Co łączy Krzysztofa Vargę i Supernianię, oprócz intelektualnego ciężaru ich dokonań? Groteskowe wypowiedzi na temat disco polo, bezkrytycznie przyklepywane przez nieudaczników, którzy pozbawieni jakichkolwiek narzędzi intelektualnych mogą stawiać się w opozycji do "cebulactwa" i "kiczu" tylko przy pomocy stadnego kompromisu.
Debata warszawskiej inteligencji na łamach "Newsweeka" może zmrozić krew w żyłach. Piotr Bratkowski formułuje jedno z pytań tak: "Ja taką bezradność poczułem przed laty, gdy odkryłem disco polo. W autobusach, którymi wracała na weekendy do swych domów na wschodzie Polski pracująca czy studiująca w Warszawie młodzież. Nikt z moich znajomych nie znał takiej muzyki. To było odkrycie, egzotyka!". "Egzotyka", jest Pan niemożliwy Panie Piotrze! Tak nisko się pochylić! Wschodnia Polska również Vardze spędza sen z powiek: "Ludzie, którzy przyjeżdżają na studia do Warszawy czy Krakowa np. z kwitnącego kulturą disco polo Podlasia, po prostu mają taki gust. I go importują do środowisk studenckich"- twierdzi ten badacz kultury.
Jeden fakt Vardze umyka- w internecie żodyn nie wie, że jesteś z Białegostoku, i do starych dobrych analiz migracji, centrum i peryferii przydałoby się ten niuans wprowadzić, zwłaszcza gdy się mówi o "demokratyzacji", nie dbając właściwie o żadną spójność aparatu pojęciowego. Z pewnością ta wypowiedź zapisze się w annałach kretyńskich wypowiedzi dziennikarzy "od popkultury" na temat rzeczy, które ewidetnie ich przerastają, obok najsłynniejszych bredni Roberta Leszczyńskiego "w dniu po którym szołbiznes nie będzie już taki sam". Ze swoją rasistowską pogardą dla "kwitnącego kulturą disco polo Podlasia" i sentymentów dla "uważanego za rockowego poetę Maleńczuka" Varga zestarzał się ze zdecydowanie mniejszą klasą niż którykolwiek z utworów o których chciałbym tu wspomnieć.
Zdresienie i kompletne oderwanie od rzeczywistości "elit" intelektualnych byłoby dla mnie dużo bardziej smakowitym wyjaśnieniem zainteresowania disco polo niż domniemane, wrodzone uwielbienie Polaków dla tandety. Jednym z najlepszych autorów analizujących takie "urojenia wyższościowe" jest zresztą Rafał Ziemkiewicz, który uważnie czytany, zwłaszcza jako autor "Michnikowszczyzny" i "Czasu wrzeszczących staruszków" wiele nas, lewaków, powinien nauczyć.
Viralowy sukces "Ona tańczy dla mnie" ani nie mówi nic ciekawego czy wyjątkowego o Polsce, ani nie wnosi nic nowego do wyświechtanych złotych myśli na temat masowych gustów. Pochylmy się jeszcze przez chwilę nad urojeniami. "Podczas gdy pod względem ekonomicznym Polska A coraz bardziej dystansuje Polskę B, to pod względem estetycznym Polska A coraz bardziej jest demolowana przez estetykę kategorii B." - pisze w tekście o "disco Polsce" Tomasz Lis. Gdzie w takim krajobrazie umieścić takie okładki? Czy to jeszcze ostatnie podrygi estetycznej Polski A? W takim razie, jak dla mnie, niech sobie Polska B spokojnie demoluje dalej.
Disco polo nie stało się muzyką "Polski B" z powodu jakichś metafizycznych planów, tylko na skutek przemocy symbolicznej, wykluczania i braku społecznej wrażliwości. Od strony muzycznej nie był to fenomen jednorodny gatunkowo, a jego najbardziej miałki wymiar powstał w wyniku działań analogicznych do politycznej nieporadności Unii Demokratycznej, która przez swoją pogardę dla gorzej sytuowanych klas stworzyła w Polsce populistyczną prawicę. I to wszystko ciągnie się 20 lat, z punktem dojścia w postaci "powracającej mody" na disco polo, która powraca średnio raz na kilka miesięcy, kiedy już naprawdę tytani intelektu z działu kultura zostaną przyciśnięci sezonem ogórkowym i brakiem jakiejś ciężkawej tezy o końcu mp3 czy kryzysie czytelnictwa.
