Reklama.
Już w 2011 r. czeski Instytut Badawczy Gospodarki Rolnej podał, że Polska z importera stała się znaczącym eksporterem żywności do Republiki Czeskiej. Do naszego południowego sąsiada trafiają przede wszystkim: wołowina, produkty drobiowe, słodycze, przetwory owocowe i warzywne. Ba, choć trudno w to uwierzyć, ale nasi producenci eksportują do Czech również piwo!
Trudno wymagać, by tamtejsi producenci byli zachwyceni zagraniczną konkurencją. Trudno też się dziwić, że postanowili wykorzystać sztucznie wykreowaną aferę wokół polskich produktów. Władze Czeskiej Izby Żywnościowej zaapelowały do rządu, by zakazać importu artykułów spożywczych z Polski, „aż do chwili, kiedy Czechy będą mieć pewność, że instytucje kontrolne w Polsce będą działać tak jak powinny”.
Oczywiście, nieuzasadniony postulat ma słabą szansę realizacji, ale założony efekt został wywołany – skojarzenie „polska żywność – potencjalna trucizna” pojawiało się przez parę dni w tamtejszych mediach.
Na tej fali europejską prasę i Internet obiegł „polski wątek” tzw. afery hamburgerowej w Irlandii. W tamtejszym Tesco sprzedawano hamburgery z domieszką polskiej koniny. To nic, że polska konina trująca nie jest i że za domieszki mięsa odpowiadał irlandzki producent – dla czytelnika te trzy sprawy układają się w jeden ciąg. Po prostu - cały czas pojawiają się kontrowersyjne informacje dotyczące polskiej żywności – więc może lepiej nie wkładać do koszyka wyrobów z tego kraju…
Niestety, w styczniu dowiedziałem się z mediów, co sądzą o polskich wyrobach ich przeciwnicy z Danii, Czech i Irlandii, ale nie udało mi się doszukać reakcji tych, w których ta sprawa najbardziej uderza, czyli polskich producentów. A przecież potrafimy walczyć o swoje – producenci cukru, wskazując na zagrożenia dla polskiej gospodarki, związane z rozważanym zniesieniem kwot cukrowych, kierują protesty i do Brukseli. Umieli wykazać, że mimo spadku cen cukru w ostatnich latach, słodycze i tak zdrożały, więc szeroka liberalizacja rynku nie musi wcale przynieść oszczędności dla konsumenta. Skąd więc przedłużające się milczenie producentów mięsa i innych wyrobów spożywczych?
Kampania informacyjna czy marketingowa, szczególnie skierowana do zagranicznego odbiorcy, kosztuje. Warto jednak pokusić się o prostą kalkulację: ile na negatywnej kampanii, z którą mamy do czynienia od kilku tygodni, tracą polscy wytwórcy? Wiara w to, że jakość sama się obroni, jest – przepraszam za szczerość – mocno infantylna. Gdybyśmy wierzyli, że dobre, polskie produkty nie potrzebują wsparcia promocyjnego, to moglibyśmy już dawno zakończyć działalność Fundacji „Teraz Polska”.
Czas na starannie przemyślaną, spójną kampanię PR-ową wykonaną przez dobrych specjalistów tej branży. Czas również na mocny, słyszalny głos polskich polityków.
Bo w tym przypadku milczenie jest dla europejskich konsumentów wymownym potwierdzeniem kłamliwych zarzutów…