Cztery Lwy
Można “drzeć łacha” z terrorystów?
Tak, jeśli jest się Angolem wychowanym na “Monty Pythonie”, Rickym Gervais i “Małej Brytanii”. Wtedy efekt jest powalający- jak w “Czterech lwach”. Najmniej poprawnym politycznie filmie ostatnich lat, który właśnie wchodzi do kin.
Karolina Korwin-Piotrowska - dziennikarka TVN Style; wydała ksiązkę "Bomba czyli alfabet polskiego szołbiznesu", prowadzi rubrykę "Bomba tygodnia" w tygodniku "Wprost"; pisze do "Art&Business", HBO i "Party", Ambasadorka serii filmów niezależnych wydawanych na dvd pod nazwą "REBEL REBEL", od 7 lat prowadzi "Magiel Towarzyski" w TVN Style.
Myślisz- terrorysta, widzisz- perfekcyjna maszyna do zabijania i podkładania ładunków wybuchowych. Drogi widzu- naoglądałeś się amerykańskiego kina akcji, historyjek o “Szakalu” i Czerwonych Brygadach, tudzież telewizyjnych wiadomości. Rzeczywistość jest taka, jak w “Czterech lwach”. Ona boli. Obala hollywoodzkie mity i rozśmiesza, choć nie każdemu jest do śmiechu. Ten film bowiem to jedyny w swoim rodzaju, boleśnie prawdziwy i histerycznie śmieszny anty poradnik pt. ”Jak nie zostać terrorystą”.
Sam początek filmu wróży coś nieprzewidywalnego. Widzimy nagranie taśmy przez terrorystów. Potencjalnie ma ona spowodować wylew hektolitrów zimnego potu na czoła niewiernych. “Poza Big Mackiem nie widzieliście nic”, mówi ewidentnie wkurzony i uzbrojony w kałasznikowa- zabawkę, muzułmanin. Zaczynamy się bać, nawet jeśli omijamy fast foody, ale nic bardziej mylnego. Koledzy potencjalnego terrorysty robią wrażenie, jakby nagrywali wideo dla cioci. I tylko fizycznie byli dorośli, bowiem tak naprawdę są to wyrośnięte i lekko niedorozwinięte dzieci. Na przykład jeden z nich ma modlitewnego misia, a jego ojciec zjada miesięczniki. Kiedyś jadł dzienniki, jest więc postęp. To banda kretynów po prostu. Kretynów, którym marzy się dżihad w Londynie….
Ów mówca z początku filmu to niejaki Omar. On jedyny sprawia wrażenie rozgarniętego. Ma normalne życie i wielkie marzenie- chce zostać męczennikiem. A że nie jest orientalną wersją Bonda ani Bourne’a, ani żaden z niego Kloss, orze biedak jak może i musi prosić swych kumpli o pomoc. Zakłada z nimi dżihad komando. Najpierw mają więc jechać na szkolenie terrorystyczne w górach Pakistanu. Powiem tyle, że na lotnisko jedzie czterech ale wylatuje w końcu tylko dwóch z nich….
Potem jest tylko lepiej. Po powrocie postanawiają coś widowiskowo wysadzić w powietrze. Wahają się między meczetem a drogerią. Żeby wysadzić jednak cokolwiek trzeba mieć czym to zrobić, trzeba “tylko” zdobyć materiały wybuchowe. Nawet kiedy jest się brodatym mężczyzną, ktory udaje kobietę kupująca hurtowe ilości utleniacza. Trzeba też jakoś się porozumieć, najlepiej jak rasowy terrorysta, a więc na facebooku grając w “Ptasie Zoo”. I wypadałoby, jak już jest się Muzułmaninem i chce się iść do raju, wiedzieć gdzie jest Mekka…z tym jest poważny problem.
Tylko Anglicy, z ich niegrzecznym poczuciem humoru, mogli nakręcić coś takiego. Tak niewyobrażalnie śmiesznego, a jednocześnie wzbudzającego kilkakrotne uczucie wstydu, że śmiejemy sie z czegoś TAKIEGO i to w czasach, kiedy to terroryzm jest tym, czego boimy się najbardziej. Niedawno było WTC, Norwegia, codziennie jest jakaś informacja o kolejnym szalonym strzelcu, który zabija niewinnych ludzi…
Bo to jest bardzo niepoprawny politycznie film. Nie jest on tylko o bandzie idiotów- fanatyków, którzy wymyślili sobie w Londynie dżihad. To też film o stereotypach, którym podlegamy wszyscy, o tym, jak te stereotypy niszczą nam życie.
Dosłownie. Nie wiesz, jak poradzić sobie z problemem- wyśmiej go. Ten film jest do tego idealny.
Ja umierałam ze śmiechu. Czego i Wam życzę. Film w kinach od piątku….