Plan wprowadzenia podatku od reklam wywołał ostre protesty mediów. Argument, że w ten sposób upadną niezależne media, jest oczywiście przesadą, niemniej w dobie, gdy większość mediów odczuwa skutki kryzysu wywołanego pandemią, taki podatek musi budzić uzasadnione wątpliwości. Szkoda jednak, że w publicznej debacie wskazuje się na koncerny medialne jako jedynych poszkodowanych. Tymczasem wprowadzenie takiego podatku finalnie obciąży kieszenie Polaków, którzy od nowego roku i tak muszą płacić więcej za wiele produktów. Uszczupli również budżety polskich firm.
Projekt ustawy przewiduje dwie stawki podatku – wyższa, kwalifikowana, ma dotyczyć reklam wybranych produktów, m.in. leków, suplementów diety i produktów z dodatkiem cukru. A zatem, oprócz opłaty cukrowej, która weszła w życie w styczniu, szykowany jest następny podatek, obciążający producentów. Bo przecież media podniosą stawki reklam, a że budżety marketingowe nie są z gumy, więc dla firm powstanie dodatkowy koszt, przekładający się na ceny ich produktów. Tajemniczy jest klucz, wedle którego przygotowano listę produktów obłożonych wyższą stawką. Bo jeśli kluczem miałoby być zdrowie publiczne, to czemu są na niej też leki i suplementy diety? I dlaczego nie ma piwa, które na telewizyjne reklamy wydaje spore pieniądze?
Wiadomym jest, że rząd nie ma swoich pieniędzy, więc jeśli na coś łoży, to z kieszeni obywateli. To, skądinąd słuszne, stwierdzenie można rozwinąć i uzupełnić: pieniądze, które zabiera się firmom z tytułu różnych podatków, także nie biorą się z nieba. Pochodzą z kieszeni klientów i konsumentów. Niezależnie od tego, jak długi byłby łańcuszek podatkowy (medium – dom mediowy – producent itd.), na końcu dodatkowym podatkiem zostanie obciążony kupujący.
Okres pandemii to czas zwiększonych wydatków państwa przy równocześnie zwalniającej gospodarce. Oczywiste jest, że potrzebne są nowe źródła przychodów dla budżetu państwa. Tylko czy rzucanie kolejnego ciężaru na barki osłabionych polskich firm jest i etyczne, i celowe? Mam olbrzymie wątpliwości.
Trudno mi zgodzić się z argumentem, że skoro niektóre wielkie koncerny medialne unikają płacenia podatków, to trzeba wprowadzić nową daninę. Po pierwsze, jeśli koncerny korzystają z luk w prawie, to należy mieć pretensje do autorów złych regulacji, a nie do podatnika, który z nich korzysta. Po drugie, takie podejście jest niesprawiedliwe. Jeśli ja płacę podatki w pełnej wysokości, a mój sąsiad płaci mniej, niż wg państwa powinien, to czy jest to powód, by karać mnie dodatkowym podatkiem? Po trzecie, planowane regulacje nie dotyczą tylko największych graczy. Międzynarodowy koncern będzie miał mniejsze przychody, ale nie zbankrutuje. Mniejsi, polscy wydawcy mogą zaś tego nie przetrwać. Szczególnie zdumiewa obciążenie takim podatkiem wydawców prasy, której czytelnictwo z roku na rok spada.
Sprowadzanie dyskusji o planowanej daninie do górnolotnych haseł o obronie wolności słowa i wpisywanie jej w polityczny podział paradoksalnie nie pomaga w uzmysłowieniu szkodliwych skutków opłaty. Trzeba pokazywać jej skutki dla obciążonej polskiej gospodarki, dla polskich firm i dla samych Polaków. Szczególnie, że znajdzie się tu wiele twardych argumentów. Bo w to, że nowy podatek puści z torbami gigantów w rodzaju Discovery czy Ringier Axel Springer, mało kto uwierzy. Ale że będzie źródłem problemów dla polskich producentów, na przykład spożywczych, można wykazać na konkretnych liczbach.