Dawny pałac Hatzfeldów we Wrocławiu zostanie prawdopobodnie skazany na śmierć po raz drugi. Pierwszy raz przez władze komunistyczne ze względów ideologicznych. Dziś, przez władze samorządowe, dla których od lat cenne zabytki to często tylko kłopot. A wcale nie musi tak być.
REKLAMA
W czerwcu tego roku odbyła się ważna dyskusja pt. ‘Co dalej z resztką pałacu Hatzfeldów?’ organizowana przez Galerię Awangarda (BWA Wrocław), połączona z prezentacją możliwych projektów rozbudowy siedziby galerii. Z powodu mocno sprecyzowanego stanowiska zarówno organizatorów jak i przedstawicieli Urzędu Miasta i instytucji (dyrektora wydziału Architektury i Budownictwa UM, Miejskiej Konserwator Zabytków czy dyrektora Galerii Awangarda) w sprawie przyszłości budynku, postanowiłem napisać kilka słów o samym pałacu i potrzebie szerszej dyskusji nad możliwością jego uratowania przed bezpowrotną śmiercią i zapomnieniem, do czego niechybnie doprowadzi koncepcja forsowana przez prelegentów. Dyrektor (BWA Wrocław) Marek Puchała nazwał całe wydarzenie celową prowokacją – daję się więc świadomie sprowokować i liczę, że sprowokuję kolejne głosy w tej ważnej dyskusji.
Trudne pytania
Dawny Pałac Hatzfeldów, obecna siedziba Galerii Awangarda przy ul Wita Stwosza, skupia wiele uniwersalnych problemów, z którymi zmagają się miasta, urbaniści, architekci czy artyści. Ze swoją burzliwą historią, wartością architektoniczną czy ‘tożsamościową’, atrakcyjną lokalizacją a także ładunkiem sentymentalnym – jest tematem trudnym, z którym łatwo będzie zabrnąć w ślepe uliczki dogmatycznego myślenia: prywatyzować mienie publiczne, czy tego nie robić? Rekonstruować wybitne zabytki czy to architektoniczne 'oszustwo'? Liczy się tylko zysk, czy warto walczyć o zachowanie tożsamości i ducha tego, co zostało z dawnych czasów? Mnogość wątków i niuansów nie pozwala odpowiedzieć ‘tak’ lub ‘nie’. Nie wierzę też w kopiowanie gotowych rozwiązań i ‘przeszczepy’ - każde miejsce jest wyjątkowe i zasługuje na indywidualne podejście i znalezienie najlepszego rozwiązania w całym swoim specyficznym kontekście. Poniżej przedstawiłem swój punkt widzenia, dla uproszczenia zamknięty w kilku punktach takich jak architektura, urbanistyka czy ekonomia itp. Opisuję również dotychczasowy wysiłek włożony w ratowanie pałacu, wartości jakie przyświecają współcześnie urbanistom w budowaniu miast a także - jak to różnie z tymi wartościami bywa we Wrocławiu.
Po pierwsze – mamy do czynienia z architekturą z najwyższej półki.
Pałac (po przebudowie w XVIII w.) autorstwa Isidora Canevale (autor projektu) oraz Karla Gottharda Langhansa (wykonawca i autor poprawek we wnętrzach, doboru mebli) uważany był za prekursorskie dzieło wczesnego klasycyzmu i neorenesansu we Wrocławiu. Prof. Zabłocka-Kos pisze w swojej rozprawie habilitacyjnej:
‘Dzieło to [pałac Hatzfeldów, przyp. aut.] powszechnie było wówczas uważane za najdoskonalszy pałac w stolicy Śląska i jeden z najznamienitszych w prowincji’ (Agnieszka Zabłocka-Kos, Zrozumieć Miasto, Via Nova, Wrocław 2006, s. 103-104).
Budynek ceniony za dyscyplinę i elegancję był wybitny w swojej epoce. Przywrócenie go Wrocławiowi byłoby znaczącym wkładem w walkę o zachowanie dziedzictwa kulturowego miasta.
Po drugie - z urbanistycznego punktu widzenia gęste, intensywne wypełnienie kwartału Wita Stwosza – Krowia – św. Wita jest mocno uzasadnione.
