Dane pokazujące ogromny spadek bezrobocia, rosnącą zamożność Polaków i rekordową nadwyżkę budżetową napawają optymizmem. Ale rząd uparł się, by tę beczkę miodu spaskudzić dziegciem. Na szczęście istnieje szansa, że niefortunne zmiany zostaną odsunięte w czasie. Chodzi o zniesienie tzw. trzydziestokrotności, czyli górnego limitu składek na ubezpieczenie emerytalne. Wbrew uspokajającym zapewnieniom, skorzystają na tym najlepiej zarabiający, a skutki odczuje klasa średnia. Ta zaś, jeśli chodzi o dochody, jest daleko w tyle za klasą średnią w państwach zachodnioeuropejskich.
Dzisiaj od całości przychodu odprowadzana jest tylko składka na ubezpieczenie od chorób i wypadków. Po przyjętych przez rząd zmianach analogicznie stanie się ze składką na ubezpieczenie emerytalne.
Rząd kusi: im większe składki na emeryturę, tym wyższe będą świadczenia. Brzmi wspaniale, ale… No właśnie. Powinnością państwa jest bez wątpienia troska o najuboższych i najsłabszych. Na to idą – chociaż radykalni liberałowie się na to zżymają – nasze podatki. W porządku, na tym polega solidaryzm społeczny, chociaż cienka jest granica, gdzie ów solidaryzm się kończy, a zaczyna łupienie „bogatych”. Natomiast w imię czego rząd ma się troszczyć o emerytury i renty tych osób, które finansowo radzą sobie nieźle? To już mój swobodny wybór, czy chcę mieć dodatkowe ubezpieczenie emerytalne (a jeśli tak, to wszak niekoniecznie w ZUS), czy wolę zainwestować w nieruchomości, a może po prostu mam taki kaprys i wydam wszystko na podróże po świecie.
Przepraszam, zagalopowałem się z tymi wizjami. Reforma obejmie już te osoby, które zarabiają więcej niż 2,5-krotność średniej krajowej. Czyli na dzień dzisiejszy nieco ponad 11 tys. zł – brutto! Czyli na rękę 7,8 tys. zł. Z całym szacunkiem, ale nie są to pieniądze, które kwalifikują do grona najzamożniejszych. A zatem zniesienie limitu składek emerytalnych zmniejszy zarobki klasy średniej i skutecznie zapobiegnie jej wzmocnieniu. Wisienkę na torcie zauważył dziennik „Super Express”, który wyliczył, że zyskają członkowie zarządu bogatych spółek z udziałem Skarbu Państwa, zarabiający nawet 100 tys. zł. Po krótkim czasie nabędą prawo do emerytury na poziomie 5 tysięcy złotych.
Jeszcze tydzień temu wydawało się, że klamka zapadła. Wszak ustawa przeszła przez Sejm (zostaje jeszcze Senat, no i decyzja głowy państwa). Niespodziewanie obiekcje wyraziła Rada Nadzorcza ZUS. Tego ZUS, który miał na nowym prawie skorzystać! Bo nie oszukujmy się, zniesienie limitu składek przypomina zaciąganie kredytu na poczet spłaty już istniejących długów. W krótkim terminie może przynieść to ulgę, ale wszak i ten kredyt trzeba będzie kiedyś spłacić.
Premier Morawiecki zadeklarował, że reforma być może zostanie opóźniona i wejdzie w życie dopiero z początkiem 2019 r. Na razie trzymajmy kciuki, żeby tak się stało. Bo to zawsze dodatkowy rok na wycofanie się ze zmian, które uderzają w wielu, systemu emerytalnego nie uratują, a będą prezentem (niechcianym) dla wąskiej grupy najlepiej zarabiających.