Miłość nad życie, silniejsza od doznań i większa od pragnień nie jest jeszcze miłością chrześcijańską. Udane małżeństwo dwojga ochrzczonych możliwe jest tylko dzięki ewangelicznej agape, hojnej i bezinteresownej miłości Boga.
Jezuita, teolog i publicysta, specjalizujący się w etyce rynku i demokracji
W czasach Jezusa uczeni żydowscy gorąco spierali się o to, jak interpretować prawo rozwodowe zapisane w nowszych księgach mojżeszowych (Pwt 24, 1-4). Zdaniem rabbiego Szammaja jedynym motywem umożliwiającym mężczyźnie wręczenie listu rozwodowego własnej żonie była jej niewierność, zdaniem rabbiego Hillela wystarczył jakikolwiek powód, choćby przysłowiowe przypalenie obiadu. Prawo to nigdy nie działało symetrycznie. Jedynie mężczyźni mogli oddalać swoje żony.
Przewidziana przez Mojżesza konieczność wystawienia listu rozwodowego chroniła kobiety przed całkowitą samowolą mężów, bo listy te podlegały ocenie starszyzny i regulowały sprawy majątkowe w taki sposób, że kobiety mogły potem wejść w kolejny związek. Pod wieloma względami żydowskie prawo ujmowało te sprawy podobnie jak stare prawo rzymskie, jednak w epoce cesarskiej w Rzymie coraz popularniejsze stawały się umowy małżeńskie zwane sine manu, które gwarantowały kobietom bardziej partnerski status w małżeństwie, pozwalając im m.in. na zachowanie pewnej samodzielności majątkowej.
Nieścisłości prawne, a przede wszystkim obyczaje epoki sprawiały, że w czasach Jezusa stosunkowo łatwo było uzyskać rozwód i w zamożnych rodach powtórne związki nie należały do rzadkości. Podobnie jak w Rzymie rosnąca nietrwałość związków małżeńskich prowadziła do ogólnego spadku dzietności.
Jezus w swoim nauczaniu nie ograniczał się jedynie do krytyki oczywistych nadużyć, jak to czynili prorocy, ale także kwestionował podstawy prawne i biblijne ówczesnej teologii małżeństwa. Klauzuli o liście rozwodowym nie łączył z zamysłem boskim, wyrażonym w dziele stworzenia, ale wyłącznie z niedojrzałą moralnością ludu, który nie tylko w tej dziedzinie wymógł na swoim prawodawcy, Mojżeszu, pewne ustępstwa. Jezus mówił o dwojakiej korupcji małżeństwa: o jego złym administrowaniu przez samych małżonków i instytucje powołane do jego ochrony, ale także o błędnym pojmowaniu jego istoty, która jako dynamiczna wspólnota miłości przekracza kategorie prawne, a nawet kulturowe.
Duchowa jedność małżonków ma swoje podstawy w darach naturalnych, ale jej najważniejszym źródłem pozostaje Bóg i jego bezgraniczna miłość, którą małżonkowie powinni przyjąć jak powołanie. Jezus zwracał uwagę na osobowy charakter więzi małżeńskiej, nadającej każdemu z małżonków równe prawa i obowiązki, a zarazem upodabniającej ich wspólnie do Boga. Posłużył się w tym celu definicją małżeństwa zawartą w Księdze Rodzaju w opisie dzieła stworzenia, nadając tym samym wyjątkowy, stwórczy charakter każdemu małżeństwu, uzupełnił ją jednak dwoma ważnymi wzmiankami, wspomniał mianowicie o konieczności opuszczenia ojca i matki, a więc osiągnięcia pełnej duchowej i psychofizycznej dojrzałości, bez której małżeństwo nie jest możliwe, a następnie zdefiniował małżeństwo jako bycie „jednym ciałem” (mia sarks).
To określenie musiało silnie oddziaływać na wyobraźnię Żydów i Hellenów, przypominało im bowiem, że duchowa jedność tylko wtedy jest prawdziwa, kiedy potrafi przeniknąć każdy skrawek widzialnego świata, tu jednak Jezus nie odnosił tej zasady do Stwórcy, ale do miłości łączącej małżonków. Uczniowie Jezusa już wkrótce mieli się uczyć tej samej jedności w mistycznym ciele (sarks) swojego Pana, którym jest Kościół.
Z ewangelii na 27. niedzielę zwykłą w roku liturgicznym B
„Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych [Mojżesz] napisał wam to przykazanie. Lecz na początku stworzenia Bóg stworzył ich jako mężczyznę i kobietę: dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela!” (Mk 10, 5-9)