Aby móc w pełni ocenić skalę sukcesu sobotniej gali KSW trzeba wziąć pod uwagę nie tylko aspekt sportowy, ale także poziom sprzedaży subskrypcji systemu PPV. Co otrzymali kibice za 30zł i co ich czeka w przyszłości?
Zacznijmy od poziomu sportowego. Nie jestem chyba odosobniony w przekonaniu, iż poprzednia gala, pod względem emocji oraz walk, stała na dużo wyższym poziomie. Jednak, pomimo średniego - niestety - poziomu gali nie czuję się zawiedziony. Głównie z powodu paru ciekawych momentów, a jak wspominałem w poprzednim artykule – sama rozpiska była dość interesująca. O ile zakontraktowanie nazwisk należy do organizatora, to sam poziom widowiska zależy już od zawodników.
KSW 20 – walka po walce
W pierwszej walce Anzor Azhev zdecydowanie pokonał Paula Reeda. Chociaż nie udało mu się doprowadzić do skończenia walki przed czasem, jego dominacja była na tyle widoczna, iż dwóch sędziów punktowało trzecią rundę 10-8. Młody Czeczen ma wszystko to co niezbędne, aby osiągnąć sukces w MMA: bardzo solidne zapasy, dobrze rozwijającą się stójkę oraz dynamiczny parter. Połączenie tego z dobrymi warunkami fizycznymi (szybkość i zwinność) oraz sercem do walki pozwoliło mu pokonać dotychczas dwóch ringowych wyjadaczy. W obu przypadkach zapewnił przy tym bardzo dobre widowisko. W rezultacie, o ile zazwyczaj zmiany last minute w rozpisce rzadko wychodzą galom MMA na dobre, cieszę się, że nie doszło do walki z pierwotnie planowanym na przeciwnika Anheva Deanem Amasingerem – dużo większym przeciwnikiem, który ostatnio dość luźno podszedł do kwestii limitu wagowego. Przypomnę, że przed walką z Maciejem Jewtuszką wniósł na wagę 82 kg zamiast dozwolonych 73kg.
Po świetnym rozpoczęciu, widowiskowość trochę siadła. W drugiej walce, naprzeciwko Kamila Walusia stanął były piłkarz – bliżej mi nieznany – Jacek Wiśniewski. Przebieg tej krótkiej walki nie był zaskakujący. Wiśniewski nie był w stanie (pomimo swojej deklarowanej bokserskiej przeszłości) zagrozić Walusiowi, który ma doświadczenie zarówno w MMA zawodowym, jak i amatorskim. Walka została przerwana przez sędziego – Piotra Bagińskiego – choć zdaniem niektórych przedwcześnie, gdyż w zasadzie były piłkarz przyjął tylko kilka ciosów i o wielkim zagrożeniu nie było jeszcze mowy. O ile patrząc na powtórki z różnych kamer, na spokojnie można sobie gdybać, trzeba jednak pamiętać, iż sędzia ma dosłownie kilka sekund na podjęcie decyzji o wielkim znaczeniu dla zdrowia zawodnika. A ta nie była pierwszą i na pewno nie ostatnią kontrowersyjną. Naturalnym teraz wydaje się pojedynek Kamil Bazelak kontra Jacek Wiśniewski – obaj na początku przygody z MMA i mający na swoim koncie przegraną walkę z Kamilem Walusiem. Trzeba jasno powiedzieć, że poziom sportowy tej walki (ze względu na osobę piłkarza) nie jest tym czego należy się spodziewać po zawodowej gali MMA. Jednak jak przyznaje w wielu wywiadach Maciej Kawulski - współwłaściciel federacji - jest dzięki takim pojedynkom możemy obejrzeć te lepsze.
Trzecia walka była definitywnie walką wieczoru i może być kandydatem do tytułu walki roku. Dwaj przyjaciele – Borys Mańkowski oraz Rafał Moks - stoczyli bardzo zacięty, dynamiczny pojedynek, zostawiając całą sympatię do siebie w szatni. Kto nie oglądał powinien definitywnie to nadrobić. Za tę walkę – słusznie idąc za wzorem UFC – przyznano zawodnikom dodatkowe premie pieniężne.
