Gdybym miał ubrać w słowa własne uczucia, wymieniłbym: ciekawość, lęk, radość, zatroskanie. Podaję w kolejności alfabetycznej gdyż nie jestem w stanie stwierdzić, które jest dominujące. Przewalają się jedno przez drugie, jak dzieci, które zleciały z sanek u szczytu oblodzonej górki.
Mają tu ciekawy podatek-4% od transakcji kartą płatniczą spoza Danii. Niesłychanie wkurwiające z mojej perspektywy, a jednak mądre. W ten sposób turyści dokładają się do dóbr, z których, zwiedzając, mogą korzystać. Płacę za parki i czyste ulice. Dla mnie ok, mogliby wprowadzić to u nas, co najprawdopodobniej się nie stanie gdyż zachodnie uściski, doświadczane przez naszych mężów stanu mogłyby utracić nieco ciepła. Dzisiejsza zapowiedź reform, złożona przez rzutkiego premiera wskazuje jednoznacznie, że zapłacą nasi. Wartość dodaną dalej będą wyrabiali złodzieje, polujący na pijanych turystów na krakowskim Kazimierzu i tym podobnych miejscach. Powodzenia chłopcy, niech zdobyte portfele będą grube, wyroki niskie, a policyjna tonfa miększa niż kiedykolwiek wcześniej.
Hotel wkurwia mnie niesłychanie. Miejsce jest w zasadzie przyzwoite: duże łóżko, coś w rodzaju biurka, stary telewizor. a jednak obijamy się o siebie, koty mają mało miejsca, a ja nie mogę nawet zrobić sobie kawy – dysponuję jeno lurą z recepcji. Oczywiście nasze mieszkanie będzie wolne bodaj od jutra, ale firma przewozowa jakimś cudem nie może się uwinąć, kłody rzucili im pod nogi, rączki splątali, będą dopiero w sobotę, choć jak znam życie, przy zawieraniu kontraktu zarzekali się, że cały nasz dobytek przetransportują migiem gdzie tylko będziemy chcieli, choćby musieli zapieprzać do Laponii w saniach Mikołaja, zaprzęgniętych w renifery odurzone gwiazdą i samogonem. Wierzę, że ludzkie kurestwo nie chodzi jednak parami, skoro się spóźnią to przynajmniej nic nie zniszczą. Tymczasem, przed nami dylemat, czy tkwić tutaj w dziupli do rzeczonej soboty, czy też zrobić sobie barłóg z karimat i śpiworów, kimać twardo, biednie, lecz przynajmniej na swoim wynajętym.
Pełno tutaj biegaczy. Gnają w nowiutkich dresach niezależnie od pogody i dnia (w Nowy Rok również się zdarzyli). Pędzą przed siebie w równym tempie, czasem z wózkiem, czasem z psem, jakby ich życie od tego zależało. Nie wiedzą, biedni, że kostucha i tak biega szybciej.