Żyjemy w przekonaniu, że temat emigracji istotny jest dla nas jedynie z perspektywy wyjeżdżających z kraju Polaków. Interesuje nas, jak jesteśmy przyjmowani zagranicą. O sytuacji imigrantów, a zwłaszcza uchodźców politycznych, którzy znaleźli się w Polsce słyszymy niezwykle rzadko. Polska artystka, Anna Konik próbuje to zmienić.

REKLAMA
W Szwecji coraz głośniejsza jest dyskusja o rosnącej przepaści pomiędzy rodowitymi Szwedami, którym naogół nadal nieźle się żyje w opiekuńczym państwie , a zamieszkującymi betonowe przedmieścia uchodźcami spoza Europy, którym Szwecja pokazuje nieco mniej egalitarne oblicze. To wyrzuceni poza główny nurt przybysze, którym trudno o pracę i o nawiązanie kontaktu ze szwedzkim społeczeństwem, a jeszcze trudniej o wyrwanie się z etnicznego getta. Przypadek Szwecji jest paradoksalny, bo na wiele sposobów jest to kraj otwarty i co najmniej w założeniach stawiający na wielokulturowość.
Z kolei w Polsce żyjemy w przekonaniu, że temat emigracji istotny jest dla nas jedynie z perspektywy wyjeżdżających z kraju Polaków, tego jak my jesteśmy przyjmowani w Wielkiej Brytanii, Szwecji czy Norwegii. O sytuacji imigrantów, a zwłaszcza uchodźców politycznych, którzy znaleźli się w Polsce słyszymy niezwykle rzadko. Co jakiś czas pojawia się alarmujący artykuł o fatalnej sytuacji w ośrodkach dla nielegalnych imigrantów, a potem zapada cisza. Polska artystka Anna Konik próbuje to zmienić.
logo
Anna Konik

W tym samym mieście, pod tym samym niebem... to zaskakujący projekt wideo, w którym rodowite Szwedki i rodowite Polki opowiadają dramatyczne losy emigrantek. Mówią w pierwszej osobie, jakby to one przyjechały do Sztokholmu czy Białegostoku zostawiając w Afganistanie sześcioro swoich dzieci, jakby to one od kilkunastu lat żyły z zasiłku i nie były w stanie znaleźć pracy w swoim nowym kraju. Ten wydawałoby się prosty zabieg mimikry trafił w sedno problemu - codziennej niesłyszalności i niezauważalności tego, jak żyją i czego doświadczają mieszkanki szwedzkich dzielnic wykluczenia oraz ofiary wojny, które znalazły azyl w Polsce. Historia żyjących w poczuciu wykluczenia cudzoziemek staje się bardziej zrozumiała i bliska, gdy opowiadają ją kobiety takie same, jak należący do uprzywilejowanych autochtonów odbiorcy filmu. Tym bardziej, że ironicznym kontrastem dla opowiadanych losów są pokazywane na filmie wnętrza mieszkań Szwedek i Polek, które emanują klimatem szwedzkiego, mieszczańskiego dobrobytu i ciepłej, polskiej swojskości.
W tym samym momencie, w którym uważny widz stwierdza, że historia uciekinierki z Iraku lub Czeczenii wydaje mu się łatwiejsza do zrozumienia i bardziej uniwersalna niż myślał, musi też poczuć wstyd, że z większą empatią słucha o jej dramatycznych losach, gdy opowiada je biała kobieta, która mówi poprawnie po szwedzku albo polsku. Czy prawdziwy dialog, bez pośredników i masek nie jest możliwy? Filmu Anny Konik nie da się oglądać bez narastających wyrzutów sumienia...
logo
W tym samym mieście, pod tym samym niebem... Sztokholm

