W związku z przyjazdem ważnej osobistości z Rosji, wystąpił abp Józef Michalik wygłaszając nietypowe dla siebie sądy na temat katastrofy smoleńskiej. Uderzył w jak to się teraz mówi, sektę smoleńską, powodując niemałe zamieszanie po prawej stronie, tuż przy ścianie. Nie wiedzą co mówić, komu się podlizywać, czy tej części kościoła, którą reprezentuje abp Michalik czy tę z księdzem Isakiewiczem. Ojciec Rydzyk czeka na wynik, na to, kto zwycięży, przyjmuje postawę talmudyczną, czyli: może być tak, ale może być i tak. Abp Michalik dotąd konserwę popierał, a teraz nie popiera, przynajmniej w sprawie sekty smoleńskiej. A wszystko przez pojednanie narodów polskiego i rosyjskiego, za pomocą zbratania katolicyzmu z prawosławiem.
Krystyna Kofta. Pisarka, felietonistka Twojego Stylu. Urodzona w czepku
W zeszłe wakacje brataliśmy się ze szlakiem cerkiewek, pokazywałam nawet na blogu fotografie. Odbywają się tam nabożeństwa prawosławne i katolickie, i nikt nikogo za to nie bije, póki nie wtrącą się politycy. Problem dla prawicy tkwi w tym, że stojący na czele cerkwi patriarcha Cyryl i jego metody są dla niej nie do przyjęcia, że z pojednaniem występuje przyboczny Putina, a on przecie z KGB, tak jakby prezydenci amerykańscy, nie byli powiązani ze służbami – kto nie wierzy niech sprawdzi. Nosami prawiczki kręcą, że Cyryl był TW, albo kimś w tym rodzaju, różne bywały formy współpracy, czynna, bierna, nijaka, uśpiona. Nie, uśpiony agent, to agent, którego zawsze można wykorzystać. Zaraz też ktoś wyciągnął haka na abp Michalika, że ma teczkę, że był odnotowany. Kiedy mówił co chcieli, nikt nie robił z tego wielkiego halo!
Oczywiście istnieje potrzeba dobrych stosunków z Rosją. To się wszystkim opłaci. Jednak mówienie, tak jak twierdzą politycy i biskupi, że to krok apolityczny, to jest absurdalne wciskanie kitu. Przyjmowany z honorami przez prezydenta, wypowiadający się na tematy gorące społecznie i politycznie (był za surowym ukaraniem nieszczęsnych dziewczyn śpiewających przed ołtarzem), z pewnością nie jest postacią apolityczną, tak jak nie są apolityczni polscy biskupi. Chcą decydować o prawach człowieka, głównie w łóżku, ale też i poza nim. Katolicyzm słabnie, potrzebuje wsparcia, a Cyryl jest konserwatywny do bólu, chyba bardziej twardogłowy niż nasi pasterze. Wspólna wypowiedź była ok., pod względem porozumienia narodów, jednak passus dotyczący liberalizmu i ateizmu, który ma być powodem wszelkiego zła, jest zbędny!
Znam wiele osób niewierzących żyjących zgodnie z zasadami, nie z nich bierze się całe zło. Chciałabym panom patriarchom i biskupom przypomnieć, że naziści szli zabijać z napisem „Gott mit uns” wyrytym na klamrach pasów do munduru, a ówczesny papież błogosławił czołgi. Można więc zaapelować o umiar w dokopywaniu niewierzącym. Abp Michalik pytany przez redaktora czy uzgadniał pojednanie z Benedyktem, odpowiedział, że rozmawiał o tym, ale nic nie uzgadniał. Wiadomo, że Jan Paweł II bardzo chciał zbliżenia. Czy ktoś sądzi, że gdyby Benedykt nie wyraził zgody na wizytę, to ona by się odbyła? To jest przygotowanie do wizyty papieża w Rosji, bo Niemca zniosą, ale papież Polak? W tamtym momencie, to było dla polityków i duchownych w Rosji nie do przyjęcia, a naród nie ma i tak nic do gadania. Wszystko odbywa się na szczeblach drabiny, która przyśniła się św. Jakubowi, a może jakiejś innej. Jana Pawła winili za rozpad Związku Radzieckiego. Mam także wrażenie, że to pojednanie jest przygotowaniem do stawienia oporu Islamowi, którego oba kościoły się boją, a nie mówi się o tym z powodu poprawności politycznej oraz lęku przed zamachami terrorystycznymi. Czy nie o tym rozmawia się w obu kościołach, z patriarchą i papieżem?
