Nasza odwieczna fascynacja Stanami Zjednoczonymi nie oznacza, że powinniśmy bezkrytycznie kopiować od Amerykanów najgorsze wzorce. Na przykład w zakresie politycznej nienawiści na poziomie zwykłych ludzi. Niestety niektóre reakcje po ogłoszeniu wyników drugiej tury wyborów prezydenckich nie dają zbyt wielkich nadziei na to, że temperatura emocji znacząco opadnie.
Demokracja bynajmniej nie polega na tym, że wszyscy starają się ze sobą zgadzać, a kampanie polityczne przebiegają w atmosferze piknikowej. Istotą prawdziwej demokracji są ostre spory, zaś wybory – wszystko jedno, samorządowe, parlamentarne czy prezydenckie – poprzedzane są mocną, wyrazistą kampanią. Spory te powinny dotyczyć jednak poglądów, wizji rozwoju wspólnoty, a nie wyodrębniania poszczególnych grup obywateli. W przeciwnym wypadku głównym celem obozu, który z opozycji chce dojść do sterów władzy będzie zemsta na poprzednikach, a priorytetem dla grupy rządzącej – takie kierowanie państwem, by obniżyć szansę na skuteczny rewanż ze strony opozycji, jeśli ta kiedyś przejmie rządy. Interes publiczny zaś schodzi na dalszy plan.
Taka mobilizacja oparta na straszeniu wyborców skutkuje przenoszeniem się politycznych nienawiści na poziom zwykłych ludzi. Przyznam, że jest to dla mnie kompletnie irracjonalne. Fundacja „Teraz Polska”, promując gospodarkę i przedsiębiorczość, powstała i rozwija się w środowisku osób o bardzo różnych poglądach politycznych i wizjach rozwoju Polski. Mimo to od trzydziestu lat udaje się współpracować w atmosferze wzajemnego szacunku. Bo jeżeli uznamy, że każdy ma święte prawo do wyznawania swoich wartości, do swobodnych wyborów, to takiemu uznaniu automatycznie towarzyszy zwykły szacunek dla innych.
Czemu zacząłem od Ameryki? Wybór Donalda Trumpa na prezydenta, a wcześniej agresywna kampania wyborcza, rozbudziły mnóstwo negatywnych emocji na poziomie zwykłych obywateli. Nikogo dzisiaj nie dziwią incydenty w rodzaju wypraszania z baru znajomych, którzy w prywatnej rozmowie pochwalili Republikanów – bo właściciel baru sympatyzuje z Demokratami. I odwrotnie. Podziały schodzą coraz niżej.
W polskich mediach społecznościowych pojawiły się kuriozalne wpisy w rodzaju: anuluję kontrakty z firmami z Podkarpacia, bo tam wygrał Duda. Za chwilę podobny przekaz z drugiej strony: jak można było pozwolić skorzystać koncernowi Agora, wydawcy „Gazety Wyborczej”, z tarczy antykryzysowej? Przecież oni krytykują rząd i wspierali Trzaskowskiego!
Rozejrzyjmy się wkoło. Walczymy z najpoważniejszym od dziesięcioleci kryzysem. Żeby zminimalizować szkody dla naszej gospodarki, konieczne jest współdziałanie na różnych poziomach. Od politycznego konsensusu w najważniejszych sprawach po współpracę na poziomie firm. Ktoś, kto chce dzielić przedsiębiorców według politycznych barw przypomina człowieka, który podczas pożaru budynku nie będzie gasił mieszkania sąsiada. Nie myśli o tym, że spłonie w końcu i jego lokum – ważne, by sąsiad poniósł straty.
Skoro politycy nie chcą i nie potrafią uspokoić nastrojów, to powinny wziąć się za to organizacje pozarządowe, ze zrzeszeniami przedsiębiorców na czele. W polityce można się na siebie obrażać, w gospodarce nigdy. Bo tutaj wszystko, także irracjonalna nienawiść, ma konkretny wymiar finansowy. Budowanie silnej Marki Polska nie może być sabotowane przez próby dzielenia polskich marek wedle poglądów ich właścicieli i regionów, z których pochodzą.