Pierścienie rozdane. Zaczęło się. Ruszył 67 sezon NBA. Na dobry początek kibicom w Miami ładnie przedstawił się Ray Allen. Gorsze humory mają fani w Los Angeles, bo Lakers na początek przegrali z Dallas Mavericks.
W Miami swój pierwszy pierścień mistrzowski odebrał LeBron James. Wreszcie! Wreszcie jest mistrzem NBA. Kibice Heat o formę swoich ulubieńców mogą być spokojni, bo drużyna z Florydy wygląda naprawdę obłędnie. W pierwszym meczu sezonu, z Boston Celtics LeBrona co prawda łapały skurcze (???) i zagrał tylko przez 29 minut ale i tak w tym czasie zdobył 26 punktów. Świetnie spisywali się Dwyane Wade (29 punktów), Chris Bosh (19) i nowi: Rashard Lewis (4 celne rzuty z gry na 5) i przede wszystkim Ray Allen. „Sugar” Ray zagrał przeciwko swoim niedawnym kolegom. Niektórzy mają z tym problem, bo Kevin Garnett udawał że go nie widzi, skłócony z nim Rajon Rondo mówi o nim „that guy”, za to trener Doc Rivers przywitał się ciepło ze swoim byłym graczem, uśmiech z twarzy nie zniknął mu nawet gdy Allen zaraz po wejściu na boisko trafił „trójkę” równo z syreną. W sumie nowy nabytek Miami zdobył 19 punków.
Koszykarze Miami Heat wygrali z Boston Celtics 120:107, choć w czwartej kwarcie złapali zadyszkę i w pewnym momencie ich przewaga wynosiła tylko 4 punkty. Zresztą zespół z Bostonu zaprezentował się bardzo dobrze. Rondo (13 asyst), Garnett, Paul Pierce (29 punktów) ale też nowi: Courtney Lee i Leandro Barbosa to drużyna która znów będzie walczyć o czołowe lokaty na Wschodzie.
W Los Angeles humory zdecydowanie gorsze niż w Miami. Do Kobego Bryanta dołączyli Steve Nash i Dwight Howard. I co? I na początek Lakers przegrali z Dallas Mavericks 91:99. Mavs zagrali bez kontuzjowanego Dirka Nowitzkiego (i bez Chrisa Kamana). Właściciel ekipy z Teksasu Mark Cuban wyglądał na zadowolonego. Może generalny menedżer Lakers Mitch Kupchak wykonał niesamowitą robotę tworząc z Los Angeles prawdziwie „hollywoodzką” piątkę (Bryant, Nash, Howard, Pau Gasol, Metta Word Peace) ale po pierwszym meczu można powiedzieć, że trochę tam rezerwowych brakuje (w przeciwieństwie np.: do Miami) Na razie „Dream Team” z Miasta Aniołów rozmontowali tacy gracze jak: Darren Collison czy Brandan Wright. W starciu weteranów też zwycięstwo 35-cio letniego Vince`a Cartera (11 punktów) nad 38-letnim Nashem (tylko 7 punktów i 4 asysty). World Peace zapowiadał pobicie przez Lakers rekordu Chicago Bulls czyli 73 zwycięstwa w sezonie. Będzie ciężko. A tak poważnie to Lakers w dalszym ciągu są jednym z faworytów do mistrzostwa NBA. Przed nimi jednak jeszcze sporo pracy.
Inauguracja sezonu nie nastąpiła jednak ani w Miami, ani w Los Angeles, tylko w Cleveland. Najlepszy debiutant poprzedniego sezonu w NBA Kyrie Irving najpierw podziękował fanom za wsparcie i doping (powoli zapominają o Lebronie???) a potem poprowadził Cavaliers do wygranej nad Washington Wizards 94:84. Zawsze warto wspomnieć też o Alonzo Gee, który w końcu w poprzednim sezonie (krótko bo krótko, ale jednak) występował w Asseco Prokomie Gdynia. Gee wyszedł w pierwszej piątce Cavs, ale trafił tylko 2 z 9-ciu rzutów z gry.
A dzisiaj pierwszy mecz Phoenix Suns i... Halloween.
P.S.: Dwyane Wade przekroczył granicę 15000 zdobytych punktów. Jest 123 graczem w historii NBA, który tego dokonał.