Przed wojną wschodnia część Starego Miasta była dużo ‘wyższa’, niż obecna zabudowa ‘modernistyczna’ (modernizm zresztą doczekał się swojego ‘pomnika’ w sercu miasta – plac Nowy Targ odbudowany w duchu epoki i wpisujący się w otaczającą tkankę mieszkaniową – czy kwartał dalej nie można upamiętnić ważnego dzieła architektonicznego z innej epoki?). Dodajmy też, że na sąsiedniej działce powstaje obecnie biurowiec (dawny kwartał - ul. Św. Katarzyny, Wita Stwosza, św. Wita, pl. Nowy Targ) bardzo intensywnie wykorzystujący przestrzeń działki.
Analizując pierzeje ul. Wita Stwosza, duża, wysoka bryła dawnego pałacu Hatzfeldów prezentuje się dużo lepiej niż proponowane na spotkaniu rozwiązania (rys.1, rys 2) – jednokondygnacyjne ‘pudło’ postawione na dachu pozostałości pałacu, które obniża skalę całej ulicy (nie wchodząc w ocenę architektury zaproponowanych na spotkaniu rozwiązań, tzw. ‘pudła’ bywają wybitne architektonicznie, w tym przypadku jest to tylko określenie proponowanej bryły w skali urbanistycznej).
Po trzecie – czynniki ekonomiczne.
Dyrektor Wydziału Architektury i Budownictwa wrocławskiego Urzędu Miejskiego, Piotr Fokczyński, na czerwcowym spotkaniu twierdził, że niemożliwe jest znalezienie prywatnego podmiotu, który udźwignąłby ciężar finansowy inwestycji w dawny pałac Hatzfeldów (bez precyzowania, czy mówimy o rekonstrukcji, czy o odtworzeniu samej fasady). Na pytanie, czy w ogóle próbowano - nie uzyskałem odpowiedzi. Możemy się tylko domyślać, że takich prób nie było. Niemożliwe? Mówimy o obiekcie położonym kilkaset metrów od wrocławskiego Rynku, leżącym na stosunkowo dużej działce z ogromnym potencjałem inwestycyjnym – być może jedna z ostatnich działek w tak ścisłym centrum. Sprzedaż takiej nieruchomości z pewnością dostarczyłaby środków na nową, nowoczesną siedzibę galerii lub jej część, jednocześnie ogromny koszt przywrócenia świetności pałacu nie obciążyłby kieszeni podatników, a miasto odzyskałoby perłę architektury neorenesansowej. Fokczyński, wieloletni architekt miejski, upierał się jednak przy konieczności sfinansowania rozbudowy galerii z kasy miejskiej, nie rozważając przywrócenia historycznej formy. Co ciekawe, koncepcje przedstawione na spotkaniu zakładały porzucenie funkcji wystawienniczej w parterze dawnego pałacu (powód – jego skrajna niefunkcjonalność) i umieszczenie tam restauracji, biblioteki lub kawiarni; dodanie kondygnacji wystawienniczej na dachu tego, co z pałacu zostało (1000m2 powierzchni na cele galerii). Na obecnym terenie ogrodu...2000 m2 biur. Pod wynajem. Czyli miasto nie chce sprzedać budynku, ale nie chce też odbudować zabytku – wrażenie ze spotkania jest takie, że chce zarabiać na jak najtańszej i najłatwiejszej rozbudowie (współczesnej) ruin pałacu. Ale za sprawą takiej krótkowzrocznej decyzji - urbanistycznie, architektonicznie, kulturowo i w konsekwencji ekonomicznie – możemy jako miasto stracić dużo więcej.
Po czwarte – dotychczasowy wysiłek włożony by ratować pałac.