A propos papieża, zastanawiałam się nad czekiem Benedykta XVI, pozostawionym ot tak gdzieś, w którejś z komnat, a może w papieskim gabinecie czy sypialni. Miejsca, skąd osobisty papieski kamerdyner ukradł czek nie podano. Do osobistego służącego, zwłaszcza zaś kamerdynera, arystokraci zawsze mieli pełne zaufanie, w kościele zaufanie to musiało być jeszcze pełniejsze, bo jest to przecież kryształ dźwięczący czysto, bez skazy. Przynajmniej tak być powinno. Od dłuższego czasu ma głębokie rysy grożące pęknięciem, gdy opublikowano irlandzkie dokumenty o sposobie traktowania dzieci płci obojga, przez osoby duchowne płci obojga, gdy nadeszły doniesienia ze Stanów, kościół musiał wypłacać milionowe odszkodowania. Przelewano je chyba poszkodowanym na odpowiednie konta, chyba nie wypisywano czeków?
Literatura pełna jest opisów kamerdynerskiej wierności. Jest także sporo świadectw zapisanych przez kamerdynerów, różnych publikacji, dokumentów, książek pisanych zwykle gdy ich państwo opuścili ten padół. Niekiedy funkcję kamerdynerów pełnią ochroniarze mający dostęp do wielu tajemnic. Na ogół nie puszczają pary z ust, chyba że pani zginie w katastrofie, jak zdarzyło się księżnej Di. Ten sługa papieski pośpieszył się nieco z ogłaszaniem niezadowolenia, dlatego musi zostać ukarany. Różne są sposoby rozprawiania się z niezsubordynowaną służbą. Gdy wybuchła sprawa banku Ambrosiano, zwłoki kogoś zamieszanego w sprawę znaleziono pod mostem, popełnił samobójstwo. Kamerdyner mógł mieć dość zamiatania (kurzu) pod (puszysty) dywan, dostał alergii, zaczął kichać no i wydało się, co piszczy w watykańskich trawnikach. Pewnie nikt w kościele nie pragnie, by napisał książkę o tym co wie?
Zwykle dopóki nie odbyła się rozprawa, nie podaje się czynu jako absolutnie i nieodwołalnie dokonanego. Przysługuje oskarżonemu, czy tylko zatrzymanemu, domniemanie niewinności. Czek niebagatelny na sto tysięcy dolarów czy euro? Muszę to sprawdzić, ale i tak skala w przeliczeniu na złote podobna. Komu papież wypisuje takie czeki, i czy na okaziciela? Chyba nie leżą sobie w szufladzie In blanco? Gdyby czek był na okaziciela, wówczas nikt nie mógłby go ukraść, chyba, że kamerdyner zwinął czek, żeby pokazać światu jakie kontakty ma Watykan. Nikt postronny tego nie wie, sprawa jest super tajna, dlatego jesteśmy skazani na domysły. Czy w Watykanie wciąż pokutują czeki, gdy u nas od dawna wydaje się pieniądze w banku na dokument i głos ludzki?
Siedzę sobie w pokoju w pewnym domu pracy twórczej. Szymborska dowiedziała się tu o swoim noblu. Na szczęście teraz nikt nobla nie dostał i panuje zupełny spokój. Można pracować, bo moje wakacje łączą się z pracą. Widok z pokoju na górę dwugarbną jest taki, że pojednanie wydaje mi się możliwe i całkiem naturalne, choć co roku drzewa wyższe i trochę widok przysłaniają. Spokojniej tu niż w Warszawie, może dlatego, że mało oglądamy TV, raczej patrzymy w górę, albo z góry na dół, słuchamy strumyków, martwimy się głównie o to, że wody w nich mniej niż w zeszłym roku, i ciszej szemrzą. Politycy świeccy i kościelni zostali gdzieś w tle, niech się porozumiewają, byle tylko nie psuli.