Fragment rozmowy, który przeprowadziłam z Anną Konik w czerwcu 2012, w Sztokholmie
- Dlaczego zdecydowałaś, że losy Irakijek, Somalijki, Afganki, Turczynek, Kurdyjki powinny zostać opowiedziane przez białe Szwedki i to w pierwszej osobie, jako ich własne biografie?
- Anna Konik: Po zebraniu wszystkich historii zastanawiałam się, jak je pokazać. Najważniejsze wydało mi się przeniesienie zmarginalizowanych losów „moich” emigrantek do samego centrum, a tym centrum w Szwecji są po prostu Szwedzi. Poszukiwałam Szwedek w podobnym wieku, co moje bohaterki z Tensta. Chciałam, żeby jako kobiety były na podobnym etapie rozwoju. Na ogłoszenie w gazecie odpowiedziało jakieś dwadzieścia kobiet. Niektóre nie rozumiały, dlaczego mają opowiadać życiorys innej kobiety w pierwszej osobie. Jednak te, które ostatecznie wzięły udział w projekcie, od razu bardzo wrażliwie i emocjonalnie podeszło do mojej idei. Nie musiałam ich przekonywać, żeby opowiedziały do kamery historię innej kobiety jako swoją własną. Wiedziały, o co chodzi, dobrze rozumiały, że dzięki ich twarzom, ich poprawnemu szwedzkiemu, dzięki mieszkaniom, które mi udostępniły i w których nagrywałam monologi, kobiety z Tensta po dziesięciu czy dwunastu latach pobytu w Szwecji po raz pierwszy zostaną usłyszane przez Szwedów.
- Łapię się na tym, że i ja, która dobrze wiem, co znaczy być cudzoziemką w obcym kraju, jakoś inaczej odbieram historię Somalijki opowiedzianą przez białą kobietę. Mamy więcej empatii dla ludzi, którzy są do nas podobni?
Widz sam musi sobie zadać pytanie, dlaczego historii, którą słyszy nie opowiada kobieta, której życiorysu ta historia dotyczy i sam określić, co czuje na temat tej podmiany, jakie to w nim wywołuje emocje. Sztuka pozwala na to przesunięcie czy przekroczenie granic i właśnie owo przesunięcie jest kluczowym elementem całego projektu.
Dlaczego w twoim filmie pojawiły się tylko kobiety?
Myślę, że z mężczyznami byłoby mi trudniej rozmawiać. Tu chodzi też o kwestię kulturowego dopuszczenia i o opowiedzenie swojej prywatnej historii. To jest jednak domena kobiet. To kobiety częściej opowiadają swoje życie.

Jakie były reakcje po pokazie Twojego filmu w szwedzkim parlamencie?
Ludzie byli nie tylko poruszeni, ale też dotknięci politycznym aspektem mojego filmu. Wśród publiczności były kobiety z Tensta i kobiety z centrum, które brały udział w projekcie, ale reszta to politycy, dziennikarze, Szwedzi. Była to więc konfrontacja, z tym co naprawdę istnieje, a nie jest widoczne.
Szwecja daje azyl uchodźcom, ale myślę, że czasami zapomina się, skąd i dlaczego ci ludzie tak naprawdę przyjechali, czego doświadczyli i że nie wystarczy dać im mieszkanie. Oni przeżywają szok kulturowy, nie mówią po szwedzku, czasami są analfabetami. Szwecja jest otwarta, ale może nie rozumie, co znaczy przeżyć wojnę, bo i sama Szwecja od ponad trzystu lat wojny nie doświadczyła. Bardzo trudne jest też przystosowywanie się ludzi dojrzałych, w pełni ukształtowanych do zupełnie nowego świata.
Twój kolejny film traktuje o Czeczenkach i kobietach z Inguszetii w Polsce. Jak wygląda podział na obcych i swoich w naszym kraju?
Druga część projektu powstała w Białymstoku we współpracy z Galerią Arsenał. Białystok jest newralgicznym miejscem na mapie Polski, było tam kilka incydentów o charakterze rasistowskim, ataki na Czeczenów, podpalenie drzwi polsko-pakistańskiej rodziny, zniszczenie Gwiazdy Dawida na skwerze upamiętniającym żydowski cmentarz... Miałam tu kontakt z kobietami, które przyjechały do Polski uciekając przed wojną, dyktaturą, prześladowaniami politycznymi. Część z nich mieszka w domu dla uchodźców, a reszta otrzymała już pozwolenie na mieszkanie w mieście w wynajętych mieszkaniach. Obie sytuacje są fatalne: warunki w domu dla uchodźców są poniżające, a możliwość znalezienia oficjalnej pracy i utrzymania się w mieście jest prawie zerowa...
logo
W tym samym mieście, pod tym samym niebem... Białystok