Należy zaznaczyć, że obecna forma budynku to ogromny kompromis ze strony projektanta, prof. Edmunda Małachowicza. Ta forma nigdy nie była jego celem czy pożądanym założeniem projektowym – była koniecznością, aby zachować niszczejące od czasów wojny, całkiem spore fragmenty pałacu. Drobiazgowa inwentaryzacja, fizycznie zachowane detale, projekty kompletnej rekonstrukcji czy w końcu słowa samego syna profesora na spotkaniu potwierdzają: prof. Małachowicz włożył ogromny wysiłek nie po to, aby ‘połączyć relikt z czymś nowoczesnym' (parafrazując Zbigniewa Maćkowa, kuratora ESK 2016 w zakresie architektury (*1)). Profesor znał wielką wartość tego budynku. Jedynym jego zamiarem była chęć ratowania tego, co się zachowało i odbudowy pałacu w bardziej sprzyjających okolicznościach. A te w latach 50. i 60. były trudne, co świetnie opisuje Monika Jankowska – Sabat:
‘W czasie oblężenia Festung Breslau pałac został bardzo poważnie zniszczony. Wojnę przetrwał jednak cały parter, którego znaczną część rozebrano ze względu na zapotrzebowanie na cegłę do odbudowy Warszawy. Początkowo planowano pełną odbudowę pałacu, później jednak tego zaniechano, m.in. z tego powodu, że w czasie wojny był siedzibą gauleitera Karla Hankego. Architekci i historycy sztuki, w tym Edmund Małachowicz, próbowali uratować pałac przed ideologicznym wyrokiem, argumentując, że potomek rodu Hatzfeldtów pomagał królowi polskiemu w jednej z bitew, a architekt Langhans to w rzeczywistości rodowity Ślązak, nazywający się Jan Długi. Owe starania nie zdały się na nic ― pałacu nie odbudowano. Władze zatwierdziły projekt galerii BWA autorstwa Małachowicza, opracowany jednak w taki sposób, by ocalić jak najwięcej z istniejącej ruiny i nie zamykać drogi do późniejszej rekonstrukcji.’ (*2)
Tylko dlatego siedziba BWA Wrocław wygląda dziś tak źle i jest tak niefunkcjonalna dla potrzeb galerii sztuki awangardowej.
Tylko dlatego siedziba BWA Wrocław wygląda dziś tak źle i jest tak niefunkcjonalna dla potrzeb galerii sztuki awangardowej.
Warto wspomnieć, że rekonstrukcję i połączenie budynku pałacu z obecnym Urzędem Miasta przy pl. Nowy Targ rozważali radni miejscy dziesięć lat temu. W marcu 2007 r., Rada Miejska zdecydowała drogą uchwały o rozpoczęciu przygotowań do odbudowy obecnej siedziby Galerii Awangarda. Na tym niestety się skończyła wszelka aktywność miasta związana z tym budynkiem. Jestem jednak przekonany, że ogrom starań włożonych w odzyskanie pałacu warto wykorzystać.
Po piąte - wartości jakie przyświecają urbanistom i budowniczym miast.
Jeżeli współtworzymy deklaracje takie jak Karta Lipska, mające być wykładnią podczas budowania lepszych, wartościowych miast, nie zapominajmy o jej zapisach:
Jeżeli współtworzymy deklaracje takie jak Karta Lipska, mające być wykładnią podczas budowania lepszych, wartościowych miast, nie zapominajmy o jej zapisach:
‘Zarówno władze miejskie, jak i rządowe muszą sprawić, aby wywierany przez nie wpływ był odczuwalny. Jest to szczególne ważne dla zachowania dziedzictwa architektonicznego. Budynki historyczne, przestrzenie publiczne oraz ich wartość miejska i architektoniczna muszą zostać zachowane.’ [Karta Lipska, 2007]
Jeżeli zgadzamy się z założeniem, że ‘każde pokolenie ponosi odpowiedzialność za przekazanie dziedzictwa architektonicznego następnym pokoleniom’ (fragment Europejskiej Karty Dziedzictwa Architektonicznego), naszym obowiązkiem jest przynajmniej rzetelna dyskusja nad losem dawnego pałacu Hatzfeldów.
Po szóste - we Wrocławiu zniszczono w majestacie prawa bardzo dużo wartościowych zabytków.
Rzeźnia Miejska, cukrownia Klecina, gazownia Tarnogaj, browar Zakrzów, dawna papiernia Kornów czy schron piechoty przy ul. Grabiszyńskiej, nie zapominając też o ostaniej przebudowie zabytkowej kamienicy przy ul Ruskiej i wiele innych. Może to czas na refleksję? Czy naprawdę chcemy bezpowrotnie wymazywać tożsamość architektoniczną naszego miasta? Przecież rekonstrukcja, jako świadomy wybór, nie jest zupełnie obca Wrocławiowi – zabytkowe, modernistyczne przedszkole na terenie dawnej WUWY zostało zrekonstruowane. Mieści dziś siedzibę Dolnośląskiej Okręgowej Izby Architektów RP. Czy słyszeliśmy wtedy głosy, że to zły ruch? Że żyjemy w czasach współczesnych, musimy więc mówić tylko współczesnym językiem architektonicznym? Wszyscy, szczególnie władze miasta, architekci oraz artyści, powinni zadać sobie te same pytania co w tamtym przypadku. Dziś co do zrekonstruowanego przedszkola wątpliwości nie ma. Wcale nie wydaje się ‘mniej prawdziwe’. Tym bardziej, że w przypadku dawnego pałacu Hatzfeldów powinniśmy bardziej mówić o odbudowie niż rekonstrukcji – zachowana jest nie tylko duża część pałacu, ale też wiele elementów detalu architektonicznego. Nie chodzi więc o zwykłe udawanie zabytku, jak często nazywa się rekonstrukcję, tylko o reintegrację zachowanych elementów i częściową rekonstrukcję.
