Reklama.
To co parę miesięcy temu wydarzyło się w Waszyngtonie i Kolorado nie jest przypadkiem tylko wynikiem długiej, trudnej drogi - możemy uczyć się na ich błędach i wyciągać wnioski, albo nadal prowadzć spisaną na straty wojnę narkotykową.
Polacy od zawsze karmieni „american dream” wysysają go z mlekiem matki. Są „dreamerzy” od tarczy antyrakietowej, są od zielonej karty i są Ci, którzy na Greenpoincie piją zdrowie „białych murzynów” marząc o lepszym jutrze (podobno Greenpoint jest już dla Polaków za drogi, więc używam nazwy jako symbolu). W ostatnich latach na ulicach dużych polskich miast pojawili się również rodem wyjęci z brooklyńskich kawiarni hipsterzy, starzy marzyli o rejsie Batorym, młodzi polują na okazje w internecie, by choć przez kilka dni poszwendać się po Manhattanie czy zjeść lunch w Central Parku.
Łykano Janis Joplin, potem Nirvanę, Madonnę, dziś Kanye Westa, Jaya-Z czy Rihannę. Kolejne roczniki polskiej młodzieży bezkrytycznie przyjmowały ich modę, styl, sposób bycia, używki. Las Vegas Parano, Pulp Fiction, Blow biły w Polsce rekordy popularności a ich bohaterowie stawali się ikonami dla całego pokolenia.
W PRL oficjalnie narkomanii nie było, gdyż władza traktowała ją jako problem nękający wyłącznie zgniłe kraje kapitalistyczne. Jednak pod koniec lat osiemdziesiątych polskie społeczeństwo podzieliło się na fanów amerykańskiej popkultury z całym jej dobrodziejstwem i tych, którzy wypowiedzieli jej wojnę absolutną. Ci pierwsi marzyli o bilecie w jedną stronę drudzy własną piersią chcieli chronić ojczyznę przed zachodnim zepsuciem. Paradoksalnie u schyłku poprzedniego stulecia, kiedy rządy krajów najbardziej rozwiniętych zaczynały się powoli wycofywać z radykalnych haseł dotyczących walki z narkotykami na rzecz alternatywnych polityk ograniczających skutki społeczne zjawiska, Polska w tym samym czasie weszła w apogeum narkotykowej wojny. Z dnia na dzień osoby chore, głęboko uzależnione – potrzebujące troski i wsparcia – stały się przestępcami, podobnie jak dzieciaki eksperymentujące z narkotykami czy okazjonalni palacze marihuany. Żadnej oferty pomocy, żadnej alternatywy – za narkotyki do więzienia – bez względu na cenę. Minęło ponad dziesięć lat a my nadal tkwimy w tym systemowym błędzie ośmieszonej polityki „zero tolerancji”, która co roku kosztuje nas ponad 80 milionów złotych.
Dlaczego Amerykanie zrozumieli a polska lewica ciągle nie? "Politycy Sojuszu nie wyciągnęli też żadnej lekcji z tego, co działo się w Stanach Zjednoczonych, gdzie w zeszłym tygodniu 52 procent obywateli opowiedziało się za legalizacją marihuany, a w zeszłorocznych wyborach dwa stany już zdecydowały w referendach o wprowadzeniu legalizacji. Co dla lewicy powinno być najciekawsze w tym wyborczym procesie, to fakt, że zwolennicy regulacji marihuany i wyborcy Baracka Obamy to mniej więcej ta sama grupa. Co więcej – za legalizacją marihuany głosowała w stanach Waszyngton i Kolorado także mała grupa zwolenników kontrkandydata Obamy. Krótko mówiąc, z czysto politycznego punktu widzenia na poparciu dla mądrych reform obecnego, skompromitowanego prawa narkotykowego można raczej zyskać, niż stracić." - odpowiada w swoim felietonie Kasia Malinowska-Sempruch.
Dlaczego wciąż spychamy temat używania i uzależnienia (które jest chorobą!!!) na społeczny margines? Z wyłączeniem tych nielicznych momentów kiedy zideologizowany staje się przedmiotem gry politycznej. Czy w USA było podobnie?
To nieprawda, że Amerykanie, królowie konsumpcji znudzili się dostępnymi używkami i postanowili sięgnąć po kolejną. Ta wojna po prostu pochłonęła zbyt wiele ofiar, złamała zbyt wiele życiorysów, zniszczyła zbyt wiele rodzin… Mieszkańcy USA to 5% ludności globu, zaś amerykańscy więźniowie stanowią 25% wszystkich więźniów na świecie. Według badań Human Rights Watch, w niektórych stanach, czarni mężczyźni są do 57 razy bardziej narażeni na wyrok za narkotyki niż sądzeni za to samo przestępstwo biali. Mówi się o pięciuset tysiącach osadzonych, ale to tylko wierzchołek góry lodowej, bo za uzależnienie siedzi się z wielu różnych paragrafów.
