Na pierwszej stronie „Dziennika, Gazety Prawnej” czytam wstrząsający tytuł: „Nie będą cię leczyć, dopóki nie zaczniesz umierać”. Wciąż zadaję sobie naiwne pytanie: dlaczego ciągle tak się dzieje?

REKLAMA
Piszą o tym, że ministerialne wymagania są niekiedy takie, że gdyby pacjent miał je spełnić byłby już martwy. Jeśli pacjent waży za dużo przy chorobie Leśniowskiego-Crohna, nie dostanie wymaganego leku. A leczy się go na ogół sterydami, więc przybiera na wadze. Lekarze doradzają pacjentom wyniszczenie! Gdy jesteś chory i dobrze trafisz, podadzą ci lek, który cię uratuje, jednak szpital zapłaci karę, bo NFZ nie musi płacić za nowoczesne leki.
Pacjentka z Lublina dostała odpowiednie leki, bo załapała się na program terapeutyczny. Trwa to jednak tylko rok i mogą jej odstawić lek. Pacjenci skrzyknęli się i wygrywają z urzędnikami. Niektórzy biurokraci twierdzą, że to „łzawe historie pacjentów” napędzają rynek farmaceutyczny.
Łzawe historie kogoś kto nie dostał leku ratującego życie?
Piszę o tym, bo wiem także co czują czekający na chemioterapię, wiedząc, że mogą jej nie dostać.
Wykrywalność jest większa, bo i metody wykrywania super nowoczesne, co z tego, kiedy mentalność urzędnicza pozostaje niezmienna?
Udało mi się, trafiłam na stół dość późno. Z własnej winy, i z powodu wychowania, bo w naszej rodzinie chodziło się do doktora, gdy był wyraźny powód.
A tu nic nie bolało!
Nie wolno było zawracać głowy jeżeli, nie miało się wysokiej gorączki, itp. Na szczęście dla mnie moment był dogodny, bo była ta potworna, ratująca życie chemioterapia.
Dlatego mogę teraz mój mąż fotografuje mnie na tle winorośli, którą sami posadziliśmy!
logo

Trudno o dobrych diagnostów, żeby wykryć raka trzeba trafić do onkologa. Gdy już masz diagnozę, nawet jeśli jest felerna, słyszysz: ma pani raka, to jesteś i tak w połowie wygrana! Teraz możesz walczyć, będą cię leczyli.
To wszystko przypomniałam sobie z okazji mojej ostatniej promocji, w zeszły czwartek. Było wielu ludzi, szefostwo wydawnictwa, Andrzej Ferenc pięknie przeczytał fragmenty. Co prawda jest to wznowienie (po 20 latach!), ale cieszę się jakby to była nowa rzecz.
Okładka dobra. Prawie zapomniałam, że napisałam ten romans „Ciało niczyje”, jedyny w moim życiu, tak jak napisałam na okładce, to romans gotycki w PRL-u. Może chciałam zapomnieć, bo to był dramatyczny czas.
logo

Gdyby nie Internet i „fejsbuk”, gdzie w jakiejś niszy młode polonistki dyskutowały o tej powieści i nawet nazwały ją „kultową”, co według mnie jest przesadą, wydawca by się nią nie zainteresował.
Pisałam „ku pokrzepieniu serca”, w stanie rozpadu. Moja starsza siostra umierała, nie wiedząc o tym. To była trauma! Brak dobrej diagnozy. Przez dwa lata badano ją, odsyłano, a to korzonki, to znów depresja. Straszne bóle, cierpienie. Na stole okazało się, że jest już za późno. Rak nerki, przerzuty. Rodzina w rozpaczy. Wtedy jeszcze u nas nie badano tomografem. Mimo wszystko, gdyby ktokolwiek skierował ją do onkologa, byłoby inaczej.
Ludzie, badajcie się! To mój prywatny apel.
Nie pisałabym dziś o tym, nie wspominałabym tego bólu, gdyby nie ten tekst w DGP, gdyby nie lęk chorych dookoła. To jest sprawa ponad polityką, bez względu na to kogo popierasz, czym się interesujesz, musisz dostać leki! To priorytet ponad EURO 2012, ponad szczytem NATO, Grecją i ewentualnym rozpadem Europy. Bo gdy rozpada się twój osobisty świat, gdy ból cię przygina do gleby, nie możesz myśleć o niczym innym niż o tym co cię dotknęło, albo kogoś najbliższego, bo to bywa gorsze niż nasza własna choroba.
Połowa sukcesu to stan psychiczny, mówię po raz setny to co usłyszałam od chemioterapeutki. A jak ma się czuć chory, jaki ma być stan jego duszy, gdy nie wie czy dostanie tę miksturę w kroplach, czy inny lek, od którego zależy to, czy powie do widzenia, czy żegnaj? Czy ludzie, którzy odpowiadają za nasze zdrowie o tym nie wiedzą? Mam nadzieję, że dociera do nich to, co trzeba zmienić.
Motto mojej powieści jest takie: „Ta książka nie jest podręcznikiem uzdrawiania. Powstała z pragnienia cudu, który się nie zdarzył. Jest ucieleśnioną baśnią o tym, jak miłość, wola życia i magia zwyciężyły chorobę. Jest także wyrazem nadziei, że być może kiedyś, gdzieś, komuś spełnią się takie marzenia. Autorka”.
Te marzenia spełniły się paru znajomym osobom, spełniają się nadal. Jednak cudom trzeba pomagać, nie można leczenia rozpoczynać dopiero wtedy, gdy zaczyna się umierać.
Wtedy nawet cud może nie pomóc.