Rzeźnia Miejska, cukrownia Klecina, gazownia Tarnogaj, browar Zakrzów, dawna papiernia Kornów czy schron piechoty przy ul. Grabiszyńskiej, nie zapominając też o ostaniej przebudowie zabytkowej kamienicy przy ul Ruskiej i wiele innych. Może to czas na refleksję? Czy naprawdę chcemy bezpowrotnie wymazywać tożsamość architektoniczną naszego miasta? Przecież rekonstrukcja, jako świadomy wybór, nie jest zupełnie obca Wrocławiowi – zabytkowe, modernistyczne przedszkole na terenie dawnej WUWY zostało zrekonstruowane. Mieści dziś siedzibę Dolnośląskiej Okręgowej Izby Architektów RP. Czy słyszeliśmy wtedy głosy, że to zły ruch? Że żyjemy w czasach współczesnych, musimy więc mówić tylko współczesnym językiem architektonicznym? Wszyscy, szczególnie władze miasta, architekci oraz artyści, powinni zadać sobie te same pytania co w tamtym przypadku. Dziś co do zrekonstruowanego przedszkola wątpliwości nie ma. Wcale nie wydaje się ‘mniej prawdziwe’. Tym bardziej, że w przypadku dawnego pałacu Hatzfeldów powinniśmy bardziej mówić o odbudowie niż rekonstrukcji – zachowana jest nie tylko duża część pałacu, ale też wiele elementów detalu architektonicznego. Nie chodzi więc o zwykłe udawanie zabytku, jak często nazywa się rekonstrukcję, tylko o reintegrację zachowanych elementów i częściową rekonstrukcję.
Jeżeli miasto w ramach obchodów Europejskiej Stolicy Kultury 2016 finasuje programy takie jak ‘ESK 2016: Miasto Przyszłości. Laboratorium Wrocław’, powinno chociaż próbować powstałe w ich wyniku zapisy wprowadzać w życie. W koordynowanym przez Edwina Bendyka programie zrodziły się bardzo ciekawe opracowania opublikowane w serii ‘Strategie dla miasta przyszłości’3. W tomie trzecim publikacji znajdziemy cały rozdział poświęcony...rekonstrukcji nieistniejących młynów św. Klary. Młyny stały kiedyś na wyspie Słodowej, obecnie nie ma po nich śladu. Nie przeszkadza to snuć rozważań o potrzebie, cytuję, ‘(..)odtworzenia piękna tradycji i rzemiosł artystycznych, w tym rzemiosł budowlanych(...)’ oraz odbudowania od zera ‘(...)Młynów św. Klary, zlokalizowanych w obrębie malowniczego odrzańskiego archipelagu’. W tym opracowaniu znajdujemy naprawdę dużo wartościowych spostrzeżeń z którymi niestety, nikt się chyba w Urzędzie Miejskim nie zapoznał:
‘Aby uczestniczyć w globalnej rywalizacji, sprostać wyzwaniom konkurencji oraz oczekiwaniom wiodących międzynarodowych firm, miasta nieustannie próbują dostosować się do ich wymagań, czego efektem często jest ujednolicenie stylu zabudowy, charakteru i wizerunku. Próbując sprostać tej konkurencji uciekamy od siebie i własnych potencjałów. Globalne trendy są narzucane lokalnym społecznościom powodując zmianę ich stylu życia, myślenia oraz wzajemnych relacji. W dalszej perspektywie struktura społeczna destabilizuje się, poczucie tożsamości chwieje się, miasta stają się swoją wzajemną kopią, a decyzja o opuszczeniu miasta na stałe okazuje się coraz łatwiejsza. „Klonowaniu” podlegają nie tylko podmioty gospodarcze - filie firm i sieci sklepów - ale także wizerunek ulic, placów, przestrzeni miejskich, detali i sposobów życia, pracy i zamieszkiwania.’ (*3)
Nie uciekajmy więc od naszego potencjału. W przypadku młynów św. Klary, po odbudowaniu miałyby stać się nową siedzibą Muzeum Etnograficznego (*4). Dlaczego zatem mielibyśmy skazać na zapomnienie dawny Pałac Hatzfeldów?
