
"Żeby nie było bandyctwa, żeby nie było złodziejstwa, żeby nie było niczego! Nie będzie biurokracji, nie będzie łachmaństwa. To co ja powiedziałem, to ja wszystko uczynię, bo jestem człowiekiem wierzącym i praktykującym. Wiem jak to uczynić (...) wiem wszystko, wiem jak wszystko zlikwidować!"
REKLAMA
Słuchając JKM i czytając setki komentarzy jego zwolenników, mam wrażenie, że mamy do czynienia z kolejną inkarnacją Kononowicza Krzysztofa. Kiedy próbuję dowiedzieć się, jaki jest plan JKM na zmianę przepisów narkotykowych, słyszę "nie będzie ustawy". Kiedy tłumaczę jak dziecku, że zlikwidowanie ustawy odbywa się na drodze ustawy, to słyszę, że ustaw nie ma sensu zgłaszać, bo i tak nie przejdą. Dlatego JKM w PE i Wipler w Sejmie nie robią nic. I nic nie zrobią. Bo po co.
Rozumiem, że bajki opowiadane przez JKM mogą się podobać. Nie dla mnie idealny świat Korwina, ale wolnoć Tomku w swoim domku - jak ktoś żałuje, że nie urodził się w XIX wieku, to jego sprawa. Dlatego popieram całym sercem takie przedsięwzięcia jak amerykański Free State Project, gdzie grupa obywateli stara się wprowadzić w życie bliskie korwinizmowi zasady. Wygospodarujmy wyspę Wolin korwinistwom, niech tam zrobią sobie swoje królestwo i niech im się dobrze żyje.
W rzeczywistości jednak Korwin palcem nie kiwnie, żeby cokolwiek zmienić. Ja rozumiem, że chłop od 25 lat głosi te same poglądy - ale co z tego, skoro nic z tego nie wynika. Z polityki uczynił sobie tanie i skuteczne narzędzie promocji swojego periodyku, z którego prowadzi komfortowe życie karmiąc naiwne masy snem o mlekiem i miodem płynącej krainie bez podatków.
Nie, Korwin nie zniesie wam podatków, nie zalegalizuje marihuany (zapraszam święte oburzenie niedzielnych etymologów, którzy zaraz znakomicie wyjaśnią mi różnice między brakiem zakazu a legalizacją), nie "zlikwiduje pedalstwa" i nie sprawi, że będzie wam się żyło lepiej. Ani gorzej. Nie zrobi nic. No, może oprócz nieślubnych dzieci.
