Coraz trudniej znaleźć obszary, które w polskiej polityce łączą, a nie dzielą. Oczywiście, istotą polityki są – przynajmniej w teorii – spory. Zderzenie różnych wizji działania powinno nieść korzyść dla dobra obywateli. Na naszym podwórku od jakiegoś czasu przestało być tak naprawdę istotne, o co się politycy kłócą – ważna jest sama kłótnia, im ostrzejsza, tym lepsza. Jedną z nielicznych wysepek na wzburzonym oceanie pozostało bezpieczeństwo energetyczne. W interesie Polski i jej przyszłości leży, aby polityczne awantury omijały ten obszar szerokim łukiem.
Przypomnę: jesteśmy w trakcie sporu arbitrażowego z Gazpromem. Gra idzie o warunki i ceny rosyjskiego gazu, który Polska musi importować. Rojenia o łupkowym Eldorado, dokładnie tak, jak przestrzegali eksperci, pozostały tylko w obszarze marzeń. Nasze bezpieczeństwo energetyczne wymaga dywersyfikacji dostaw surowca. A więc liczy się cały czas rosnące krajowe wydobycie gazu ziemnego, strategiczne znaczenie będzie miał wciąż, o zgrozo, nieukończony terminal w Świnoujściu. Jeśli spełnią się ostrożne szacunki co do gazu z łupków, to i ten surowiec będzie miał znaczenie w gazowej układance. Nie można się jednak łudzić, że w najbliższej przyszłości będziemy mogli podziękować Rosjanom za ich dostawy.
Cały czas jest szansa, że PGNiG i Gazprom porozumieją się, jak kilka lat temu, zanim sąd arbitrażowy rozstrzygnie sprawę. Cisza, która otacza te negocjacje, powinna być w tym przypadku powodem do zadowolenia. Spekulacje i przecieki nie mogą bowiem grać na naszą korzyść. W tle gazowych negocjacji usłyszeliśmy dobrą wiadomość – dzięki przejęciu przedsiębiorstwa GazTrading PGNiG uzyskało 52% udziałów w spółce EuRoPol Gaz. Nie daje to narodowemu koncernowi pełnej kontroli nad spółką, ale znacząco wzmacnia jego pozycję wobec rosyjskiego partnera. Wyeliminowanie drobnych udziałowców utrudnia bowiem prowadzenie szkodliwych dla polskiej strony rozgrywek. I nie mam tu na myśli rozgrywek politycznych. Błędem jest intepretowanie gazowych relacji polsko-rosyjskich wyłącznie przez pryzmat wielkiej polityki. Kwestie biznesowe odgrywają w nich coraz większą rolę, zwłaszcza w obliczu pogarszającej się kondycji rosyjskiego giganta.
W ciągu minionych lat bezpieczeństwo energetyczne nie wywoływało wielkich napięć między rządzącą koalicją a opozycją. Wystawia to dobrą ocenę naszym politykom, których przywykliśmy bez umiaru, choć nie bez przyczyny, krytykować. Ten konsensus powinien utrzymać się niezależnie od wyniku październikowych wyborów parlamentarnych. W naszej polityce energetycznej nie ma zresztą miejsca na gwałtowne zwroty. Kurs, na którym znajduje się ona od wielu lat, musi być utrzymany, co najwyżej z pewnymi korektami. Zbyt wiele jest do stracenia, by prowadzić tu ryzykowne eksperymenty i tracić energię na nie przynoszące konkretów kłótnie i spory.