Nie uciekajmy więc od naszego potencjału. W przypadku młynów św. Klary, po odbudowaniu miałyby stać się nową siedzibą Muzeum Etnograficznego (*4). Dlaczego zatem mielibyśmy skazać na zapomnienie dawny Pałac Hatzfeldów?
Sztuka awangardowa, mury sprzed 300 lat.
Pękające rury, przeciekający dach, sypiące się kolumny, przestrzeń wystawiennicza narażona na działanie promieni UV (co niszczy eksponaty), skrajna niefunkcjonalność – dyrektor galerii Marek Puchała jest w pełni świadomy nękających budynek problemów. Co więcej, zadeklarował nawet gotowość do przeniesienia galerii, jeśli będzie taka konieczność. BWA Wrocław operuje już zresztą w kilku punktach na mapie Wrocławia (dyskutowana ul. Wita Stwosza ale też np. ul. Świdnicka, ul Ruska i inne).
Uważam, że we Wrocławiu jest miejsce zarówno na awangardę jak i szacunek do dawnych dzieł sztuki. Być może to czas znalezienia nowej, nowoczesnej siedziby dla Galerii Awangarda? Dodanie ledwie 1000m2 powierzchni wystawienniczej na ‘trupie’ pałacu jest wątpliwym kompromisem. Może miasto Wrocław powinno odbudować pałac zgodnie z założeniami uchwały RM z 2007 i wykorzystać go do powiększenia budynku obecnego, sąsiadującego urzędu? Miasto rozwija się intensywnie, rezerwa na rozbudowę budynku urzędu prędzej czy później będzie potrzebna – nie ma lepszego rozwiązania niż dawny pałac, bezpośrednio sąsiadujący z budynkiem urzędu na pl. Nowy Targ. I może nawet siedziba galerii mogłaby tam znaleźć swoje miejsce. Możliwe też, że lepiej, by w dawnym pałacu prywatny inwestor zbudował luksusowy hotel? Jest to jedno z trudniejszych pytań, na jakie przyjdzie nam odpowiedzieć w najbliższej przyszłości. Cieszy deklaracja SARP’u, że odbędzie się otwarty konkurs architektoniczny. Ale bez otwartości i woli miasta (właściciela obiektu i działki), a przede wszystkim zrozumienia znaczenia tego budynku w szerokim kontekście, możemy stracić kawałek historii i tożsamości miasta na zawsze. Dawnemu pałacowi Hatzfeldów należy się co najmniej rzeczowa, publiczna dyskusja i rozważenie wszystkich scenariuszy działania.
Źródła:
1 http://wroclaw.wyborcza.pl/wroclaw/1,35771,18318451,zmarl-edmund-malachowicz-byl-tworca-wroclawskiego-gotyku.html#ixzz4lgt4PCOa
2 Monika Jankowska-Sabat ‘Zabytek nieruchomy a dziedzictwo architektoniczne. Uwagi w związku z Ratyfikacją Konwencji o Ochronie Dziedzictwa Architektonicznego Europy’, Acta Universitatis Wratislaviensis, No 3440 Przegląd Prawa I Administracji LXXXVIII, Wrocław 2012
http://doczz.pl/doc/943337/pobierz-artyku%C5%82---przegl%C4%85d-prawa-i-administracji
3 http://miastoprzyszlosci.wroclaw2016.pl/seria-strategie-dla-miasta-przyszlosci
4 http://wroclaw.wyborcza.pl/wroclaw/1,143161,17392972,Akta_W__Czy_mozliwy_jest_powrot_mlynow_na_wyspy_.html
Fot 1: http://wikimapia.org/39168/de/Palais-Hatzfeld
Fot. 2: http://www.tuwroclaw.com/wiadomosci,odkrywamy-wroclaw-dawny-palac-hatzfeldow,wia5-3266-8637.html
Fot. 3: http://magazynszum.pl/rozmowy/pop-parnas-mnie-nie-pociaga-rozmowa-ze-zbigniewem-libera/
Rys. 1: materiały dzięki uprzejmości projektantów: +48 Architektura
Rys. 2: materiały dzięki uprzejmości projektantów:a ch+/sofft_lab
Rys. 3: https://wroclaw.tvp.pl/32978161/nowy-biurowiec-odmieni-pierzeje-pl-nowy-targ-i-ul-sw-katarzyny
