
Niezwykłe historie domu w Milanówku.
REKLAMA
Dwa lata temu dostałam w prezencie biografię pani Bogny Sokorskiej - słowika Warszawy, z bardzo ciekawymi ilustracjami, pięknie wydaną, napisaną przez młodą i piękną śpiewaczkę Opery Kameralnej panią Justynę Reczeniedi. Przed kilkoma dniami, odwiedziła mnie pani Justyna, która w tej chwili zajmuje się opracowaniem na temat Stanisława Gruszczyńskiego, słynnego polskiego tenora.
Przypadek sprawił, że mieszam od 22 lat w domu, który pan Stanisław zbudował dla siebie i swojej rodziny. Pani Justyna odwiedziła mnie więc, żeby dowiedzieć się, co wiem i czy mam jakieś pamiątki. Nie wiem prawie nic, pamiątek nie mam, prócz planu sytuacyjnego posesji na której stoi dom, dom wpisany do rejestru zabytków, dom, który - szczerze mówiąc - razem z mężem, a głownie mój mąż, uratowaliśmy od całkowitego zniszczenia, przywróciliśmy mu dawny kształt, funkcje poszczególnych pomieszczeń itd., bo w momencie kiedy go kupiliśmy był nieogrzewaną ruiną z dziwnymi przebudowaniami. Zdjęliśmy kilka liczników elektrycznych, mieszkało w nim kilka rodzin, był sklep meblowy, a wcześniej szpital powstańczy, szkoła, melina, menelownia itd., itp. Od wielu lat pielęgnujemy i dom, i ogród, i staramy się przywrócić mu dawną świetność, kochamy go. Tu urodzili się już moi synowie, tu co roku cała nasza rodzina gromadzi się z okazji świąt, rocznic, urodzin mojej mamy. Tu spędzają weekendy, wakacje i od lat już traktujemy ten dom, to miejsce w Milanówku jako nasze. Tu w tym domu umarł mój ojciec i mój mąż. Dla nas jest to dom i miejsce bardzo, bardzo ważne.
O samym domu i ogrodzie krążą legendy, koleje losu samego domu są dramatyczne, ściśle związane z powstaniem warszawskim i obozem przejściowym w Pruszkowie, z kolejnymi właścicielami i ich rodzinami, a pół cmentarza milanowskiego zajmuje kwatera białych betonowych krzyży, to groby ludzi, którzy umarli w mojej dziś sypialni, a wtedy tzw. „umieralni”, sali szpitala, gdzie leżeli najciężej ranni. Pisałam wielokrotnie o tym domu, o historiach z nim związanych, nie będę teraz przypominać. Zdarzyło się i nam, naszej rodzinie tutaj kilka rzeczy znaczących i prawie niemożliwych, niewiarygodnych, z pogranicza guseł, czarów i zabobonów, ale niewątpliwie coś w tym domu, miejscu, jest. W tych murach coś trwa.
Wracając do Stanisława Gruszczyńskiego. To wspaniała i tragiczna postać. Jeden z największych polskich śpiewaków. Człowiek o sercu podobno tak wielkim, jak jego talent. Umarł nieopodal tego domu, zamarzł na kupie węgla, zamroczony alkoholem. Byłyśmy z mamą na Jego grobie, na Powązkach. Zapomniany grób, jak i On sam, przez Boga i ludzi.
Mamy Jego nagrania, czasem Go słuchamy. Tego roku dostałam od pana Bogusława Kaczyńskiego w prezencie kalendarz. Niedawno siedziałyśmy z mamą przy śniadaniu, spojrzałam - z kalendarza patrzył na nas pan Stanisław. Powiedziałam: - Mamo, spójrz, On na nas patrzy, naprawdę. Jemy śniadanie, u Niego, w Jego jadalni. Stół stał prawdopodobnie w tym samym miejscu. W Twojej mamo dziś, sypialni, wtedy była zamknięta jego żona, chora na schizofrenię, podobno całymi dniami siedziała przed lustrem i czesała włosy… Mama, jak to moja mama odpowiedziała - No i dobrze, na pewno jest z nas zadowolony, dbamy o jego dom, niech patrzy. Wszystkiego dobrego panie Stanisławie.
Czekamy na książkę pani Reczeniedi z zainteresowaniem. Ostatnio przysłała mi zdjęcia pana Stanisława, zebrane i w muzeum Teatru Wielkiego w Muzeum Teatralnym, spotka się z ludźmi, śpiewakami, mieszkańcami Milanówka, tymi, którzy Go jeszcze pamiętają. Jestem bardzo ciekawa co uda Jej się zgromadzić i zapisać.
A my? A ja? – Panie Stanisławie, moja babcia stale rozmawiała z Zaświatami, więc i ja się odważę- Panie Stanisławie, dziękuję za dom. Byłam w nim bardzo szczęśliwa.
Dziennik Krystyny Jandy
Facebook Krystyny Jandy
Twitter Fundacji Krystyny Jandy Na Rzecz Kultury
Tytuł i lead artykułu pochodzą od redakcji