Film Anny Konik naświetla szwedzki oraz, jak się okazuje, polski problem zbyt powolnie posuwającej się integracji, zwraca uwagę na to, co prywatne i nakłania do empatii i dialogu. Jednocześnie fakt, iż jego prawdziwe bohaterki nie pokazują nawet twarzy i wybierają całkowitą anonimowość, budzi niepokój. Być może w pierwszej chwili czytając ten tekst, pomyślisz, że to tematyka mimo wszystko bardzo odległa od polskiej rzeczywistości. Jednak nie tak w końcu dawna dyskusja na temat stosunku Polaków do pracujących w naszym kraju Ukrainek, zdaje się temu przeczyć. Szwecja była przez wiele lat uznawana za wzór demokracji i egalitaryzmu, jednak nie do końca sprostała wyzwaniom wielokulturowości. Polska podobno słynie dziś z gościnności, a Polacy, którzy od setek lat są narodem emigrantów, jak nikt inni powinni rozumieć sytuację pracujących w naszym kraju przybyszów. Jacy dla nich jesteśmy? Czy w ogóle się nad tym zastanawiamy ?
W tym samym mieście, pod tym samym niebem... Anna Konik,
Galeria Arsenał, Białystok , 01.03.2013- 30.03.2013 (kurator Magdalena Godlewska)
http://galeria-arsenal.pl/wystawy/anna-konik-w-tym-samym-miescie-pod-tym-samym-niebems-.html
Więcej informacji na temat projektu:
http://mobileartproduction.se/projekt/anna-konik
Anna Konik
www.annakonik.art.pl
Artystka sztuk wizualnych. Tworzy wideoinstalacje, uprawia wideo, fotografię. Mieszka i pracuje na zmianę w Berlinie, Warszawie i Dobrodzieniu. W 2012 uzyskała tytuł doktora sztuk pięknych na Wydziale Sztuki Mediów i Scenografii warszawskiej ASP. W roku 2010/2011 prowadziła gościnne zajęcia wideo w Katedrze Mody przy Wydziale Wzornictwa warszawskiej ASP. W semestrze letnim 2009 zaproszona została jako Rudolf Arnheim Visiting Professor w Instytucie Sztuki i Historii Obrazu (Institut für Kunst- und Bildgeschichte) Uniwersytetu Humboldta w Berlinie, a w latach 2008/2009 jako wykładowca na International Summer Academy w Salzburgu. Obecnie prowadzi gościnne seminaria wideo na Wydziale Lingwistyki i Literatury Uniwersytetu Bielefeld. Laureatka stypendiów artystycznych oraz naukowych min. Wissenschaftskolleg zu Berlin oraz ZiF przy Uniwersytecie w Bielefeld.
Najnowszy film Anny Konik, W tym samym mieście, pod tym samym niebem...powstał w Sztokholmie, podczas pobytu rezydencyjnego artystki w IASPIS. Głównym producentem jest MAP (Mobile Art Production), a współproducentami i partnerami projektu - Instytut Polski w Sztokholmie oraz IASPIS. Część białostocka projektu powstała w ramach programu edukacyjnego "Plac Zabaw Arsenał 2012", dotowanego przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz w ramach stypendium artystki z budżetu Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.