„Dzieci i ryby głosu nie mają” głosi popularne polskie przysłowie, które wbrew demokratycznym przemianom po roku 1989 przez wielu uważane jest za aktualne. Jeśli przysłowia mówią coś o duszy narodu, to można łatwo zgadnąć, że nadal kochamy się w hierarchiach z czasów feudalnych, a dzieci nie są w Polsce traktowane na równi z ludźmi dorosłymi (kompletnie wbrew przypominanym w tym roku mądrym słowom Janusza Korczaka „Nie ma dzieci – są ludzie”).
No bo jak inaczej wytłumaczyć sobie fakt, że przykładowo pojęcie „zdrowy rozsądek” (po szwedzku „sunt förnuft”) zawiera w sobie zupełnie inny ładunek emocjonalny dla Polaka, a inny dla Szweda. W Szwecji jest czymś jednoznacznie pozytywnym, prawdziwym ideałem postępowania, a w Polsce brzmi nudno, jak smutna życiowa konieczność, która zabija romantyzm i dobrą zabawę. Szwedzi lubią, jeśli coś jest „lagom”, czyli akurat, ani za dużo, ani za mało, a w Polaku na „akurat” coś się dziko buntuje. Dlaczego miałby jechać po mieście 50 kilometrów na godzinę, skoro może pomknąć setką i poczuć się, jak bohater swoich własnych snów: szalony, szybki i bezgranicznie wolny. Zakończenie owego zrywu na latarni do polskiego zdrowego rozsądku raczej nie przemówi bo:
b. powszechna religijność uczy fatalizmu, „wszak i tak mój los jest w rękach Boga”.
W ogóle jaskrawe różnice kulturowe i mentalnościowe nie są trudne do odnotowania. Jednak kwestia tytułowego stosunku Polaków do dzieci jest dla mnie nie do końca jasna. Nie rzuca się aż tak w oczy, a jednak coś jest na rzeczy. “I can´t help but wonder”….
Krytykowane jest, że dziecko biega albo skacze, podczas gdy inni siedzą w spokoju, że jest za głośne, że się wierci, że nie słucha mamy (Święty Boże, ależ Polscy kochają wytykać mamom i ich dzieciom, że te ostatnie się nie słuchają).
Nie wiem, czy zastanawialiście się kiedyś nad tym, ale nie da się nie zauważyć, że największym komplementem dla polskiego dziecka pozostaje od wieków konstatacja, że jest „grzeczne”, nie mądre, zdolne, albo cudownie śmiałe, tylko właśnie grzeczne, słucha się.
Moje własne doświadczenia przedszkolne i szkolne w Polsce pełne były nieznoszących dzieci i młodzieży nauczycieli oraz wychowawców. Jest to z pewnością temat na inny artykuł, a może i na książkę.
Oczywiście jest wiele istotniejszych i bardziej palących tematów, z których jednym z najważniejszych są prawa dzieci. Wystarczy wspomnieć, że mimo prawnego zakazu bicia dzieci, w Polsce wciąż nawet co bardziej postępowi i niby normalni rodzice potrafią stwierdzić, że nie da się dziecka wychować bez „klapsów miłości” (muszę przyznać, że to jedno z najbardziej obrzydliwych sformułowań, jakie zdarzyło mi się usłyszeć), żeby mieć pewność, że pozostaje dużo do zrobienia.