Nie wiem zatem jak białostocczanie, ale ja, pochodząc z Sochaczewa, jednej z dawnych stolic slackerskiego disco, wcale nie zamierzam słuchać tych bzdur. Pamiętam jak gdzieś w 93 czy 94 roku, w każdym razie raczej przed przyznaniem koncesji Polsatowi kosztem znakomitej wówczas Polonii 1, poszedłem z ojcem do kiosku i zamiast resoraków po dwadzieścia tysięcy złotych sztuka zażyczyłem sobie kasetę z jakąś festyniarską wersją "Białej mewy" za czterdzieści tysięcy Jakieś dwa lata temu z kolei pożyczyłem od skomputeryzowanego już wujka jego kolekcję ok. 100 dwudziestoletnich kaset, koleżanka dała mi walkmana i na kampusie UW słuchałem sobie "Wakacyjnej przygody" Fanatic. Przypomnienie sobie, że słabnąca bateria w walkmanie powoduje zwolnienie działania mechanizmu sprawiło, że poczułem się jak jakiś pochylony nad taśmami William Basinski. Dwudziestoletnie kasety trzeszczały, napinały się do granic po wieloletnim okresie spełniania funkcji reprezentacyjnej kolekcji, niczym odziedziczone księgozbiory w skórzanych oprawach pękające od nadmiernego narażania na promienie słoneczne. Lo-fi, haunotologia, lato miłości, pociągająca estetyka stojącego w środku pola GS-u. Nawet ktoś, kto był w sklepie u Białków na warszawskim Wierzbnie zanim zmienił się on w jeden z dyskontów mógł sobie liznąć tego klimatu, oranżady na miejscu i wyblakłych lad.
Ponieważ tzw. przeciętny Polak historię lat 90. ma w głębokim poważniu (w przeciwieństwie do bliskiej sercu historii Żołnierzy Wyklętych), traktuje ją raczej jako zbiór melancholijnych, konsumenckich bajek, trzymając się z dala od transformacyjnych traum lub konstruując post factum nieprawdziwą, polityczną narrację podatną na ekstremizm (w stylu legendy nocy teczek), ja również postaram się raczej zaufać pamięci. Nie wszystko z tego, co zapamiętałem, jest łatwo weryfikowalne w internecie, książek o disco polo nie ma, jedynym rozsądnym wyjściem dla dziennikarskiej sumienności byłaby żmudna kwerenda nad gazetami z tamtego czasu. Ale przecież nie jestem dziennikarzem, a zależy mi też na szerszej perspektywie, na krainie lejących się sampli, dziwacznych brzmień, które można by kreatywnie wykorzystać, miksować, mash-upować.
Cezurą dla poniższej, skromnej selekcji najciekawszych utworów nurtu są rządy Jerzego Buzka- dziś już niewiele osób pamięta o wykorzystaniu "I nie będziesz już sam" Kozaków FM w kampanii AWS-u i kontrowersji wokół tego wydarzenia. Kozacy ochoczo podpisywali się pod cudzymi kompozycjami, a czasy dla praw autorskich były naprawdę dziwaczne. Ale przecież sam pomysł to plagiat kampanii Kwaśniewskiego, i to 2 lata spóźniony. Wtedy już w Polsce okrzepła muzyka innych wykluczonych, z inaczej rozłożonymi akcentami. Warto jednak zapytać przy okazji: czym się różni bajanie Sławomira Świerzyńskiego czy Tomasza Samborskiego o "słowiańskiej duszy" z filmu "Bara Bara" od zeszłorocznego konceptu "Równonocy" Donatana, bedącego w istocie krzyżówką Bayer Full i zespołu Kolor? Sławomir Skręta od Krzysztofa Kozaka czy Arkadiusza Delisia? Tożsamościowe niepokoje związane z Korkim- zwycięzcą programu "Żywy rap", wyglądają w tym kontekście zabawnie. Historia disco polo, a później pierwsze lata hip hopu to znakomita historia klasowej pogardy, dwa oblicza podobnego procesu, a dziś- potężne interesy nierzadko podejrzanych biznesmenów, faktycznie tanie brzękadła, skrojone tak na skutek establishmentowego absmaku sprzed lat.
