Gdybym czytała tabloidy i wierzyła ślepo w to, co się w nich ukazuje, pewnie myślałabym, że Marta Grycan to gruba i złośliwa baba, która usiłuje odebrać mi „moje” programy. Uwierzyłabym w to, że Hanna Lis staje na głowie, żeby odbić mi mój felieton w „Newsweeku”, że Magda Mołek jest wredna, a Edward Miszczak mnie nienawidzi. Pewnie bym uwierzyła, gdybym tych ludzi nie znała. A że znam, wiem, jaka jest prawda.

REKLAMA
Kiedy patrzę na moje życie, dostrzegam, że dzieli się na okres „przed” i „po”. Cezurą są „Kuchenne Rewolucje”. Nim zaczęłam prowadzić program i pojawiać się w telewizji, w wywiadach pytano mnie o to, jak prowadzić nowoczesną restaurację lub o to, co zrobić, by osiągnąć sukces. Po tym, jak sukces zaczął odnosić mój program, moja wiedza zaczęła nie wystarczać. „Po” tylko nieliczni dziennikarze rozmawiają ze mną poważnie. Ci z tabloidów najczęściej nie pytają mnie już o nic. Sami wiedzą najlepiej, jak o mnie pisać: co myślę, czego się boję, kogo kocham, a kogo nie lubię. Dodam, że wiedzą to lepiej ode mnie.
Szkoda, że dzisiaj często ważniejsze dla mediów jest to, co mam na sobie i z kim jem kolację, niż to, co mam w głowie. Już nie tylko moje kulinarne pomysły rozgrzewają publikę, ale moje legginsy – nowy bohater portali plotkarskich. Cóż, bohater na miarę dzisiejszych czasów. Kocham kuchnię, jednak ta miłość niewielu teraz obchodzi. Kolorowe gazety nie zamieszczają moich spostrzeżeń o restauracjach w kryzysie, ekologicznych uprawach, czy aspekcie społecznym wspólnego jedzenia choć przecież właśnie te tematy interesują czytelników. A nie wyssane z palca plotki. Po co dyskutować o polskiej mentalności czy o kuchennych gustach Polaków, skoro można wykreować wirtualną rzeczywistość, w której mówię i robię rzeczy, o których nawet mi się nie śniło?
Kiedy to się stało? Kiedy doszłam do punktu, w którym przestałam być przede wszystkim restauratorką, ekspertką w dziedzinie smaku, wystroju wnętrz i gotowania a stałam się bohaterką tabloidów? Tak zwaną celebrytką. Pracuje tak dużo, jak nigdy i zdaje się, że przegapiłam ten moment. Nie mam czasu nawet dla rodziny i przyjaciół, nad czym bardzo boleję, więc tym bardziej nie mam czasu oraz ochoty na tropienie medialnych rewelacji. Dopóty, dopóki one nie wciskają się na siłę do mojego życia.
Jestem spełniona i szczęśliwa, ale…trochę zagubiona. Pewnego dnia obudziłam się w świecie, który nie jest mój. Czuję się niczym bohater – słabego skądinąd – nowego filmu Woody’ego Allena. Facet grany przez Benigniego z dnia na dzień staje się rozpoznawalny. W związku z tym jest łatwym celem ataków. Mniej więcej tak wygląda aktualnie moja codzienność. Obiektywy aparatów, wymierzone jak lufy karabinów we mnie, moją rodzinę oraz bliskich uniemożliwiają „normalność”. Ktoś powie: chciałaś, to masz. Ale rozmiar tego zjawiska naprawdę przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Choć działam zawodowo od wielu lat, a w mediach pojawiałam się już mnóstwo razy, „Kuchenne Rewolucje” okazały się rewolucją także w moim życiu.
Wszyscy, którzy mnie znają z czasów „przed”, wiedzą, że uwielbiam życie towarzyskie. Kiedyś przyjęcia dla przyjaciół organizowałam na okrągło. Spotykała się na nich cała Warszawa. To dopiero było celebrowanie. Wtedy byłam celebrytką, ale w tym pozytywnym sensie! Teraz brakuje mi na to sił. Moi przyjaciele mi nie wierzą. Niektórzy z nich sądzą, że kariera przesłoniła mi wszystko, że straciłam rozsądek w pędzie po karierę. Tymczasem nie mają pojęcia, jak ciężko pracuję i jak wygląda mój kalendarz. Wpadłam w wir, w którym nie mam nawet czasu na świętowanie własnych urodzin. Czy jestem nieszczęśliwa? Nie. Bo robię to, co kocham. I marzę, żeby ktoś chciał ze mną rozmawiać właśnie o tym, a nie o legginsach.
Kilka lat temu, dziwiłam się, że mój bardzo znany i lubiany kolega, zaraz po zakończeniu zdjęć do swojego programu chowa się w garderobie, tylnym wyjściem ucieka do samochodu i pędem wraca do domu. Choć próbował tłumaczyć, nie rozumiałam go. Kilka dni temu zadzwoniłam do niego i powiedziałam: teraz Cię rozumiem. I robię tak samo.
Są dwie Magdy. Jedna pracuje na dwóch telewizyjnych planach, podróżuje pomiędzy 20 restauracjami, działa charytatywnie, prawie nie śpi. Druga jest bohaterką stworzoną przez tabloidy i portale plotkarskie – rozbija się po imprezach, romansuje i wszędzie węszy spisek. Zgadnijcie: która z nich, to prawdziwa ja?