy go rozpoznano wśród ekshumowanych, Mama nie pozwoliła zbliżyć się bratowej. Było to już przecież po upływie pół roku. Przykląkłszy zawinęła w koc szczątki w butwiejącej kurtce, którą sobie przed samym powstaniem sprawił, z której był tak dziecinnie dumny, w długich butach, którymi się tak chełpił. A jego siostra? Opowiadały dziewczęta, które ostatniego dnia powstania szły kanałem, że zmyliły właz, że u jego wyjścia złapali je Niemcy i równocześnie otrzymały wiadomość, że powstanie skapitulowało. Zaprowadzone do gestapo na ulicy Szucha zastały w sali badań Irenkę stojącą pod ścianą, przesłuchujący Niemiec pienił się, bo nie chciała mu dawać żadnych informacji. Dziewczęta starały się dać znać Irence, że już wszystko można mówić, że nastąpiła kapitulacja, ale się bały. Zresztą zaraz je wypchnięto do sąsiedniej Sali. Zwłok Irenki nie znaleziono.
To tylko jedna para. Tych par były tysiące. Nie ma mojej zgody, by ich pamięć wykorzystywać do własnych celów. Uszanujcie choć ten jeden dzień!
Iwona Leończuk