W dwóch kolejnych walkach Karol Bedorf zasłużenie wygrał z Karlem Knothe, a Marcin Różalski pokonał, ściągniętego na szybko, jako zastępstwo dla Jerome Le Bannera, Rodneya Glundera. Obie walki, na dość średnim poziomie.
Walki wieczoru
Duży niedosyt pozostawiła walka Jana Błachowicza. Oczywistym usprawiedliwieniem jest poważna kontuzja kolana (zerwane więzadło), której cieszynianin nabawił się w toku przygotowań. Błachowicz walczył w stanie, w którym ciężko nawet chodzić normalnie, dlatego zawodnikowi należy się szacunek za podjęcie mimo wszystko wyzwania i wejście do ringu z tak doświadczonym przeciwnikiem, jak weteran UFC - Houston Alexander. Tym większy, iż UFC jest cały czas celowniku Janka i ewentualna porażka mogłaby to marzenie oddalić na jakiś czas, tak jak to miało miejsce po pierwszej przegranej z Sokoudjou.
W ostatniej walce Mariusz Pudzianowski pokonał – chyba nie do końca zmotywowanego - Christosa Piliafasa. Znowu cofający się zawodnik (co sprawiało złe wrażenie), przyczynił się do powstania teorii spiskowych, które uważam jednak za mało prawdopodobne. Podobnie jak po walce z Bobem Sappem nadal ciężko mówić o postępach (lub ich braku) byłego strongmana, bowiem zobaczyliśmy tylko dwa obalenia i trochę pracy z góry (która wyglądała całkiem przyzwoicie). Pozostaje czekać na kolejnego przeciwnika.
Bardzo dobry wynik sprzedaży PPV
Pomimo - zapowiadanego przez wielu – bojkotu PPV wiemy, że sprzedaż była na poziomie wyższym, niż satysfakcjonujący. Na oficjalne wyniki trzeba będzie poczekać około miesiąca, ale - jak podaje portal Boxingnews.pl - wstępnie można mówić nawet o 100 tysiącach sprzedanych dostępów.
Porównując to z wynikami oglądalności otwartego kanału, wydawać by się mogło, iż liczba ta nie jest oszałamiająca. Jednak biorąc pod uwagę sprzedaż PPV innych polskich wydarzeń sportowych można się zastanowić, czy MMA nie staje się powoli naszym drugim sportem narodowym. Mecz Polska – Mołdawia w systemie PPV sprzedał się na poziomie 110 tysięcy PPV. (Żródło)
Największym rekordzistą w ilości sprzedanych dostępów nadal jest wydarzenie z zeszłego roku – walka o pas mistrzowski Tomasza Adamka z Witalijem Kliczką (200 tysięcy dostępów). Jednak tutaj przeważyła skala wydarzenia, a nie sama dyscyplina. Niedawna walka Adamka – zanotowała tylko 7 tysięcy sprzedanych biletów (Źródło). Ciekawe, czy gdyby któryś z Polaków walczyłby na podobnym randze wydarzeniu w świecie MMA również zanotowalibyśmy tak wielkie zainteresowanie?
Co dalej?
Federacja KSW zapowiedziała, że będzie kontynuować nadawanie gal w systemie PPV i trudno się temu dziwić. Nowy system wymusi jeszcze większą potrzebę nagłaśniania walk oraz dbania o widza, który „głosuje portfelem”. Spodziewać się możemy dalszych prób zainteresowania zarówno długoletnich fanów dyscypliny, jak i nowych, poprzez zaproszenie na ring osób spoza tego sportu (vide Jacek Wiśniewski). Mnie najbardziej cieszy podpisanie kontraktu z Pawłem Nastulą – co prawda jakieś 4 lata za późno, ale mniejsza o to.
Podsumowując: gdyby poprzednia gala była tą pierwszą sprzedawaną w nowym systemie, można by mówić o pełnym sukcesie. Użytkownicy, którzy zdecydowali się zakupić dostęp otrzymali dwie bardzo dobre walki, dwie średnie oraz dwie kiepskie. Każdy z nich musi sobie zadać pytanie, czy cena odpowiadała jakości i czy zdecyduje się ponownie na ten ruch.