Właśnie wróciłam z Poznania, gdzie miałam spotkanie promocyjne podczas konferencji Dress for Success, to wielkie, znane na świecie amerykańskie przedsięwzięcie, które pozwoliło znaleźć pracę 500 000 kobiet. W Polsce też ten program pomocowy działa, a tłumaczy się go jako: „W sukience do sukcesu”, kto chce dowiedzieć się czegoś więcej niech wrzuci w GOOGLE. Było 400 osób, podpisałam przeszło sto książek. Można powiedzieć, że była to MEGAPROMOCJA. Można? Nie można, bo to byłaby MEGALOMANIA. To słowo należałoby przywrócić, bo używane jest zbyt rzadko w dobie niesamowitego chwalenia się, wręcz mega samochwalstwa.

REKLAMA
Mega promocje dotyczą zwykle paru złotych, darowanych przez jakiś Media Markt czy coś w tym rodzaju. MEGA, HIPER I SUPER stoją w jednym rzędzie mega super hiper extra przesady. Język jak wiadomo dąży do wyraźnych znaczeń, a więc lud chodzący do Auchan mówi, że robi zakupy w OSZOŁOMIE. I to jest świetna nazwa, oszołom dobrze czuje się w polszczyźnie. Słyszałam ostatnio takie wypowiedzi: idę do KARSERWISU, byłem w ELEKTROŁORDZIE.
Nie lubię psucia słów istniejących w polszczyźnie przez mieszanie pisowni angielskiej z polską odmianą. Czasami się to udaje, jak w: poszukaj w googlach, w googlu, googlować itd.
Słowo kult i przymiotnik: kultowy istnieją, choć są nadużywane, bo kultowe może być miejsce, takie jak kawiarnia Czytelnika, a nie otwarty dwa lata temu lokalik. Kultowy jest James Dean, czy Zbigniew Cybulski, a nie jakiś nieopierzony aktor, który żyje i cieszy się dobrym zdrowiem. A już bękarty zrodzone z mariażu (rzadko używane, zręcznie przyswojone polszczyźnie słowo) kultury z jakimś qultem, czy cooltem, robienie z tego karkołomnych wygibasów językowych typu: Qooltura albo cooltura, to już jest potwór, jakiś Quasimodo. Słowo bękart słusznie wyszło z użycia, bo to pejoratywne, wręcz uwłaczające określenie nieślubnego dziecka. Język sam się porządkuje i wyrzuca niektóre słowa, tak się stało właśnie z bękartem, który powrócił ostatnio w tytule filmu „Bękarty wojny”. Skoro co piąte dziecię jest pozamałżeńskie, trudno obrazić kogoś nazywając go bękartem. Znaczenie pejoratywne się zdewaluowało. Mało kto, może oprócz kilku polonistów i paru pisarzy, wie że bękart ma inne znaczenie, jest to mianowicie końcówka akapitu przeniesiona przy łamaniu tekstu na początek następnej kolumny tekstu. Jeśli chodzi o przekleństwa i słowa obraźliwe, nie cierpię słowa „kurde”, ani też „kurwa” używanego zamiast przecinka. Charakterniak „spod celi” wie, że mówi się „kurwa mać”, ci co tego nie wiedzą i obcinają „mać”, to SZMOŃDAKI, ćwierćinteligenci, którzy ośmieszają się udając twardzieli. W ogóle nazwy polsko-obce, których pełno na ulicach rzadko są do przyjęcia. Mówią głównie o kompleksach właścicieli kawiarenek, restauracji, domów mody, którzy uważają, że to co brzmi po polsku się dobrze nie sprzeda. Niestety taka jest prawda, lepiej „idą” towary obcych marek, a więc ten trend chyba nie ulegnie zmianie. Jest popyt, jest podaż. Język się zmienia i nic nie pomoże biadolenie. Nie da się tym sterować. Pamiętam, że gdy pojawiły się w Polsce pierwsze skutery, ogłoszono konkurs na polską nazwę, wygrała chyba motonoga. To był dopiero potworek!
Brakuje mi słowa FLIRT. Kiedyś było takie pojęcie, i flirtowano na potęgę. Był flirciarz i flirciara. Teraz jest od razu BZYKANIE, słowo całkiem niezłe, ale wychodzi daleko poza flirt. Z drugie strony mamy MOLESTOWANIE, co z flirtem niewiele ma wspólnego, a wyparło flirt, bo molestowanie to zbyt daleko posunięty, wulgarny flirt.