Łódź. Miasto, które w polskiej kinematografii, literaturze, muzyce i piłce zajmuje miejsce szczególne, znów nie daje o sobie zapomnieć. Tym razem zapalnikiem do dyskusji o „Mieście Włókniarzy” jest Zbigniew Boniek i jego rewolucyjny pomysł utworzenia FC Łódź – czyli fuzji Widzewa i ŁKS.
No look pass – blog o niewytłumaczalnej miłości do polskiej piłki.
Mogę się założyć o każde pieniądze, że gdyby podobną koncepcję przedstawił ktokolwiek inny, to nawet nie byłoby na ten temat dyskusji. Każdy popukałby się w czoło, ironicznie uśmiechnął i pełen troski o zdrowie psychiczne pomysłodawcy poklepał go po plecach. Ale na słowa Zbigniewa Bońka tak zareagować nie można.
Były piłkarz Juventusu to człowiek, który zna piłkarskie realia jak mało kto. Większość jego pomysłów spotyka się z ogólną aprobatą kibiców. Wydaje się jednak, że tym razem, Boniek się myli.
Dlaczego? Ano dlatego, że żaden sztuczny twór, który jak powiedział pan Boniek, miałby „połączyć historię obu klubów” nie ma w Łodzi racji bytu. Po prostu. Kibice tego nie kupią i już. Kasa to nie wszystko, wyniki też nie . Liczy się też przywiązanie do barw i tradycja.
Najlepiej przekonali się o tym kilka lat temu w Bydgoszczy, gdzie kibice miejscowego Zawiszy zbojkotowali fuzję swojego klubu z Hydrobudową Kujawiakiem Włocławek. Tam po połączeniu były wyniki, była kasa, ale nie było najważniejszego – kibiców. Fani „Zetki”, mówiąc kolokwialnie, wypięli się na „hydrotwór” i nie przychodzili na jego mecze.
Dopingowali za to grającą dwie klasy niżej drużynę Zawiszy. O ich proteście było głośno, a hasło „Zawisza jest jeden – czwartoligowy” było jednym z najczęściej skandowanych na polskich stadionach.
Podobnie byłoby w Łodzi. Garstka fanów, brak atmosfery i prędzej czy później klapa.
I co potem? Pisanie oddzielnej historii od nowa?