W Polskich zakładach karnych osadzonych jest znacznie mniej, choć wciąż jesteśmy europejskimi liderami w tej dziedzinie. Bardziej restrykcyjne prawo antynarkotykowe w Europie niż Polska ma tylko Białoruś. W 2000 roku w wyniku nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii wprowadzono zapis penalizujący posiadanie każdej ilości substancji psychoaktywnych, co oznacza, że za posiadanie nawet 1 grama marihuany grozi kara pozbawienia wolności do lat 3. Po 10 latach funkcjonowania ustawy można jednoznacznie stwierdzić, iż restrykcyjna polityka narkotykowa nie tylko nie wpłynęła na zmniejszenie zjawiska narkomanii i nie zahamowała rozwoju przestępczości narkotykowej, ale przyniosła więcej szkód niż korzyści.
W Raporcie Rzecznika Praw Osób Uzależnionych czytamy, że policji nie udało się poprawić wykrywalności poważnych przestępstw narkotykowych związanych z produkcją, handlem i przemytem narkotyków. Trzydzieści tysięcy osób rocznie jest zatrzymywanych z powodu podejrzenia o posiadanie nielegalnych substancji psychoaktywnych, 17 tys. z nich otrzymuje z tego tytułu karę, zaś 9 tys. ludzi skazywanych jest na karę pozbawienia wolności w zawieszeniu na okres próby, z czego 500 odsiaduje ją w więzieniu. Według badań Instytutu Spraw Publicznych z 2009 roku, blisko 80 mln złotych jest wydawane rocznie z budżetu państwa na egzekwowanie zapisów ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. W ciągu 10 lat obowiązywania ustawy ceny nielegalnych substancji psychoaktywnych spadły o 20%, co świadczy o dużej podaży rynku, a tym samym o prosperity narkotykowego biznesu.
W kultowym serialu The Wire jest taki moment kiedy komendant policji jednej dzielnic Baltimore wpada na „szatański pomysł” i postanawia w swojej dzielnicy wydzielić dwie ulice, w obrębie których można handlować narkotykami. Uliczni dilerzy okrzykują to miejsce „Hamsterdamem”. Wszystko dzieje się przez kilka miesięcy w kompletnej tajemnicy, na spotkaniu w sztabie głównych twórca Hamsterdamu jest oskarżany o podkręcanie statystyk, gdyż z miesiąca na miesiąc przestępczość - w tym zabójstwa na tle narkotykowym – spada o 15%. Całą sprawą zaczyna się interesować burmistrz, kiedy w końcu legalizacyjny eksperyment wychodzi na jaw władze miasta są w kropce: przestępność spadła o 17%, w Hamsterdamie powstały punkty medyczne i stoiska edukacyjne organizacji pozarządowych, skupienie dilerów i użytkowników w jednym miejscu – bez strachu przed policją i więzieniem - pozwoliło nie tylko na ograniczenie przestępczości, ale stało się również niepowtarzalną okazję do leczenia, pomocy i wsparcia młodych ludzi, którzy z różnych powodów trafili na ulicę. Efekty widać gołym okiem, ale mimo to burmistrz boi się, że poparcie eksperymentu przepłaci utratą stanowiska i karze z dnia na dzień zlikwidować Hamsterdam.
Głos Simona słyszymy kolejny raz przy okazji bezprecedensowego obrazu Eugene Jareckiego „House I Live In”. W wywiadzie dla The Guardian dziennikarz pyta Simona, jak w dzisiejszych czasach Amerykanom sprzedać tak trudny i smutny obraz jakim jest rzeczywistość z The Wire czy House I Live In? Simon tłumaczy, że w przypadku Stanów impuls nie wyjdzie nigdy od polityków, ponieważ większość skazanych za przestępstwa narkotykowe na zawsze traci swoje prawa wyborcze. Nie są potencjalnym elektoratem, więc nie warto forsować ich postulaty. Simon jedyną szansę upatruje w ruchach i inicjatywach oddolnych. I takich w USA jest coraz więcej, to dzięki nim zmienia się prawo w kolejnych stanach.
W Polsce ten oddolny głos nadal jest mało słyszalny, przytłumiony przez skrajnie „za” i skrajnie „przeciw” populistów. Wciąż brakuje nam merytorycznej debaty i jasnego przekazu. Nadzieją napawa mnie postępująca technologia, nie musimy już czekać aż ktoś podsunie nam pod nos przetworzoną informacje – dzięki kanałom Youtube i Twitter w jednej chwili możemy zdobyć te same informacje do których dostęp ma Amerykanin, Holender czy Urugwajczyk – wystarczy tylko chcieć.

Już dziś w Gdańsku osobiście będzie można porozmawiać z Eugene Jareckiem reżyserem House I Live In i obejrzeć jego przejmujące dzieło:

A dla tych, którzy wolą kino w domowym zaciszu polecam równie doskonały dokument Breaking the Taboo.