00.Krystyna- Never say goodbye
To nie jest kawałek disco polo, ale nakierowuje na fajniejsze tropy i wpływy niż muzyka biesiadna, "muzyka chodnikowa" czy Polskie Orły. Zresztą disco polo sprawia wiele problemów dla systematyki- gdyby prześledzić choćby kilka albumów, okazałoby się, że oprócz zbiorowego wyobrażenia niewiele te zespoły łączy. "Never Say Goodbye" mogłoby być jednym z fundujących kawałków dla interesującego mnie disco polo na tej samej zasadzie, na jakiej pierwszym polskim raperem był Kazik, choć mam wątpliwości, czy Staszewski osiągnął kiedyś poziom tego bangera spod znaku Hi-NRG. Krystyna Moczulska rozbraja tu niczym Madonna, podcięta gitarka brzmi jak szczątkowy french touch. Uważa się, że pierwszym zespołem disco polo był inspirujący się italo disco Top One, a pierwszym hitem "Ciao Italia" z ich "No Disco no.1". Niech będzie to pisanie historii na nowo, ale w tym kontekście nie mogę oprzeć się wrażeniu, że wyprodukowany przez Severo Lombardoniego utwór stanowił symboliczne podwaliny pod cały nurt.
01. Top One- Fred Kruger
Ciekawe, czy Jacques Seguela, osławiony inżynier triumfu Aleksandra Kwaśniewskiego w 1995 roku i człowiek który dał Polsce polityczny PR miał osobisty wpływ na wybór Ole, Olek!"" na sztandar kampanii. W tym klipie nic nie wydaje się dziełem przypadku, dlatego wierzę, że tak było. Z drugiej strony Waldemarowi Pawlakowi nie pomógł nawet polonez, komputer i będący wtedy u szczytu popularności Bayer Full, więc można powiedzieć, że odchudzony Kwaśniewski i pionierzy disco polo to doskonale zażerający mechanizm, zresztą gdy posłuchamy bodaj najlepszego utworu ze znakomitej "No disco no. 1" z 1990 roku (z gościnnym udziałem Jana Borysewicza) i wyłowimy słowa "więcej dobra niż zła jest wśród nas, więcej dobrych słów" zobaczymy, że kwaśniewszczyzna istniała w Top One już od założenia SdRP, na długo przed starciem z Wałęsą.
Pochodzący z miasta Leszka Millera i odcinania dłoni maczetami Fanatic to wspaniałe odkrycie Sławomira Skręty- byłego piłkarza, człowieka, który stworzył nazwę disco polo i w swoim Blue Star wydał większość przełomowych płyt dla gatunku. Niech nie zmyli was większość kasetowych wkładek- "produkcja" w przypadku płyt disco polo to odpowiednik bycia managerem produkcji, czyli w sumie nie wiadomo kim. A dobrze byłoby ustalić, kto odpowiada za brzmienie "Wakacyjnej przygody" lub dojrzałego "Nowego rozdziału", bo to płyty pełne dźwiękowych niuansów. W trackliście tego pierwszego albumu (z 1992 roku!) odnajdziemy "Los Angeles", coś w sam raz dla fanów Ariela Pinka- zresztą porównajmy:
Dwa zespoły, które później wraz z liderem Vabank utworzyły wspomnianą już supergrupę Kozacy FM- czy trzeba coś dodawać do tej nazwy? Aha, frontman Cinzano, zanim założył ten zespół, był członkiem Torino, a później Milano. Torino to zresztą rzetelne granie, łączące synth-popowe instrumentale ("M.e.d.y.k" z debiutu) z rdzennym disco polo. Co ciekawe, zespół ma w dorobku specyficzną trylogię: albumy "A jak tam wolę Coca Colę", "Sprzedawca Coca-Coli" oraz "Coca Cola na śniadanie". Signum temporis; nawet w świetle "Poematu dla dorosłych" dobrze, że Adam Ważyk tego nie doczekał.
