Nigdy w historii NBA polski koszykarz nie zagrał tak dobrze w tak ważnym meczu. Marcin Gortat był nie do zatrzymania! zdobył 31 punktów, 16 razy zebrał piłkę, a jego Washington Wizards rozbili Indiana Pacers i wciąż walczą o awans do Finału Konferencji. A po meczu Polak musiał uświadamiać Shaq’a O’Neala że pierogi to nie kiełbasa i że nie można ich grillować.
"Panie i Panowie jesteśmy świadkami historii" – mówił z powagą komentator spotkania w którym 8 lat temu Kobe Bryant rzucił 81 punktów. Mam takie wrażenie, że te słowa idealnie mogłyby opisać polskim kibicom to co wczoraj wydarzyło się w Indianapolis.
Gortat utrzymuje Wizards przy życiu
Wieczór, 13 maja 2014 roku. Zapamiętajmy tę datę. Mecz numer 5 w rywalizacji o Finał Konferencji Wschodniej NBA. Z jednej strony gospodarze i jedni z faworytów do zdobycia mistrzostwa – Indiana Pacers. Z drugiej drużyna zbudowana na nowo w tym sezonie, młoda i nieobliczalna – Washington Wizards. Mimo iż Pacers mają trochę problemów, to przed tym meczem prowadzą 3:1, kolejne zwycięstwo da im awans. Ale święta w Indianapolis nie będzie. Bo postanowił popsuć je Marcin Gortat. Polak od pierwszych sekund jest nie do zatrzymania. Rzut prawą ręką? Proszę bardzo! Rzut lewą? Nie ma problemu. Zbiórka w obronie? Ok! Zbiórka w ataku? A jaki to kłopot! Że trzeba walczyć pod tablicą z dwoma rywalami? Nic nie szkodzi! Gortat zbiera, rzuca, podaje, dobrze broni. Wychodziło mu właściwie wszystko. Trafia aż 13 z 15 rzutów z gry. Do tego 5 rzutów wolnych. W sumie 31 punktów! To jego rekord play – off i wyrównanie najlepszego osiągnięcia w karierze. Do tego aż 16 zbiórek. Gdy w czwartej kwarcie, przy wysokim prowadzeniu gości siada na ławce rezerwowych ma na koncie dokładnie tyle samo zbiórek co cała drużyna gospodarzy. Komentatorzy nie mówią o nikim innym.
Ale są powody. Ponad 30 punktów i 15 zbiórek w jednym meczu fazy play-off – takim osiągnięciem w barwach ekipy z Waszyngtonu (wtedy jeszcze Bullets) ostatni raz popisał się słynny Moses Malone. Było to w roku… 1987! Cała drużyna Wizards zbiórek miała aż o 39 więcej niż rywale. Takiej różnicy nie było w meczu play off od 29 lat. „Czarodzieje” wygrali 102:79 i chociaż w serii do czterech zwycięstw wciąż przegrywają 2:3 to plany wakacyjne musieli nieco odsunąć. Tak jak szefowie hali Verizon Center w stolicy USA, którzy wierząc w sukces i szósty mecz - nie zgodzili się na organizację w tym dniu koncertu Lady Gaga. Zamiast niej - zagra Gortat.
"Pokazaliśmy już, że potrafimy wygrać trzy mecze z rzędu" mówił przed tym spotkaniem trener Wizards Randy Wittman. Jeśli jego słowa się sprawdzą to "Czarodzieje" wywalczą awans. Na razie jednak miliony kibiców zaglądających stronę NBA.com wita wielki tytuł „Gortat utrzymuje Wizards przy życiu”
Alarm grillowanych pierogów!
"W pewnym momencie, gdzieś w połowie meczu zdałem sobie sprawę że wszystko mi wychodzi. To takie uczucie jakbyś był nieśmiertelny. Koledzy mi podawali a ja trafiałem, jak trzeba było pomóc zespołowi – pomagałem. Miałem mnóstwo energii. Dziś, ten mecz był dla mnie fajną zabawą" – mówił na konferencji prasowej Gortat.
Jeszcze więcej zabawy było w studiu TNT. Już analizując najciekawsze fragmenty meczu Shaquille O’Neal darł się w niebogłosy przy kolejnych akcjach Polaka: „Barbecued Pierogi Alert!!! Barbecued Pierogi Alert!!! Barbecue! Hashtag! Pierogi! Alert!”. Chwilę później zwrocił się do Charlesa Barkleya “dla wszystkich bałwanów takich jak Chuck – tłumaczę: pierogi to polska kiełbasa.”
„Pierogi to nie kiełbasa, głupku!” – szybko zareagował Barkley.
„Tak mi powiedziałeś przed programem” – tłumaczył się Shaq
„Pytałeś mnie o kiełbasę a nie o żadne pierogi” - odpowiedział sie Charles.
