Budzę się, jestem wyspany, nic mnie nie boli, w pokoju mam ciepło, cały dom wydaje się przyjazny, włącznie z internetem, który mógłby być zepsuty, a nie jest.
...Za ścianą śpi jeszcze smacznie moja żona, czyli że nie jestem samotny. Lodówka jest pełna jedzenia (głównie warzyw). Czuję się wolny, może zrobię sobie nawet dzisiaj wolne od pracy? Uprawiam samozatrudnienie, a więc nikt mi tego nie zabroni. Czuję rosnący poryw wdzięczności: dziękuję ci, dziękuję mój losie! Zaraz wezmę się do gimnastyki, potem zjem śniadanie, następnie zasiądę do komputera. Nigdzie w pobliżu nie ma wojny (jeśli nie liczyć zamieszek na Ukrainie); za ścianą mieszkają cisi, sympatyczni sąsiedzi, ponad dachami i nad chmurami żyje sympatyczny Bóg. Jak dotąd nikt nie stwierdził niezbicie nieistnienia Boga (chyba, że we własnym sercu)... Cóż to za kraj-raj, to moje miejsce na świecie, w Warszawie, na Grochowie! Dziękuję ci jeszcze raz, dziękuję dobry losie!