Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę google słowo „poród”, żeby w jednej chwili znaleźć się w świecie „koszmaru”, „upokorzenia”, „traumy” i „horroru”. Właśnie te słowa najczęściej padają na internetowych forach poświęconych cudowi narodzin. Nie ważne czy jesteś znad morza, z gór czy z Mazowsza - w Polsce nadal ciężko znaleźć placówki gdzie respektuje się prawa rodzących. Sprawa nie dotyczy już tylko kobiet - wręcz przeciwnie - najbardziej emocjonalne wpisy należą do ojców, którzy często podczas porodów są upokarzani jeszcze bardziej niż same matki.
Jak tłumaczy prezeska Fundacji, Joanna Pietrusiewicz, problem polega na tym, że większość personelu w monitorowanych szpitalach postrzega rozporządzenie jako niepotrzebny nikomu dokument, dający kobiecie zbyt wysokie kompetencje, a na porodówkach wciąż panuje przekonanie, że to jeszcze nie te czasy, żeby pacjentka była tak wyedukowana, żeby przychodziła z planem porodu. W Rozporządzeniu czytamy np. o możliwości prowadzenia ciąży nie tylko u lekarza-ginekologa, ale także u położnej, prawie do rodzenia w domu, porodzie ze wsparciem bliskiej osoby, przygotowaniu wcześniej przez matkę planu porodu, indywidualnym podejściu do pacjentki, możliwości swobodnego poruszania się w trakcie porodu i dostępie do niefarmakologicznych metod łagodzenia bólu. Natomiast z raportu jasno wynika, że masaż i immersja wodna podczas porodu to według personelu medycznego zbytnie ekstrawagancje, a przyjmowanie dowolnej pozycji, łącznie z tymi wertykalnymi, to za duży luksus dla rodzącej Polki.
Upokorzeni rodzice rozpisują się na forach internetowych nie mając jak dać ujścia swojej frustracji. Bo przecież nie zwrócą uwagi lekarzowi czy położnej, bo nie daj Boże odbije się to na „jakości” porodu – jeśli w ogóle może się ona jeszcze obniżyć – i przyniesie dalsze nieprzyjemności. Natomiast ci, w kitlach czują się bezkarni i nic sobie nie robią z jakichś „nowinek” z ministerstwa, bo co im ktoś może udowodnić. „Poród to poród, swoje wycierpieć musi” usłyszałam w zeszłym roku od „opiekującej” się mną położnej w warszawskim szpitalu przy Inflanckiej. To była jej odpowiedź na moją prośbę o znieczulenie.
Równowaga relacji pacjenta z personelem jest zachwiana do tego stopnia, że jedna z internautek pisze „rodziłam w Elblągu w szpitalu wojewódzkim i ogólnie jestem zadowolona, nie podobało mi się tylko że położne zamiast pomóc po porodzie w opiece nad synkiem (to było moje pierwsze dziecko) straszyły mnie i inne matki że nie zostanę wypuszczona ze szpitala jeśli poproszę którąś z nich o pomoc przy dziecku, bo miało to niby znaczyć, że nie umiem się nim zająć”. Nie zdziwiłabym się gdyby ten tekst położna również wygłosiła w trzeciej osobie.
Inna świeżo upieczona mama trafnie zauważa „polska porodówka jest nie dla ludzi, tylko dla krów” i zaraz dodaje, że nie wróci tam za żadne skarby. Internautka pisze, że nie ma na myśli trudu porodu, bo ten jest oczywisty, tylko czynnik ludzki. Wstrętny, nieuprzejmy personel bez wyczucia i zrozumienia. Kiedy w nocy poprosiła o wyparzenie smoczka dla noworodka została wyśmiana i wysłana kilka godzin po cesarce na spacer do łazienki gdzie polecono jej skorzystać z kranu. Nie wspominając już o obchodowej karawanie na poporodówce, gdzie sześć a czasem osiem kobiet musi wystawiać krocze „na hejnał” bez choćby skrawka prywatności. Po czym zaczynają się debaty „jak się goi”, „czy się goi” a nie rzadko też różne kąśliwe uwagi.
„Nie narzekamy na porody, wiemy że ma boleć i że ból pomaga urodzić, narzekamy na nieczułe traktowanie ludzi, którzy są tam aby nam pomagać, są z powołania a okazują się nieczułymi robotami, skoro praca ich męczy a pacjentki drażnią niech zmienią zawód nie krzywdząc młodych mam” – czytamy na jednym z licznych forum.
