Miał być Phil Jackson, a jest Mike D`Antoni. Los Angeles Lakers mają nowego trenera. Bardzo szczęśliwy z tego powodu jest Steve Nash, trochę mniej Kobe Bryant. Ale zatrudnienie D`Antoniego sprawia, że istnieje duża szansa na to iż grę Lakers będzie dało się oglądać.
Phil Jackson miał być nowym szkoleniowcem Lakers na 95%, decyzja miała należeć już tylko do Niego. Tak pisały amerykańskie media jeszcze wczoraj. Rzeczywistość okazała się troszkę inna. Co prawda rodzina Bussów, do których należy zespół z Los Angeles bardzo chciała powrotu "Mistrza Zen", ale nie za wszelką cenę. Jackson chciał dużych pieniędzy (10 - 15 milionów dolarów za sezon) i możliwości nieuczestniczenia w niektórych meczach wyjazdowych. To ze względu na stan zdrowia.
Największym problemem mogła okazać się jednak chęć wpływania na transfery w klubie. Może nawet Jackson chciał być kimś więcej niż tylko trenerem. Coś na wzór Pata Riley'a w Miami. Tyle tylko, że taką funkcję pełni w Lakers Jim Buss, czyli syn właściciela. I mimo, że wieloletnia partnerka Jacksona to Jeanie Buss (czyli córka właściciela) nie było możliwości aby tak się stało. Phil Jackson zostaje na emeryturze.
Lakers na miejsce Mike'a Browna (zastąpił Jacksona w 2010 roku) zatrudnili zatem Mike'a D'Antoniego. Trenera, który w poprzednim roku - jakby nie było - odkrył dla NBA Jaremiego Lina. Ale też nie poradził sobie ze zbyt dużą liczbą gwiazd na metr kwadratowy w New York Knicks. Teraz czeka go jeszcze trudniejsze zadanie w Los Angeles. Bo zespół z Kalifornii nie dość że napakowany gwiazdami, to jest jeszcze najdroższy w utrzymaniu w NBA. Na pensje swoich koszykarzy Jerry Buss wydaje ponad 100 milionów dolarów za sezon (drugie w zestawieniu Miami Heat - 85 milionów) No i najważniejsze, ta drużyna przegrywa. A właściwie przegrywała, bo już bez trenera Browna wygrała dwa mecze. To na pewno nie ułatwi poszukiwania nowego pracodawcy Mike'owi Brownowi.
Na pewno z zatrudnienia D'Antoniego cieszy się Steve Nash. Kanadyjczyk podczas współpracy właśnie z tym szkoleniowcem został dwa razy wybrany MVP sezonu (2005 i 2006). Nie dziwią więc jego słowa "Wszyscy wiedzą, jak kocham Mike'a." Jest szansa że Mike'a pokochają też kibice Lakers. Tyleż słynna co skomplikowana "princeton offence" odchodzi do historii, za to teraz na pewno będzie dużo grania "pick&rolli". Grę Lakers będzie się oglądało z przyjemnością. Tego możemy być pewni.
Oficjalna strona Lakers pisze, że pełne poparcie nowy szkoleniowiec uzyskał też od Kobego Bryanta. "Black Mamba" bardzo chciał powrotu Jacksona, z którym święcił największe tryumfy w karierze, ale przed meczem z Sacramento przyznał, że D'Antoni jest "drugą opcją". Zarówno Bryant jak i Dwight Howard współpracowali z nim w reprezentacji USA, gdzie D'Antoni był asystentem Mike'a Krzyzewskiego. Zresztą jeśli Kobe i jego nowy trener nie będą mogli się ze sobą dogadać po angielsku, to zawsze mogą spróbować po włosku. Gdy Bryant dorastał w słonecznej Italii, Mike D'Antoni występował w Olimpii Mediolan (dzisiejsze Emporio Armani) i to na jego cześć Kobe grał z numerem 8 na koszulce w swoich pierwszych sezonach w NBA. Zresztą D'Antoni cztery lata temu został wybrany do grona 35 najlepszych koszykarzy w historii Euroligi ("50 najważniejszych postaci Euroligi"). Karierę trenerską też rozpoczynał we Włoszech i odnosił sukcesy nie mniejsze niż jako zawodnik. Do NBA trafił dopiero pod koniec lat 90-tych. Pracował w Denver, Portland, Phoenix i Nowym Jorku. Najmilej wspominają go w Phoenix, bo Suns grali świetnie, ale tylko w sezonach zasadniczych. W play off największy sukces D'Antoniego i ekipy z Phoenix to tylko awans do finału Konferencji Zachodniej. Czas na poprawienie tych osiągnięć, bo cel w LA jest jeden - mistrzostwa NBA.
Mike D'Antoni ma objąć zespół Lakers dopiero pod koniec tygodnia, bo niedawno przeszedł operację kolana. Do tego czasu tymczasowym trenerem Lakers pozostanie Bernie Bickerstaff, który w tej chwili z dwoma wygranymi meczami na koncie jest jedynym szkoleniowcem w historii klubu z bilansem 100% zwycięstw. To drugie zwycięstwo odniósł dziś w nocy z Sacramento i właśnie podczas tego spotkania dogadano szczegóły porozumienia z D'Antonim. 61 - letni trener podpisał kontrakt na 4 lata (trzy gwarantowane), za każdy sezon otrzyma 4 miliony dolarów. To na pewno sporo tańsza opcja niż Phil Jackson. Czy lepsza?