„Messi wygląda jak dzieciak, który po szkole rzucił tornister gdzieś pod ścianę i wyszedł pokopać piłkę z kolegami. Gra z taką łatwością, jakby to było podwórko i on po skończonym meczu, jakby nigdy nic, podniesie ten tornister i wróci zadowolony do domu”. Tak kiedyś grę gwiazdora Barcelony opisał Jacek Laskowski. Tyle tylko, że to nieaktualne.
No look pass – blog o niewytłumaczalnej miłości do polskiej piłki.
Messi już nie jest dzieciakiem. To już nie jest zawodnik, który zajmuje się na boisku tylko graniem w piłkę. Argentyńczyk od jakiegoś czasu zaczął rozstawiać wszystkich po kątach.
Zanim ruszy na mnie tłum rozwścieczonych psychofanów Barcelony, muszę się do czegoś przyznać. Jestem kibicem „Dumy Katalonii”. Nie od 2006 roku, ale od 1996, no może 1997. W każdym razie pamiętam – jak przez mgłę, ale zawsze – kiedy do Barcelony przychodził Rivaldo, zastępując innego znakomitego Brazylijczyka na R, Ronaldo.
Po co to napisałem? Po to, żeby uzmysłowić niektórym napinającym się w internecie ludziom, że kibicowanie danemu klubowi nie musi oznaczać bezgranicznej wiary we wszystko i wszystkich z nim związanych. Czasami warto dostrzec błędy. Jak nawinął Zeus: „Jak wszyscy klepią się dupach, to progresu nie ma”.
A teraz przejdźmy do meritum.
Pamiętacie, jak Messi grał dwa, trzy lata wstecz? To był gość prawie cały czas uśmiechnięty, poruszający się po boisku z niebywałą lekkością i swobodą. Był jak ten wspomniany wcześniej uczeń.
Teraz to on chce być nauczycielem.
Kto oglądał ostatni mecz Barcelony z Granadą, wie, o czym mówię. A kto nie widział, niech obejrzy filmik poniżej.
Znamienne, prawda? Messi doszedł do etapu, w którym sam siebie uważa za najlepszego piłkarza na ziemi. Oprócz Puyola, Xaviego i Iniesty nie ma dla niego gracza, który wzbudzałby u niego szacunek. W tym momencie chyba tylko tych troje może być pewnych, że Leo nie będzie z nimi rozmawiał w ten sposób.
Zresztą w poprzednim sezonie miała miejsce podobna sytuacja, tyle tylko, że tymi, którym Messi zwracał uwagę, było dwoje żółtodziobów, czyli Cuenca i Tello. Wtedy jeszcze nikt nie zwrócił uwagi na zachowanie Argentyńczyka. Ale pretensje do Davida Villi, że ten raz nie podał mu piłki, muszą już budzić niepokój. Tak samo jak coraz częstsze wymachiwanie rękami i pretensje do arbitrów. Coś co wcześniej mu się w ogóle nie zdarzało, teraz stało się czymś normalnym.
Oczywiście, ktoś powie, że Messi ma pełne prawo zwracać kolegom uwagę, bo on jest najlepszy. Racja. Tyle tylko, że Leo przyzwyczaił nas do czegoś innego.
Jakby tego było mało, to gwiazdor Barcelony grał w spotkaniu z Granadą ewidentnie pod siebie, czego najlepszym przykładem był kontratak pod koniec meczu. Kiedy Messi wyprowadzał piłkę, razem z nim biegło czterech partnerów. Obrońców Granady było trzech. Rachunek był prosty, a podwyższenie prowadzenia (wtedy było jeszcze 1:0) obowiązkiem. Nic z tego. Messi nie podał. Chciał zgarnąć wszystko dla siebie. Chciał znów być najlepszy.
Argentyńczyk gra na początku sezonu słabo. Słabo jak jego możliwości, oczywiście. Niby strzelił sporo bramek, ale swoją postawą na boisku nie zachwyca. Ma mnóstwo strat, sporo niewykorzystanych setek (chociażby ta z meczu z Realem w Superpucharze Hiszpanii), a do tego dochodzi jeszcze egoistyczna postawa na boisku. Jednym słowem – to nie jest dobry początek sezonu w wykonaniu trzykrotnego zdobywcy Złotej Piłki.
Może gdyby Leo wrócił do korzeni i znów zaczął na boisku przypominać ucznia, który rzucił plecak w kąt, to wróciłaby ta radość gry? Wróciłby ten Messi, który tak oczarował wszystkich kibiców na świecie?