Przepis na stereotyp staruszka
Autor Antoni Bohdanowicz alarmuje, że „staruszkowie” czyli osoby po 60 r.ż. stanowią na drogach jako kierowcy podobne zagrożenie do tego, jakie sieją pijani. Podaje też statystykę, z której wynika, że w 2012 r. odpowiadali za śmierć na drodze 342 osób. Tylko co to znaczy?
Europosłanka, była Pełnomocniczka Rządu ds. Równego Traktowania
Autor nie pisze, że ta liczba to tylko 10% wszystkich zabitych na drodze, nie zestawia z proporcją osób po 60 roku życia do reszty kierowców, nie analizuje kontekstu. Dla autora tekstu – sądząc po fotografii – młodego człowieka w okolicy 30., osoby po 60 r.ż. to staruszkowie, najprawdopodobniej zniedołężniali, niedowidzący, gotowi w każdej chwili zemdleć, przeżyć w dowolnym momencie zawał serca czy atak innej obezwładniającej ciało i umysł choroby. „
Problemy wynikają ze słabego stanu zdrowia lub wzroku. Kłopotem jest też naturalnie podeszły wiek, słabsza i wolniejsza reakcja, zła ocena sytuacji” – pisze autor.
Proszę Pana! Co prawda do sześćdziesiątki trochę mi jeszcze zostało, ale nie zliczę moich 60+ kolegów i koleżanek po fachu, z którymi na co dzień stykam się w pracy. Ci ludzie – zatrudnieni lub zatrudniający w systemie sądownictwa, w samorządach, bankach, dużych firmach, często aktywni politycy – aktywni zawodowo i w ogóle w życiu, na co dzień podejmują bardzo ważne decyzje, czasami ważące o losach tysięcy ludzi. Strach pomyśleć, jakie będą tego skutki: jeśli Pan uważa, że osoba 60-letnia jest niezdolna do odpowiedzialnego kierowania samochodem, to co dopiero mówić o poważniejszych sprawach, jakimi niewątpliwie są zadania związane z pracą w kierownictwach firm i instytucji, które mi przychodzą na myśl.
Nie chcę narzekać na dziennikarstwo, pisać o minionych czasach większej uwagi i rzetelności, bo wydaje mi się, że ta opinia autora nie jest kwestią jedynie jego charakteru, a bardziej głosem pokolenia, dla którego 60 lat to koniec życia. Takie myślenie jest bardzo niebezpieczne w momencie, kiedy jesteśmy w światowej czołówce szybko starzejących się państw. Za 30 lat połowa Polski będzie 60+. Co wtedy? Połowę obywateli będziemy spychać na margines? Toczyć pokoleniowe wojny? Przecież chcemy Polski, w której pokolenia, współistniejące w czasie i przestrzeni generacje (powoli jest ich więcej niż 3 ) będą solidarnie budować mosty wzajemnego wsparcia i zrozumienia, razem pracować i odpoczywać, korzystać ze swoich (różnych) doświadczeń i kompetencji.
Marnowanie potencjału ludzi 50+ to dziś poważny problem, a jednym z jego źródeł jest percepcja wieku i sprawności, z której wynika że 50 lat to końcówka aktywności zawodowej. Zaś 60 lat to zmurszała starość pełna boleści i niemocy, po której czeka nas nieuchronny i przykry proces dalszego starzenia się w chorobie i coraz mniejszej przydatności. Kiedyś ludzie żyli niewiele ponad 60 lat i wtedy taka percepcja miała jakiś sens, i – co ważne – pewne odbicie w rzeczywistości. Dziś ludzie żyją do setki, średnia oczekiwana długość życia także w Polsce zbliża się do 80-siątki, i z tej perspektywy postrzeganie 60-latków jako staruszków jest krzywdzące i szkodliwe – społecznie, ekonomicznie i politycznie.
Pomyślmy, jak wyeliminować z naszych dróg niebezpiecznych kierowców – tych którzy notorycznie łamią przepisy, jeżdżą po pijaku, bez świateł lub bez znajomości znaków drogowych. Bez patrzenia na wiek czy płeć delikwentów. Bez dyskryminacji.