Leniwy, trudny, nieskoncentrowany, ma trudności z ukończeniem zadań, do tego jeszcze nadpobudliwy i rozmawia z kolegami podczas zajęć…. O kim piszę? O każdym z nas piszę, bo często te cechy nam w życiu towarzyszą od wczesnej młodości do późnej starości. Tymczasem w Rzeczpospolitej cechy te po badaniach profesor Grelowskiej skoncentrowano u sześciolatków. To znaczy, że piętnastolatek nie gada podczas lekcji, a osiemnastolatka nie jest leniwa? Kuriozalne zaiste. Przecież to właśnie dziecko, które poznaje świat, a takie są sześciolatki, jest pełne wigoru, namacalnego poznania rzeczy mu dotąd nieznanych. Najpierw dom, potem przedszkole, szkoła wreszcie dają mu taką możliwość. A może to nie wina sześciolatka, że jest pełen energii, czy ma trudności z zakończeniem zadania, a wina braku umiejętności radzenia sobie po prostu z dziećmi?

REKLAMA
Może to sposób prowadzenia zajęć jest nieciekawy dla dziecka, bez elementów zabawy, i niedostosowany do potrzeb rozwojowych dziecka 6-cio letniego, a także do podstawy programowej. Dla dobrego nauczyciela różnica wiekowa pomiędzy dziećmi 6-cio i 7-mio letnimi nie powinna stanowić problemu. I nie jest to z mojej strony myślenie życzeniowe. Tak nauczyciel, jak i szkoła są zobowiązani do zindywidualizowania procesu nauczania. Istnieje przecież karta indywidualnej oceny dziecka przedszkolnego, w której to ocena i informacje w niej zawarte o dziecku powinny być obowiązkowymi wskazówkami do pracy z dzieckiem.
Warto by z taką kartą nauczyciel się zapoznał i wprowadzala jej zalecenia w życie. Do tego wyciąganie wniosków na przykładzie jednego miasta o problemach wychowawczych 6-cio latków jest nieuprawnione. To badanie podgrzewa emocje, które panują wokół reformy i w żadnym, ale, to żadnym wypadku nie służy merytorycznej dyskusji. Mam wieloletnie doświadczenie w pracy z dziećmi, ale nigdy nie odważyłabym się powiedzieć, że dziecko 6-cio letnie może być leniwe. Natomiast w pełni zgadzam się z emocjonalnym szantażem opisanym w artykule „Od piersi do szkoły” w Gazecie Wyborczej, który celnie oddaje obserwacje związane z sytuacją 6-latków.
Od lat była możliwość posyłania dzieci sześcioletnich do szkoły i wielu rodziców z tej możliwości korzystało. Jakoś nie zauważylam nigdy, by dzieci te gorzej się uczyły, a wręcz przeciwnie z wielką chęcią poznawały nowe środowisko i czuły się wyróżnione, że nie są „tylko” przedszkolakami, ale „już” pierwszoklasistami. Przejdźmy zatem do samej reformy edukacji. Dotyczy ona wszystkich dzieci 6-letnich, zarówno tych z dużych miast, jak i tych z terenów wiejskich, popegeerowskich i z małych miasteczek. Wiele dzieci rodzice sami stymulują rozwojowo, poświęcając im dużo czasu od najwcześniejszych lat. Niestety są też takie miejsca w Polsce, gdzie dzieci 5-cio letnie mają po raz pierwszy kontakt z edukacją w przedszkolu. Wcześniej nikt o to nie zadbał. I rzeczywiście takie dzieciaki mogą mieć problemy edukacyjne. Wyrównywanie szans edukacyjnych jest uzależnione od równego startu wszystkich dzieci. I to jest obowiązek nas – dorosłych, poważnie myślących o rozwoju dzieci, a potem, w przyszłości młodzieży. Chęć nauki i dobre rozwiązania edukacyjne mają za zadanie wychować pokolenia ludzi wykształconych, a nie wtórnych analfabetów.
Podstawa programowa jest napisana i dostosowana dla dziecka od 6-go roku życia w całym procesie edukacyjnym. Szkoła ma obowiązek prowadzenia dla każdego dziecka karty KIPU- tzn. karty indywidualnych potrzeb ucznia. Jest ona niezbędna we wspieraniu zdolności oraz wyrównywaniu deficytów u każdego dziecka. Byle tylko nauczyciele chcieli z niej korzystać i pochylać się nad dziećmi może mniej zdolnymi, może bardziej zaniedbanymi rodzicielsko. Łatwiej pracować z wybitnymi, bo i sukces przychodzi i pochwały. Tymczasem musimy pamiętać o tych dzieciach, które odstają choćby społecznie od reszty, bo rodzice nie mają możliwości i umiejętności, aby o nie zadbać. A tak przy okazji, ustawa rodzicom nie zabrania wyboru. Będą go mieli, ponieważ przepisy prawa pozwalają rodzicom odroczyć obowiązek szkolny. Nikt rodzicom takiego prawa nie zabiera.
Mówiąc o wprowadzaniu wcześniejszego obowiązku szkolnego nie zapominajmy, że nasi absolwenci liceów i techników kończą edukację w wieku 19-stu i 20-stu lat. W Europie i w USA młodzi ludzie kończą szkoły w wieku lat 18-stu. Żyjemy w czasach coraz większej globalizacji. Nasi absolwenci tracą równe szanse przy wejściu na rynek pracy z rówieśnikami z innych krajów.
Spotykam się też z argumentacją przeciwników wysyłania do szkoły dzieci sześcioletnich, że są one za małe na szkołę z powodu starszych dzieci, przecież nic bardziej mylnego! Czy jak w domu wychowują się razem dzieci w różnym wieku, to czy je izolujemy? Warto uczyć dzieci empatii, społecznych umiejętności współpracy w grupie, czy pomocy młodszym.
To właśnie dzieci starsze zaczynają wprowadzać te młodsze w życie szkoły, wcześniej zaczynają odczuwać potrzebę pomocy tym mniejszym, uczą się być odpowiedzialnymi. O tym też warto pamiętać. Jakoś, choćbym nawet chciała, nie mogę znaleźć argumentów na to, by przechowywać sześciolatki w przedszkolach, wśród pluszowych misiów. Ucząc bawić – bawiąc uczyć – to zadanie powinna wziąć już na siebie szkoła, która z samej zasady powinna być przyjazna dziecku. No i ta duma dzieci, że już chodzą do szkoły. To nie do przecenienia.