Zadzwoniła i powiedziała że jedziemy jednak jej samochodem. Że Ona woli, bo potem chce sobie jeździć, a moim by się bała. Dobrze, pomyślałam. Obie obijamy i zadrapujemy samochody namiętnie, jesteśmy do tego tak przyzwyczajone że nawet nam nie drga powieka na obrzydliwe szuranie blachy i coś... Nawet nie wysiadamy z samochodu na uderzenie w gazon, słupek, murek. Mój samochód akurat cały odnowiony, niech będzie taki odnowiony trochę dłużej – myślę. Jedziemy Jej. Dobrze.
Krystyna Janda - Aktorka, Prezes Fundacji Krystyny Jandy na Rzecz Kultury
Potem zadzwoniła, że zapomniała mi powiedzieć, że u niej w samochodzie nie działa GPS. Nie szkodzi - odparłam. Dojechać do Włoch umiemy i bez nawigacji, jeździłyśmy same z dziećmi przez całą Europę w czasach bez komórek, dżipiesów. Mapy były zawsze dla nas zbyt skomplikowane a trafiałyśmy, trafimy i teraz. Dobrze.
- Wstąpimy do moich znajomych w Niemczech, zaproponowałam. Świetnie - ucieszyła się . - A gdzie oni mieszkają? - Tak w rogu, na granicy ze Szwajcarią, koło Bazylei.- O! świetnie! - odparła. Piękne widoki. Tak. Super. - No to jedziemy przez Poznań - zaproponowałam, tam mamy znajomych , będzie fajnie, kolacja, poprzyjaźnimy się. Dobrze.
Do Poznania dojechałyśmy cały czas starając się uruchomić słuchanie audiobooka z pamięci USB, bez powodzenia. Pod Poznaniem kupiłyśmy „ Kafka nad morzem” Murakami na stacji benzynowej i z płyty, poszłooo! Super.
W Poznaniu nadzwyczajnie przyjęte, kolacja jakiej nie jadłyśmy chyba nigdy, ciekawa rozmowa, gospodarz pożyczył nam nawigację na wszelki wypadek. Czym jak się później okazało uratował nas od długiego błądzenia, bo moim zdaniem bez tej nawigacji, nie trafiłybyśmy, absolutnie nigdzie. Z nią było ciężko ale gdyby nie ona, krzyk – Gdzie teraz jadę ?! I odpowiedź – Nie wiem!!!! - rozlegałby się dużo częściej. Całą drogę słałyśmy dziękczynne modły do właściciela nawigacji i biłyśmy pokłony esemesami.
W Czarnym Lesie, nadzwyczajnie. Tylko raz musiałyśmy zjechać z autostrady bo zabrakło nam benzyny, ale z górki, dotoczyłyśmy się do stacji na jakiejś wsi niemieckiej. Bohaterki. W gościnie czas upojnie płynął, opowieści, serdeczności, pstrąg wyłowiony na naszych oczach i podany w migdałach smakował niewymownie, wieści z Polski i wiadomości z Polski w telewizji i to samo zgrzytanie zębów. Okazało się że Ich żółw żyje dłużej niż się przyjaźnimy. Woda z cytryną ratuje organizm od zakwaszenia. Obiecałyśmy pić bakterie co rano po śniadaniu alby wzbogacić florę bakteryjną, łykać witaminę D3, mimo słońca bo mamy niedobór a przy filtrach w kremach i tak się nic do organizmu nie dostaje. Super.
Rano dalej w drogę, a ja - że ten samochód dużo pali. Strasznie dużo. Co chwila trzeba brać benzynę. Narzekam, bo mi jakoś dziwnie. Murakami prowadzi nas po labiryncie wyobraźni, nawigacja w ręku pożyczona działa, choć ktoś z Polski, musi wysyłać smsy co wpisać żeby dojechać. Jedziemy. Nagle, nawigacja, ta martwa, w samochodzie, co nie działała nigdy, ożywa! Mówi nam że za szybko, co jakiś czas włącza się sama z siebie, nie proszona i pokazuje niespodziewanie gdzie jesteśmy, przerywając audiobooka i potem audiobook, za każdym razem, wraca do początku rozdziału i tak w kółku.
- Co ty masz za beznadziejny samochód – odważam się powiedzieć, zniecierpliwiona, po kilkukrotnym wysłuchaniu rozdziału od początku, do tego myślę sobie, że siedzenia są też beznadziejne, z dermy, gorąco mi jak w piekle, za to klimatyzacja nastawiona na 16 stopni, z tego gorąca. Zimno mi na górze i potwornie gorąco na dole. Jadę na bosaka, z gołymi nogami na dole, na górze opatulona w wełniany szal, ale nic nie mówię, żeby Jej nie urazić, bo prowadzi, nie ma co Jej denerwować. Czuję się upiornie!. W jednej ręce mam pożyczoną nawigację , w drugiej telefon, słuchamy w kółko tego samego, jak facet zabija koty i zjada im serca, albo przeskakujemy rozdziały i nie wiemy już nic, czy bohaterowie umarli, czy im się to śni, czy 27 orgazm jest naprawdę, czy z matką , czy z siostrą ? Koszmar! Zimno i gorąco że weź się i powieś.
Nagle po 1000cu przejechanych kilometrów, Ona wykrzykuje – a dlaczego ty jedziesz na podgrzewanym siedzeniu!? – Butelka wody mineralnej włączyła podgrzewanie - odpowiadam i oddycham z ulgą, bo siedzenie stygnie dość szybko. Śmiejemy się od tego momentu cały czas, a nagle ożyła nawigacja mówi do nas w kółko, zwolnij, jedziesz z niedozwolona prędkością a przecież się myli, bo jedziemy z dozwoloną. Wpadamy więc w nieskończoną polemikę z nawigacją , której za cholerę nie da się wyłączyć.
Nagle Ona sobie przypomina - mówiłaś ze wstąpimy do Wenecji! – Tak, ale Wenecja jest z innej strony- odpowiadam, wstąpimy w powrotnej drodze, jak dożyjemy.
Dojeżdżamy nocą. Jesteśmy u siebie. Zapach dymu z pieców do pizzy, lasu piniowego i nagrzanej słońcem ziemi, wynagradza nam wszystko.
Następnego dnia nie możemy się znaleźć na plaży.
- Idziesz? – Ale w którą stronę? – Nie wiem! - Z której strony masz morze? - Widzisz latawce do nieba ? Stoję koło sprzedawcy latawców, idź na latawce. To widoczny punkt! Stoję przy latawcach. Ona idzie. W tym momencie przychodzi SMS od Oli Koniecznej z Polski o treści - My to sobie umiemy pożyć! - a mnie się rozładowuje telefon. W tym samym momencie sprzedawca latawców, w szybkim tempie oddala się brzegiem morza. Krzyczę za nim, będę kupować kolejne latawce, żeby stał w tym miejscu – myślę. On nie słyszy. Z Nią nie mam połączenia. Będzie szła za latawcami w nieskończoność. Idę więc za latawcami i ja.