Najbardziej jednak przygnębiające są wypowiedzi ojców, których w większości przypadków traktuje się na porodówce jak „piąte koło u wozu”. Na porządku dziennym są teksty „a pan tu czego”, „nie podoba się to wynocha” czy „niech się nie wtrąca w nie swoje sprawy”. Takie sytuacje nie dotyczą tylko samego porodu, to samo zdarza się na podczas badań USG, na izbach przyjęć czy na poporodówkach. Podczas swoich studiów na Akademii Medycznej w Warszawie miałam nieprzyjemność spędzić pół roku na zajęciach odbywających się na SORze (Szpitalny Oddział Ratowniczy) w Szpitalu Bielańskim w Warszawie. To w jaki sposób traktuje się pacjentów m.in. kobiety w ciąży za zamkniętymi drzwiami Izby Przyjęć urąga wszelkim standardom. Na przykład lekarz położnik, mówi do ciężarnej pacjentki, która nie mogła wstać z powodów skurczy „spasła się tak Pani, to teraz sobie pocierpi”. Pod nazwiskiem tego samego lekarza na profilu znanylekarz.pl jest ponad 100 podobnych historii. Kobiety od lat składają skargi zarówno w Szpitalu Bielańskim jak i w prywatnej placówce, która oferuje prowadzenie u niego ciąży – bezskutecznie, bo w końcu bycie chamem nie ma wpływu na profesjonalizm przeprowadzanych przez niego cesarek…
W zeszłym roku minister Arłukowicz zapowiedział powszechny poród bez bólu i udostępnienie możliwości znieczulenia wszystkim rodzącym. Z przeprowadzonego monitoringu wynika jednak, że skończyło się tylko na pustych zapisach. Według raportu Fundacji najsłabszą znajomość standardów wykazują osoby odpowiedzialne za ich wdrażanie, czyli ordynatorzy, przy czym ordynatorzy oddziałów neonatologicznych wykazują się nieco większą ich znajomością w porównaniu z ordynatorami oddziałów położniczych. Pocieszające jest , że nieco lepszą niż ordynatorzy znajomością standardów wykazują się położne oddziałowe. Ale to akurat może wynikać z faktu, że coraz więcej rodziców decyduje się na zapłacenie od 1000 do 3000 zł za indywidualną opiekę okołoporodową. Wtedy czynnik ludzki zaczyna nagle działać i położne stają się miłe, uczynne i pełne zrozumienia dla rodzącej matki. A tymczasem na porodówkach nadal powszechnie stosuje się procedury o dowiedzionym szkodliwym działaniu dla pacjentki i noworodka - zwłaszcza rutynowe nacinanie krocza, przebijanie pęcherza płodowego, parcie kierowane czy pozycja na wznak w trakcie parcia.
Jedna z blogerek natemat tak wspomina swój poród: „Lekarz, który miał mi dać znieczulenie wyszedł na przerwę i się nie doczekałam. 10-osobowa grupa studentów miała praktyki między moimi udami, bez mojej zgody, ale jak mogłam protestować, zwijając się z bólu? W dodatku lekarze prowadzili między sobą dialogi na temat mojej macicy, z palcami w mojej pochwie, tak, jakby mnie tam nie było. „Ma za wąskie biodra, nie urodzi naturalnie, trzeba ją ciąć” - mówi jeden. - odpowiada drugi. Po czterech latach nawet mnie to odrobinę bawi, ale tylko dlatego, że jakimś cudem się udało.”
Ministerstwo Zdrowia powiedziało „A”, ale o „B” już nikt się nie zatroszczył. Wprowadzono w życie martwe rozporządzenie, za którym nie poszły żadne szkolenia czy treningi dla personelu medycznego. Nie ma więc co się dziwić, że większość pracowników porodówek nie zna innych metod przyjmowania porodów niż stosowane dotychczas. Nie zna zasad opieki nad kobietą rodzącą zgodnych z zasadami EBM, w oparciu o które zostały skonstruowane standardy w rozporządzeniu. Szpitale nie tworzą warunków dla podnoszenia kwalifikacji zawodowych położnych, bo szkoda im na takie fanaberie pieniędzy a jak już jest jakieś odgórne szkolenie czy konferencja, to każą położnym wykorzystywać urlop. Jak w takich warunkach można liczyć na jakąś realną zmianę?
Kobiety natomiast często nie zdają sobie sprawy, że poród może wyglądać inaczej i wcale to co powie położna czy lekarz wcale nie jest święte. A teksty w stylu „swoje trzeba wycierpieć” spokojnie przy dzisiejszych sposobach łagodzenia bólu można spuścić do lamusa.
Panująca dezinformacja po obu stronach powoduje, że zawartą w standardach zasadę podmiotowej roli kobiety w procesie porodu, respektowanie jej woli, życzeń i potrzeb można włożyć między bajki. Większość personelu w ogóle nie rozumie tego zapisu.
Nie ma kija, nie ma marchewki
Najsmutniejszą chyba konkluzją z Raportu jest fakt, że personel nie dostrzega dla siebie żadnych korzyści wynikających ze zastosowania standardów z rozporządzenia. Nie dostrzega również absolutnie żadnych związanych z nim zagrożeń, gdyż nie istnieje żaden system kontroli przestrzegania standardów przez szpital, nikt nie ponosi odpowiedzialności za nie stosowanie się do dokumentu, nie wyciąga się żadnych konsekwencji na żadnym szczeblu. Zażalenia i skargi rozgoryczonych rodziców są lekceważone.
Co dalej?
Mimo, że zajmuję się zdrowiem i pracą nad podnoszeniem standardów w opiece medycznej w obliczu własnego porodu czułam się tak samo upokorzona i sponiewierana jak większość wypowiadających się w internecie kobiet. Wtedy nie zdecydowałam się na dodatkowo płatną opiekę okołoporodową, ponieważ wydawało mi się, że skoro rodzę w certyfikowanym - szczycącym się wyjątkowym podejściem do rodzącej – szpitalu na pewno zostanę objęta należytą opieką. I o ile standard techniczny, sala porodowa, łazienki były na poziomie celującym to czynnik ludzki zawiódł na całej linii.
Niedługo rodzę drugie dziecko i wkurza mnie to strasznie, że się łamię i pewnie w końcu zapłacę za własną położną, żeby przez te kilka godzin mówiła do mnie w drugiej a nie trzeciej osobie.
____
Drodzy rodzice, mimo smutnego tonu mojego dzisiejszego tekstu, mam nadzieję, że znajdą się wśród Was Ci, którzy mają dobre doświadczenia i zechcą się z nami nimi podzielić. Wspaniale byłoby docenić oddane położne, lekarzy i szpitale, bo wierzę że takie w Polsce są. A wiedza, że można rodzić w po ludzku na pewno doda odwagi w egzekwowaniu swoich praw kolejnym goszczącym na porodówce rodzicom.