Maciej Kowalski - konopny rolnik, obywatel "Polski B"
Udział w wyborczym spotkaniu Lewicy z krzakiem konopi okazał się bardziej kontrowersyjny, niż można było się spodziewać. "Może lepiej to stąd zabierzcie" - od razu zwrócił się do mnie (komunistycznym zwyczajem w liczbie mnogiej) jeden z sympatyków SLD. "Przez takie rzeczy nie wygramy tych wyborów", wtórował mu kolejny. Jak się szybko okazało, piękne i radosne konopie stały się solą w oku konserwatywnych i zacofanych zwolenników tego środowiska. Agresja, złość i niechęć jaką poczułem były nieporównanie większe niż emocje, jakie moja wizyta z konopnym bukietem rodziła jakiś czas temu na spotkaniu ze zwolennikami PiS...
... Prawdziwym szokiem było jednak spotkanie z Przewodniczącym tej partii - Włodzimierzem Czarzastym. Pomimo kilkukrotnego powtórzenia prostego pytania, nie udało mi się uzyskać odpowiedzi, czy jako poseł poprze projekt zniesienia kar za posiadanie marihuany. Usłyszałem za to, że powinienem dziękować SLD (!), że nikt nie zrobił tyle dla sprawy (zdaje się nie pamiętać, że to oni wprowadzili kary więzienia za posiadanie). Dalej było jeszcze lepiej - usłyszałem, że sam się powinienem wziąć za robotę a nie narzekać, a także nazwano mnie kłamcą, gdyż rzekomo osoby przeganiające mnie z wiecu były "byłymi działaczami SLD", nie zaś obecnymi.
Sytuację próbował uratować Robert Biedroń, który jednoznacznie i nie po raz pierwszy zadeklarował swoje poparcie dla legalizacji marihuany - niestety o mandat poselski ubiega się nie on, a jego koalicyjny "kolega".
Panie Włodku - swoim chamstwem pozbawiłeś właśnie Lewicę mojego głosu.