Polaków zawsze bardziej emocjonują wyniki wyborów za Oceanem, niż za europejską miedzą – w Niemczech czy we Francji. Po części na pewno wynika to z analizowanej wielokrotnie specyficznej polskiej cechy narodowej, jaką jest gorąca, acz nieodwzajemniana, miłość do Stanów Zjednoczonych. Ale – nie kwestionując strategicznego znaczenia naszego partnerstwa z państwami UE – ma to uzasadnienie w polskich interesach. Nie bagatelizowałbym więc pytania, które najczęściej pada od ubiegłej środy: co teraz będzie?
Pytanie krótkie i dokładnie taka odpowiedź: przyszłość pokaże. I nie dlatego, że Donald Trump uchodzi za polityczną enigmę, za człowieka, który jednego dnia był w stanie złożyć kilka sprzecznych ze sobą deklaracji. Kampania wyborcza (znamy to z autopsji) ma swoją specyfikę, którą jest m.in. ulotność wielu składanych obietnic. To po pierwsze. Po drugie, sytuacja w obecnym świecie, nie wyłączając niestety naszego regionu Europy, zmienia się niezwykle dynamicznie. Po trzecie wreszcie, na amerykańską politykę, również zagraniczną, siłą rzeczy ogromny wpływ ma gospodarka, przeżywająca przecież ostatnio spore zawirowania.
Politycy związani z opozycją nabrali wody w usta. Politycy rządzącej partii dyplomatycznie mówili o nadziei na jeszcze lepsze relacje z USA. I przypomnieli, że Trump obiecał w kampanii zniesienie wiz dla Polaków.
Ba, mniej lub bardziej mgliście o zniesieniu wiz amerykańscy decydenci wspominają od lat. I nic się nie dzieje. Co prawda ta kwestia w coraz większym stopniu staje się kwestią prestiżową, – lecz właśnie dlatego nie przestaje być ważna. Polacy nie oczekują zniesienia wiz po to, by zasilić masowo rynek pracy za Oceanem, ale dlatego, że nie chcą być traktowani jak kraj drugiej kategorii. Jestem bardzo ciekaw, czy fakt, że amerykańska Polonia w większości głosowała na Trumpa pomoże w kwestii wizowej czy na odwrót, administracja nowego prezydenta uzna, że skoro i tak popierają, to nie trzeba ich już kupować.
Wracając do postawionego na początku felietonu pytania. Amerykańska Polonia na pewno może pomóc w kształtowaniu tej prezydentury w odniesieniu do spraw polskich. Bez przesady, bez mocarstwowego zadęcia – ale jednak miliony amerykańskich Polaków stanowią lobby, którego nie można ignorować. Szczególnie w sytuacji, gdy nowy prezydent nie wygrał wyraźną większością, a grono jego ostrych przeciwników jest naprawdę spore. Tylko czy Polonia będzie czekać na to, aż Biały Dom przyjdzie z propozycjami, czy weźmie sprawy w swoje ręce? Zaryzykowałbym optymizm, bowiem – znając dość dobrze to środowisko – widzę, że w ostatnich latach amerykańscy Polacy działają coraz sprawniej, potrafią coraz lepiej upominać się o własne interesy. I, co ważne, te własne interesy oznaczają dla nich interes Polski.
Nie nam, Polakom, oceniać wyborcze decyzje Amerykanów. Patrzmy na nie przede wszystkim pod kątem tego, jak skutecznie możemy zadbać o nasze sprawy. Pamiętając, że w wielkiej polityce liczą się nie sentymenty, ale racja stanu. Po obu stronach.