Model MT i Cinzano to reprezentaci żuromińskiej Omega Music, która zawsze życzliwym okiem spoglądała na polski eurodance (również za sprawą sublabela Tic-Tac, z którym Omegę łączyła osoba właściciela). Wszystkie projekty w stylu Kasi Lesing czy United, a także uczestników tego, przygotowanego na igrzyska w Atlancie posse-cutu (w tej liczbie żółta magnetyczna gwiazda Stachursky'ego) to trochę dzieci niechciane, które disco polo wchłonęło jak starszych szansonistów (Janusz Laskowski), kabareciarzy (Smoleń), czy całe cygańskie tabory. W końcu twórcy zbyt wieśniaccy dla fanów Iry czy Pidżamy Porno musieli gdzieś się podziać.
Reprezentanci białostockiego disco nie byli nigdy moimi faworytami ze swoim upodobaniem dla infantylnych flecików w stylu Animal Collective z "Fall Be Kind" i dziś, gdy kontynuują swoją działalność m.in w Chicago i Nowym Jorku nadal nie moga liczyć na moje przesadne zainteresowanie, ale zasług nie można im odmówić. Od Animal Collective różni ich też to, że nie muszą sobie malować twarzy, by podrążyć w psychodelicznych memuarach. Fani klipów R. Stevie Moore'a czy rzeczy w stylu VHS Head albo Skinemax mogliby dla siebie odkryć narkotyczną nieokreśloność takich klipów, jak "Jesteś mym marzeniem" (sny, marzenia, oniryczne disco), a przy okazji to jeden z ich lepszych utworów.
To już pupilkowie ery "Disco Relax". Praktycznie żaden z omawianych zespołów nie był okrętem flagowym prowadzonego przed DJ-a Pietrka "Disco Polo Live"- tam swoją przystań odnalazły zespoły takie jak Boys, związane z wytwórnią Green Star. Podział programów ze względu na prezentowane wytwórnie to również osobliwa i nieprzejrzysta sprawa, choć nie sposób nie doszukiwać się pewnego sensu- z całym szacunkiem, ale dokonania wczesnego Blue Star i Omegi to znacznie ciekawsze rzeczy, niż katalogi Green Star czy STD.
09. Atlantis- Nie mów że
Atlantis to jedyny w zestawie zespół z Sochaczewa, ale jak już wspomniałem, w pewnym momencie prawdopodobnie na każdy tysiąc obywateli miasta przypadał 1 zespół. Toledo, BFC, Classic czy Voyager to zespoły dobrze znane starym disco polowym ekipom, ale to Atlantis, jeszcze przed sukcesem telewizyjnym, stworzyli modelowe proto disco. Zdecydowanie najlepszym albumem zespołu wydają się "Noce i dni", choć rapowe wypady Alberta Wasilewskiego, czyli kontrowersyjnego DJ-a Alberta sprawiają, że materiał razi niespójnością. Co nie zmienia faktu, że tytułowy utwór przypomina nieco pierwszy utwór z "Suburban Tours" Rangers
Niekwestionowana, ostentacyjna polityczność disco polo przybierała różne formy, mniej lub bardziej dosłowne. Zespół Chanel np. krytykował Borysa Jelcyna za sprzeciwianie się integracji krajów dawnego bloku wschodniego w ramach NATO, Toy Boys z kolei oddawali hołd prezydentowi w słowach "Jelcyn, z Ciebie kawał chłopa, teraz już nikt nie może Ci dokopać". Ten specyficzny dwugłos to nie wyjątek- pierwsza połowa lat 90. obfitowała w utwory o niełatwych relacjach polsko-rosyjskich oraz stosunku do PRL-u, a może nawet do komunizmu. Toy Boys, macierzysty projekt Shazzy, to autorzy "Żegnaj Moskwo" , Atlantis- "Wujka Lenina". Co więcej, aids, narkotyki, aborcja i kapitalizm to powszechne tematy disco polo, ale Ty i tak znasz ich tylko z banalnych piosenek o miłości.