Te słowa wypowiedziane przez burmistrza węgierskiego Felcsút, miejscowości rodzinnej Viktora Orbána oraz jego przyjaciela, najlepiej opisują to jak obecnie na Węgrzech tworzona jest pewna specyficzna kasta, chciałoby się nawet rzec - nowa arystokracja, powiązana z Viktorem Orbánem ale również z innymi działaczami węgierskiego Fideszu.
Lőrinc Mészáros, aktualny burmistrz Felcsút, jest tego wręcz książkowym przykładem. Były monter instalacji gazowej a aktualnie burmistrz z ramienia Fideszu z błogosławieństwem Viktora Orbána zaczął odnosić liczne sukcesy nie tylko w polityce ale i w biznesie od 2010 r. kiedy to Fidesz doszedł do władzy. Od tego czasu majątek Mészárosa zaczął błyskawicznie rosnąć i w dniu dzisiejszym jest on jednym z najbogatszych ludzi na Węgrzech. Jednocześnie stoi też na czele Akademii Ferenca Puskása. Założonej w 2007r. przez Viktora Orbána szkoły futbolu, którego premier Węgier jest ogromnym fanem i przy którym Donald Tusk jest jedynie niedzielnym kibicem.
Beneficjent spektakularnego sukcesu nie pozostaje jednak niewdzięczny. W wywiadzie dla pro-rządowej gazety Heti Válasz pada właśnie stwierdzenie, które jest również tytułem tegoż artykułu. Mészáros powiedział:
„(…) To co udało mi się osiągnąć dokonało się z pomocą Boga, szczęścia i Viktora Orbána” stwierdził on także: „Nigdy jednak nie prywatyzowałem, nigdy nie sprzeniewierzyłem. Wszystko co osiągnąłem zawdzięczam tylko i wyłącznie mojej własnej pracy (..)".
Pomimo jego słów tempo i sposób w jakim dorobił się majątku są kwestionowane. Często mówi się, że powiązania pomiędzy Mészárosem a Viktorem Orbánem są niejasne i poza przyjaźnią, która ich łączy istnieją również powiązania finansowe. Padają także ostrzejsze oskarżenia, dotyczące tego, że jest on zwyczajnym „słupem”. Wątek ten poruszany jest już od jakiegoś czasu jednak w obliczu niedawnych informacji nabrał zupełnie nowego tempa.
Wszystko za sprawą jednego zdjęcia. Mianowicie zdjęcia premiera Węgier z psem, które opublikował na swojej stronie na Facebooku z informacją o tym, że popiera cele protestujących w obronie praw zwierząt a co więcej pies z którym zrobił sobie zdjęcie wcześniej był ofiarą przemocy i znalazł schronienie w jego rodzinie. Media błyskawicznie podchwyciły temat i chcąc dowiedzieć się więcej o historii psa Orbána wpadły na trop, którego zapewne się nie spodziewały.
Dziennikarze nie mogli znaleźć tego psa na terenie żadnej z nieruchomości należących do rodziny lidera Fideszu. Po przeszukaniu weterynaryjnej bazy danych dowiedzieli się, że pies został zarejestrowany na syna Viktora Orbána, Gáspára. Adres podany w dokumentacji weterynaryjnej to licząca 13 hektarów posiadłość w Hatvanpuszta należąca niegdyś do rodu Habsburgów. Położona niecałe dziesięć kilometrów od rodzinnego Felcsút premiera Orbána w którym oficjalnie zamieszkuje.
Viktor Orbán ani tym bardziej jego syn Gáspár oficjalnie nie figurują w żadnych dokumentach dotyczących tej nieruchomości co nie jest jednak wielkim zaskoczeniem. Widnieje w nich natomiast Lőrinc Mészáros, który jak twierdzi trzyma tam maszyny rolnicze, gdyż nieruchomość jest zaniedbana. Dziennikarze sprawdzając słowa Lőrinca Mészárosa nie zauważyli tam żadnych maszyn, tak samo jak nie podzielają oni jego zdania co do stanu nieruchomości. Jak się okazało została ona gruntownie wyremontowana za ok 100 mln HUF.
Historyczna nieruchomość, która oficjalnie służy jedynie do trzymania sprzętu rolniczego jest jednak ponadprzeciętnie strzeżona. Poza psem „Narcyzem”, który swoją sławą doprowadził tu dziennikarzy, prywatności maszyn rolniczych Mészárosa skrzętnie strzeże policja, która skonfiskowała drony należące do dziennikarzy śledczych węgierskiego portalu 444.hu oraz
Mártona Gulyása vlogera kanału Slejm, gdy Ci próbowali dowiedzieć się czegoś więcej o posiadłości.
Lider Fideszu odmawia komentarza w tej sprawie. Zaczepiony ostatnio w kuluarach parlamentu przez dziennikarzy portalu 444.hu konsekwentnie ich ignorował. Sprawa ta wywołała prawdziwą polityczną awanturę. Péter Juhász lider partii Együtt wystąpił o sprawdzenie majątku Viktora Orbána. W odpowiedzi został zaatakowany przez Fidesz o to, że sam ukrywa swój stan posiadania i nie mógłby sobie pozwolić na zamieszkiwanie w nieruchomości o takim standardzie gdyby zarabiał tyle ile deklaruje. Zaskoczył on jednak Fidesz i pojawił się na konferencji prasowej zorganizowanej jedynie w celu ośmieszenia lidera Együtt, gdzie owe rewelacje były przedstawiane by odpowiedzieć na wszelkie zarzuty.
Nieoczekiwanie doprowadziło to do komicznej sytuacji, w której Fidesz sam się ośmieszył po kontrowaniu przez obecnego na sali Juhásza wszystkich ataków. W końcu przedstawiciel Fideszu, reprezentowany przez Istvána Hollika z koalicyjnego KDNP, opuścił salę a Péter Juhász sam przejął pulpit. Poza atakami ze strony Fideszu telewizja TV2 przejęta niedawno przez biznesmena bliskiego Orbánowi wypuściła materiały szkalujące polityka oraz zmanipulowany wywiad.
Obecna afera jest zdecydowanie niesłychanie problematyczna dla rządzącego od 2010 r. Fideszu. Pomimo kalibru oskarżeń nie została jednak odebrana przez społeczeństwo aż tak ostro jak taśmy z udziałem Ferenca Gyurcsányego. Jednak, jeśli premier Orbán nie zaradzi napięciom społecznym, takim jak m.in. strajk nauczycieli, wynik najbliższych wyborów może bardzo zdziwić Fidesz, który od pewnego czasu przez różne środowiska jest mocno krytykowany. Fakty, które wyszły na jaw i podejście ekipy rządzącej ten kryzys zaufania mogą jedynie pogłębić.