Z dnia na dzień rośnie liczba zdiagnozowanych zachorowań na COVID-19. Optymiści uspokajają, że to efekt bardziej celowanych i liczniejszych niż wiosną badań. Pesymiści straszą efektem „kuli śnieżnej”. Dywagować, oczywiście, można, chociaż nawet doświadczeni medycy przyznają, że nie są w stanie powiedzieć, jak rozwinie się sytuacja. O wiele bardziej celowa jest dyskusja o tym, w jaki sposób państwo powinno pomóc przedsiębiorcom w nałożonych na nich powinnościach.
Tarcza antykryzysowa w kolejnych odsłonach dała niezbędny oddech tysiącom polskich firm. Kryzys jednak będzie trwał długo i, co gorsza, nie wiadomo, jakie formy przybierze. Sinusoida hossy i bessy, do której przywykliśmy w ostatnim wieku, przestała być aktualna. Teorie mocno liberalne, powierzające wszystko wolnemu rynkowi, siłą rzeczy straciły na aktualności. Co nie znaczy, że najlepszą odpowiedzią na obecną sytuację jest daleko posunięty etatyzm. Po prostu utarte teorie, dychotomia: silne państwo kontra liberalizm – przestała pasować do tego, co się dzisiaj dzieje.
Państwo, co można zrozumieć, nie tylko rozdaje pieniądze, ale i nakłada na przedsiębiorców obowiązki. Sęk w tym, by były one możliwe do egzekwowania. Wraz z nową falą zachorowań wróciła dyskusja na temat egzekwowania przepisów, które w ostatnich tygodniach traktowane były przez wielu Polaków z olbrzymią nonszalancją. I oczywiście nie brak chętnych, by w roli egzekutorów postawić przedsiębiorców: właścicieli sklepów, punktów usługowych, hoteli. Jasne, powinni oni dbać o przestrzeganie przepisów, ale nie mogą zastępować policji ani sanepidu. Co ma zrobić sprzedawca, kiedy widzi w sklepie osobę bez maseczki? Naturalnie, może zwrócić jej uwagę. Zwykle słyszy: „ojej, zostawiłem/ łam w domu” lub wiązankę niecenzuralnych słów. Dodać trzeba, że przepisy w obecnym kształcie praktycznie nie pozwalają na skuteczną interwencję. Zgodnie z nimi z noszenia jakiejkolwiek osłony twarzy zwolnione są m.in. osoby z problemami z oddychaniem, a także – uwaga! – funkcjonariusze po cywilnemu wykonujący zadania operacyjne. A osoby, które powołują się na problemy zdrowotne, nie muszą okazywać żadnego zaświadczenia. Wszystko „na słowo”.
Przedsiębiorca, który dopuści do tego, by w jego lokalu lekceważono przepisy, podlega karze. Jednocześnie państwo, uchwalając dosłownie setki regulacji w covidowych specustawach, nie wprowadziło żadnego przepisu pomagającego przedsiębiorcy w egzekwowaniu obostrzeń. A przecież wystarczyłoby rozwiązanie analogiczne do tego, które obowiązuje w przypadku sprzedaży alkoholu i wyrobów tytoniowych. Masz mniej niż 18 lat? Jesteś nietrzeźwy? Nie dostaniesz piwa ani papierosów. Prawo zabrania mi sprzedaży osobie nieletniej. Gdyby prawo stanowiło, że osoba bez maski czy przyłbicy nie może zostać obsłużona, przedsiębiorcy mieliby prościej, a i o dyscyplinę kupujących byłoby znacznie łatwiej.
O rozsądne przepisy apeluje Polska Organizacja Handlu i Dystrybucji. Politycy obiecują, że szybko je wprowadzą. Czekamy, biorąc poprawkę, że termin „szybko” w świecie polityki ma zgoła inne znaczenie, niż nadajemy mu na co dzień.