Shabat Shalom
Shabat Shalom fot.Jacek Barcz

Proza Isaaca Bashevisa Singera przenosi nas w magiczny świat przedwojennej żydowskiej Warszawy. W jego książkach znajdziemy smaki i zapachy opisane tak wspaniale, że odczuwalne do dziś. Już teraz cieszę się na Festiwal Kultury Żydowskiej „Warszawa Singera”, który ruszy w sierpniu, w stolicy.

REKLAMA
W Tel-Avivie na Poznańskiej zawsze tłumy. Podobnie, jak w Aroma Espresso Bar – sieciowej kawiarni z izraelskim rodowodem, usytuowanej przy Kruczej w Warszawie. Na śniadanie można tam zamówić pyszną shakhsukę, popularne na Bliskim Wschodzie danie z pomidorów i sadzonych jajek. Młodzi Polacy coraz częściej fascynują się dzisiaj izraelską kuchnią, czytują książki Etgara Kereta, na wakacje jeżdżą nad Morze Martwe. Popularne są książki o Izraelu, jak choćby „Balagan”, wydany ostatnio alternatywy przewodnik Pawła Smoleńskiego.
Kuchnia z prozy Singera z humusem ma jednak niewiele wspólnego. Bo to kuchnia osadzona w tradycji Europy-Środkowo Wschodniej. Pachnąca karmelizowaną marchewką z cymesu, słodka od rodzynek, wytrawna od czosnku i cebuli. W przedwojennej Warszawie jadło się gefilte fisz, gęsie pipki, czulent. Te potrawy są częścią wielkiej i barwnej kultury polskich Żydów. Świata z Singera, niestety, już nie ma…
W kulturze żydowskiej wielkie pieniądze, biznesy zawsze łączyły się z celebrowaniem życia i kulturą. Dzisiaj w Polsce tego brakuje. Widać jedynie próby powrotu do żydowskich tradycji, nadal nieśmiałe. W kulinariach – nieudane. Na krakowskim Kazimierzu, który promuje się jako „dawna dzielnica żydowska”, nie można zjeść wybitnie dobrych przysmaków z żydowskiej kuchni. Oczywiście, takie dania figurują w restauracyjnych kartach, ale ich jakość pozostawia wiele do życzenia. Może restauratorzy powinni czytać Singera? Kiedy karmiłam w Fukierze Yitzhak Rabina, usiłowałam odtworzyć najprawdziwszą koszerną kuchnię żydowską. Uczyłam jej się właśnie z dzieł Singera. Pomagała mi bliskość osób, z którymi się wychowałam: podpowiadali mi przyjaciele mojej babci.
logo
Dwa lata temu, podczas Festiwalu, odbył się m.in. wernisaż moich prac malarskich. fot.Jacek Barcz Koncert Finałowy. Dwór Cadyka.

Żydowskie motywy ciekawie interpretuje chociażby Joshua Daniel Kahn, który do Warszawy przyjedzie z formacją The Painted Birds (nazwa, rzecz jasna, zaczerpnięta z Jerzego Kosińskiego). Muzykę klezmerską łączy on z…punk-rockiem. Swój koncert da także cudowna polska wokalistka Kayah, która mistyką żydowską interesuje się od dawna. Nie zabraknie nawet wokalisty, o którym krytycy piszą, że jest księciem muzyki gospel. Takiego miana dorobił się Joshua Nelson. Powiedzcie, czy to brzmi jak nudny festyn żydowskiego folkloru?
Renesans żydowskiej muzyki trwa od dawna. Zachęcam do tego, żeby zainteresować się kulturą żydowską, której bogactwo ma prawo onieśmielać. Mieszają się w niej, jak w wielkim kotle, rozmaite wpływy. Widać w niej zawiłą i nierzadko tragiczną historię narodu żydowskiego. Do niej nawiązywać ma – oparty na opowiadaniu Singera – spektakl „Gimpel the Fool”, z którym do Warszawy przyjedzie Nephesis Theatre. Sztuka odwołuje się między innymi do wydarzeń politycznych z Europy lat 30. ubiegłego wieku. Taka lekcja, atrakcyjna w formie, przyda się młodym warszawiakom.
Festiwal „Warszawa Singera”, jak zwykle, odbywać się będzie w rejonie Placu Grzybowskiego. To niezwykła okolica. Kiedy idę ulicą Próżną, miewam dreszcze. Czuję, jakbym wracała do zaginionego świata z opowieści mojej babci. W wyobraźni widzę twarze, słyszę głosy dawnych mieszkańców stolicy. Chciałabym przejąć od nich trochę mądrości, płynącej z wielowiekowej tradycji. Tradycji tak bliskiej polskiej kulturze i memu sercu.