Było "we are the champions" i konfetti. Była wielka radość koszykarzy i ponad czterotysięcznej widowni w lubelskiej hali Globus. Był spiker krzyczący, że po raz pierwszy w te wakacje nie musimy śpiewać "nic się nie stało, Polacy nic się nie stało". Było gromkie "dziękujemy, dziękujemy". I choć w polskiej koszykówce mnóstwo problemów, to nasi koszykarze awansowali na przyszłoroczne Mistrzostwa Europy.
Mecz z Albanią w Lublinie miał być tylko formalnością. I był. Biało - czerwoni wygrali 89:59. Wyrównana walka toczyła się do połowy drugiej kwarty, bo Ales Pipan w pierwszej piątce trochę eksperymentował. Wpuścił Piotra Pamułę, Przemysława Zamojskiego, Michała Ignerskiego, Łukasza Koszarka i Przemysława Karnowskiego zamiast Marcina Gortata. Z gry Karnowskiego zadowolony jednak nie był. Dopiero pojawienie się na parkiecie centra Phoenix Suns sprawiło, że szybko odskoczyliśmy Albańczykom i w drugiej połowie Polacy mogli trochę poczarować publiczność efektownie kończonymi akcjami. Ponitka, Gortat i Ignerski raz po raz wieszali się na obręczy, co oklaskiwała między innymi minister sportu i turystyki Joanna Mucha. Obok Pani minister siedział prezes PZKosz Grzegorz Bachański. Oby coś z tego było. Dla polskiej koszykówki oczywiście.
Mecz z Albanią i całe te eliminacje potwierdziły jeszcze raz coś co doskonale wiemy, że Marcin Gortat to nasze koszykarskie dobro narodowe. Bez Niego może i możemy sprawić niespodziankę (i wygrać z Turcją na ME), ale nie wyobrażam sobie tej drużyny bez centra Phoenix. W sobotni wieczór w Lublinie Gortat znów był najlepszy na parkiecie, zdobył 18 punktów i 10 razy zebrał piłkę. Wartościowych zmienników na razie nie ma.
Oczywiście wariant optymistyczny jest taki, że Gortat za rok będzie liderem naszej kadry na Mistrzostwach Europy, a Przemek Karnowski po sezonie w NCAA będzie jego zmiennikiem i wniesie do gry więcej niż obecnie. Talent ma przeogromny, więc nadzieja jest. Ale są też wątpliwości, dziś Gortat mówił tak: "Nie wiem, co zdarzy się za rok i czy pojadę na turniej do Słowenii. Bardzo bym chciał, bo nie po to grałem w eliminacjach, żeby potem nie wziąć udziału w Eurobaskecie. Nie mogę jednak w tej chwili składać żadnych deklaracji. Jest tysiąc opcji. Mogę na przykład złapać kontuzję. Dziś nie ma sensu o tym rozmawiać. Zapytajcie mnie w kwietniu albo maju przyszłego roku. Dziś nie mogę obiecać, że zagram w kadrze za rok. Tak samo mógłbym obiecywać, że zobaczycie mnie w reprezentacji Polski w roku 2015 albo 2016". Czy to już zapowiedź powtórki z poprzedniego EuroBasketu, czy poprostu Gortat stara się uważać na to co mówi?
Dziś po fajnie spędzonych ponad dwóch godzinach w Lublinie staram się myśleć pozytywnie. Odrzucam więc wszystkie problemy naszych reprezentacji młodzieżowych, naszych klubów i całej naszej ligi. Nie martwię się, że koszykówka jest mniej popularna od co najmniej kilku innych dyscyplin sportu w naszym kraju. Nie interesują mnie dziś kłopoty finansowe związku. Dziś upieram się, że mamy reprezentację, którą stać na coś więcej niż zwycięstwa nad Finlandią i Belgią. Ja nie wiem czy Ales Pipan jest za słabym trenerem, bo to ostatnio modna teza, ale wiem, że: mamy kadrę w której jest Gortat, a także grający na Uniwersytecie Gonzaga i robiący stałe postępy Przemek Karnowski. Mamy też takich koszykarzy jak: Lampe, Ignerski, Kelati (Logan?), Koszarek czy Szewczyk. Mamy zdolną młodzież jak wspomniany Karnowski, Ponitka czy Pamuła. Czy to nie są nazwiska, które są w stanie powalczyć o powtórzenie sukcesu z 1997 roku?
Dziś po meczu były podziękowania i zasłużone gratulacje. Ales Pipan dziękował swoim zawodnikom, Michał Ignerski - trenerowi i wspaniałej publiczności, nie tylko tej w Lublinie, ale też w Zielonej Górze, Koszalinie czy Trójmieście. Z głośników popłynęło "we are the champions" i choć mistrzami Europy to pewnie jeszcze długo nie będziemy, to trzeba przyznać, że Polacy plan na eliminacje wykonali. Mieli awansować na EuroBasket 2013 i awansowali. Marcin Gortat przyznał, że ich plan zakładał co prawda osiem zwycięstw, ale dodał też z uśmiechem, że koszykówka ma się w Polsce dobrze, "małymi kroczkami idziemy do przodu" - mówił Gortat. "A co będzie jak zrobimy wynik w Mistrzostwach Europy... tak przecież zaczął się boom na siatkówkę. A siatkarze dziś w Polsce są na pierwszym miejscu". No dobrze, to jaki to jest ten dobry wynik? Tu Gortat był już bardziej ostrożny: "Te wakacje nauczyły mnie, żeby cieszyć się z każdego kolejnego zwycięstwa". Miejmy nadzieję, że będziemy cieszyć się ze zwycięstw na Słowenii.
P.S. Na zakończenie coś nie na temat:) Zapytałem Marcina Gortata (bo jakoś nie było okazji wcześniej) jakie wrażenie zrobił na nim transfer Dwighta Howarda do Lakers. Z uśmiechem na ustach odpowiedział "dowiedziałem się o tym trzy dni po fakcie, szczerze... to mnie to w ogóle nie interesuje" Teraz przynajmniej Panowie Howard i Gortat będą się częściej spotykać, bo zagrają w jednej Dywizji.