„Musimy sprawdzić taśmę z nagraniem, Chuck chciał mnie wrobić!” tak skończył tę rozmowę O’Neal. Ale temat pierogów oczywiście wrócił podczas łączenia live z Marcinem Gortatem. Polak potwierdził, że pierogi to pierogi a nie kiełbasa i że nie można ich grillować. Generalnie było zabawnie;)
Aha i w podsumowaniu z przymrużeniem oka, które po każdym meczu przygotowuje Washington Post Polak dostał też nagrodę za najlepiej wydepilowane włosy pod pachami;)
Polish Hammer, Polish Machine
Za Oceanem nie tylko Shaq, przeciwko któremu Gortat miał jeszcze okazję grać zastanawia się jak to możliwe, że Polak tak zdominował rywali. Bo w tegorocznych play-offach Gortat gra nierówno. Mecze dobre przeplata słabymi. Dwa dni wcześniej zdobył zaledwie 2 punkty i 3 zbiórki. Koniec spotkania przesiedział na ławce rezerwowych, a Wizards przegrali przed własną publicznością. Teraz w tytułach z amerykańskiej prasy znów pojawiają się jego przydomki: „Polish Hammer” i „Polish Machine” a komentatujący spotkanie dla TNT Ian Eagle i Chris Webber (który przez 4 lata grał w Waszyngtonie) opowiedzieli widzom chyba wszystko co mieli przygotowane w notatkach. A więc przede wszystkim o ojcu Marcina – czyli o Januszu Gortacie, który jest dwukrotnym medalistą olimpijskim w boksie. O tym że Marcin grał zawodowo w Polsce i w Niemczech. O tym że potem było Oralndo, Phoenix i wreszcie stolica USA.
I tak słuchając amerykańskich komentatorów i czytając to co dziś piszą dziennikarze w Stanach Zjednoczonych pomyślałem, że czasami nie doceniamy tego co tak naprawdę osiągnął w swojej karierze Marcin Gortat. Zapominamy jak niewiarygodną drogę przeszedł od II ligowego ŁKSu Łódź, gdzie zaczął trenować dopiero w wieku 17 lat, przez ligę niemiecką aż do NBA. A tam od gościa grzejącego ostatnie miejsce na ławie (a i to nie zawsze) przez zmiennika Dwighta Howarda po pierwszoplanową postać w Phoenix Suns i Washington Wizards. Ile to pracy, treningów, samozaparcie i poświęcenia. Jeśli do tego dodamy, że Gortat wciąż ma czas na organizowane w Polsce od 2008 roku Campy dla dzieci i rozwijanie swojej fundacji - to okaże się że to jest nie tylko wielki sportowiec ale i wielki człowiek. I to nie tylko ze względu na wzrost. I nawet jeśli zabraknie go na zgrupowaniu reprezentacji Polski (a słowa trenera Mike'a Taylora świadczą o tym, że jest na to przygotowany) to i tak niewiele to zmieni. Takim jednym meczem w NBA Gortat dla promocji Polski i dla mojego poczucia "Jestem dumny bo jestem Polakiem!" zrobił więcej niż wszystkimi spotkaniami w biało - czerwonej koszulce. Chociaż mam nadziej, że MG w kadrze się jeszcze pojawi i że n.p.: na Mistrzostwach Europy będzie grał tak jak wczoraj w Indianapolis.
Gortat Camp
W minioną sobotę w studiu Orange sport była Tatiana Okupnik, wokalistka, żona Michała Micielskiego (menedżer Gortata) i przyjaciółka Marcina. I też było wesoło! I o kilku rzeczach się dowiedziałem, na przykład o tym że Gortat w szatni zagrzewa kolegów do boju tekstami z filmów. Z takiej „Sparty” na przykład. I Tatiana powiedziała, że kiedyś Marcin powinien pracować z dziećmi – i wiem że ma rację bo na jego Campach jestem od 2009 roku. tutaj wywiad z Tatianą Okupnik – to było po meczu numer 3 ale i tak warto posłuchać. Bo po prostu Marcin Gortat jest wyjątkowym gościem. I mam nadzieję, że to jeszcze nie koniec. Że Wizards wygrają szóste spotkanie u siebie i że wygrają znowu w Indianapolis i że przejdą do historii. I jak nie tak dawno rozmawiałem z Michaelem Ansleyem, który ponad dwie dekady temu grał w NBA, to nazwał Marcina Gortata „bestią”. I powiedział, że podpisze nowy kontrakt na 15 milionów dolarów za sezon. Tak grający Gortat zasługuje na jeszcze więcej. No i Shaq przecież musi się w końcu dowiedzieć jak smakują polskie pierogi.
To na koniec mały skrócik, dziś w nocy warto było nie spać;) Marcinie - Gratujuję!