Projekt ustawy o opłacie cukrowej (tak, tak – w Polsce nie ma nowych podatków, najwyżej solidarnościowe daniny i opłaty dla naszego zdrowia!) dał nowy impuls wojnie piwa z wódką. Ostro było w roku minionym, w tym też zapowiada się widowiskowa batalia. Plusem tych starć jest to, że producenci wyręczają Państwową Agencję Rozwiązywania Problemów Alkoholowych i przedstawiają dane na temat tego, jak i co piją Polacy. Można odnieść wrażenie, że te dane nigdy nie dotarły do decydentów – inaczej przemyśleliby politykę antyalkoholową.

REKLAMA
Wiosną zeszłego roku branża piwowarska przedstawiła raport firmy Synergion „Dokąd płynie mała wódka”, z którego wynikało, że Polacy codziennie wypijają 3 miliony „małpek”. Liczba powala. Branża spirytusowa przedstawiła dane, z których wynikało, że są to dane dwa albo trzy razy zawyżone. Obojętnie, którą wielkość przyjmiemy za prawdziwą, są to liczby robiące wrażenie. I nie jest to wrażenie pozytywne.
Ale jest druga strona medalu: Polacy piją coraz więcej piwa. Nie dlatego, że piją proporcjonalnie mniej mocniejszych alkoholi, po prostu ten alkoholowy wolumen uzupełniamy piwem. Przeciętny Polak – czyli i mężczyzna w sile wieku, i noworodek, i stuletnia staruszka – dziennie wypija litr piwa. Sprzedaż piwa w naszym kraju zbliżyła się do sprzedaży wody butelkowanej. Poćwiczmy wyobraźnię: ile razy sięgaliśmy w ostatnim roku bo wodę z butelki, ile razy podawano nam ją na spotkaniach? Na pewno wiele razy, a już wielekroć częściej, niż sięgaliśmy po piwo. Jednak ktoś tę różnicę musi wypijać. Piwo przestało być orzeźwiającym napojem, a stało się jednym z czynników szkodliwego picia.
Związek Pracodawców Polski Przemysł Spirytusowy na ubiegłotygodniowej konferencji przedstawił kilka interesujących danych. Otóż Polska jest trzecim krajem w Europie jeżeli chodzi o udział piw mocnych w rynku. Ustępujemy tylko Francji i Belgii, gdzie tradycyjnie popularne są mocne gatunki browaru. Ok. 23% piw sprzedanych w Polsce to piwa mocne – w krajach kojarzonych z piwem, jak Niemcy czy Czechy to odpowiednio zaledwie 1,5% i 2%. Obecnie najtańsza jednostka etanolu dostępna jest w piwie, co przekłada się na popularność tego napoju. Według analizy Fundacji Republikańskiej 1 % alkoholu w piwie 6 % kosztuje 0,87 zł, natomiast w wódce już 1,2 zł, a w whisky 2,16 zł. W małych formatach alkohol jest najdroższy w przeliczeniu na jednostkę, już teraz cena każdej butelka w 75% składa się z podatków.
Spirytusowcy narzekają na podatki – cóż, jeśli państwo ma gdzieś szukać źródeł dochodu, to niech będzie to alkohol. Nie jest to artykuł pierwszej ani drugiej potrzeby. Tylko niech państwo nie dzieli alkoholu na ten rzekomo mniej szkodliwy i uprzywilejowany i ten gorszy, który się okłada daninami. Małpki na pewno wpływają na niebezpieczne picie, ale i tanie, mocne piwo służy temu samemu. Dlatego trudno zrozumieć, czemu w projekcie wspomnianej na początku komentarza ustawy ograniczono pojemności mniejszych formatów, objętych dodatkową opłatą, do 300 ml. Nie obejmie ona piwa, czyli zmniejszy sprzedaż małpek, ale otworzy nowe perspektywy dla innego alkoholu. Zwalczanie dżumy cholerą. Budżet może zyska, lecz co to ma wspólnego z dbaniem o zdrowie publiczne?
Do tematu ustawy o opłacie cukrowej jeszcze pewnie wrócę, bo stanowi ona przykład niedopracowanych rozwiązań, które ani nie pomogą Polakom, ani nie zasilą skutecznie budżetu państwa. Maniera pisania aktów prawnych w pośpiechu, bez szerokich konsultacji, jest złą polską tradycją. Szkoda, że w ramach noworocznych postanowień decydenci nie chcą z nią zerwać.