Zastanawiałem się, czy w ogóle o tym pisać. Bo po co?! Co to zmieni?! Takie sytuacje są na porządku dziennym, nie tylko w naszej branży. Jakiś czas temu głośno było o akcji „Jestem ilustratorem - zrobię grafikę za bułkę”. Nie wiem, czy akcja odniosła jakikolwiek skutek, ponieważ freelancerzy wciąż robieni są w konia. Tym razem przy użyciu białych rękawiczek, czyli dzień jak co dzień. System, w którym funkcjonuję daleko ma się od tradycyjnego, po wtorku wypada czwartek, środa to mała sobota, która z kolei trwa dwa dni, jedno co nas łączy, to nielubiane poniedziałki. Dlatego trudno określić mi, którego dnia tygodnia to się wydarzyło, bo wszystkie wydają się identyczne.
To typowe dla naszego zawodu, że współpracujemy z różnymi stylistami, którzy poszukują ciekawych i nietuzinkowych ubrań do sesji, programów i reklam. Jednak skandaliczne jest przekazywanie ubrań miedzy stylistami i nadużywanie naszego zaufania. Z tą praktyką zetknąłem się po raz pierwszy w karierze. W przypadku wspomnianego show „główna garderobiana” muzycznego talent show weszła w posiadania moich projektów całkowicie przypadkiem, bo dostała je na tymczasowe przechowanie od swojej asystentki. Okazja czyni złodzieja! Naiwnie wykorzystała moją własność, sądząc, że rzecz się nie wyda lub licząc, że jej się upiecze. Próbując dojść swoich racji, skontaktowałem się z produkcją programu, która nie dopatrzyła się żadnego nadużycia w działaniu swojego pracownika. Jedyne, co udało mi się wyegzekwować, to obietnica, że garderobiana-stylistka wyjaśni to ze mną. Niestety „Pani Stylistka” w swoim działaniu nie dopatrzyła się niczego niewłaściwego, gdyż do tej pory nie podjęła wysiłku, by się ze mną skontaktować. Pewnie żyje w przekonaniu, że zrobiła mi reklamę. Ja to jednak nazywam niedźwiedzią przysługą.
