Zastanawiam się, dlaczego obyczaj każe, abyśmy naszym dzieciom tylko teoretycznie wyjaśniali, skąd się biorą dzieci? Dlaczego nie możemy z żoną pokazać praktycznie, jak wygląda stwarzanie ludzi?
Czemu trzeba się ukrywać z seksem? Czy wiąże się to z jakąś ekstra-sztucznością naszej cywilizacji? Ale żyjący w stanie natury „dzicy” bywali tu równie pruderyjni jak my, o czym opowiadał np. Bronisław Malinowski w "Życiu seksualnym dzikich"… Nasuwa mi się stare wyjaśnienie „eschatologiczne”: kto daje życie, daje też (przyszłą) śmierć i wstydzi się tego faktu, zwłaszcza wobec kochanych dzieci, przed którymi wolałby zataić, do czego prowadzi seks.