
REKLAMA
Kaj Nasalski: Gdybyś dzisiaj, po kilku tygodniach kwarantanny w domu, miała napisać scenariusz o pandemii, o czym byłby ten film?
Magdalena Wleklik: O pandemii śmiechu. Ulice wyludnione, ludzie chowają się w domach i nawet mimo słonecznej pogody, rzadko wychodzą na balkony czy wyglądają przez okna. Nie słyszy się na ulicach śmiechu. Bardzo mi go brakuje. Na strach czy nudę najlepiej działa komedia, żart, śmieszny mem. Ludzie to wiedzą, dlatego pełno ich w internecie. Wyobrażasz sobie kwarantannę bez internetu? Byłoby jeszcze więcej smutasów.
Magdalena Wleklik: O pandemii śmiechu. Ulice wyludnione, ludzie chowają się w domach i nawet mimo słonecznej pogody, rzadko wychodzą na balkony czy wyglądają przez okna. Nie słyszy się na ulicach śmiechu. Bardzo mi go brakuje. Na strach czy nudę najlepiej działa komedia, żart, śmieszny mem. Ludzie to wiedzą, dlatego pełno ich w internecie. Wyobrażasz sobie kwarantannę bez internetu? Byłoby jeszcze więcej smutasów.
KN: W twoim filmie byłoby pewnie masę ofiar śmiertelnych, w końcu to epidemia… Ale czy wszystkie filmy na ten temat kończą się źle?
MW: Dla statystów, którzy grają ofiary, na pewno, haha... Ale bywa, że znane aktorki odgrywają śmierć, jak Gwyneth Paltrow czy Kate Winslet w filmie „Epidemia strachu” jednego z moich ulubionych reżyserów, Stevena Soderbergha. Charakteryzatorki na planie namalowały im liszaje czy zrobiły sztuczny pot na czole, a one wdzięcznie wyzionęły ducha przed kamerą. Zauważyłam, że wszystkie bez wyjątku filmy o pandemii kończą się nadzieją. To bardzo ludzkie. Globalna katastrofa ma czegoś ludzi nauczyć. Może to być szacunek do przyrody, zakaz zjadania pewnych ryzykownych gatunków zwierząt, zachowanie norm bezpieczeństwa w laboratoriach… Film jest odwzorowaniem prawdziwego życia. My również w którymś momencie dowiemy się, czy ta mutacja koronawirusa, która dziesiątkuje obecnie ludzkość powstała naturalnie czy była wytworem jakiegoś szalonego epidemiologa. W każdym z tych przypadków, zarówno w życiu, jak i w filmie, jedyne co się liczy na końcu to nadzieja.
MW: Dla statystów, którzy grają ofiary, na pewno, haha... Ale bywa, że znane aktorki odgrywają śmierć, jak Gwyneth Paltrow czy Kate Winslet w filmie „Epidemia strachu” jednego z moich ulubionych reżyserów, Stevena Soderbergha. Charakteryzatorki na planie namalowały im liszaje czy zrobiły sztuczny pot na czole, a one wdzięcznie wyzionęły ducha przed kamerą. Zauważyłam, że wszystkie bez wyjątku filmy o pandemii kończą się nadzieją. To bardzo ludzkie. Globalna katastrofa ma czegoś ludzi nauczyć. Może to być szacunek do przyrody, zakaz zjadania pewnych ryzykownych gatunków zwierząt, zachowanie norm bezpieczeństwa w laboratoriach… Film jest odwzorowaniem prawdziwego życia. My również w którymś momencie dowiemy się, czy ta mutacja koronawirusa, która dziesiątkuje obecnie ludzkość powstała naturalnie czy była wytworem jakiegoś szalonego epidemiologa. W każdym z tych przypadków, zarówno w życiu, jak i w filmie, jedyne co się liczy na końcu to nadzieja.
KN: Skoro znamy zakończenie, to co oglądać w czasie kwarantanny?
MW: W pierwszych tygodniach oglądać filmy o epidemiach. Trzeba poznać wroga. Jak już się z nim oswoimy, jak poczujemy się bezpieczniej, bo nikt z rodziny albo sąsiadów nie zachoruje (czego wszystkim życzę z całego serca), wyjdźmy sprzed telewizora, zainteresujemy się, jak można pomóc potrzebującym. Może niedołężny sąsiad potrzebuje pomocy? Dorośli mogą przecież wyprowadzić mu psa na spacer. Albo kupić podczas rodzinnych zakupów dodatkowy chleb. Dla wszystkich to nietypowa sytuacja. Nikt z nas nie był na nią gotowy. To science fiction bez fikcji.
MW: W pierwszych tygodniach oglądać filmy o epidemiach. Trzeba poznać wroga. Jak już się z nim oswoimy, jak poczujemy się bezpieczniej, bo nikt z rodziny albo sąsiadów nie zachoruje (czego wszystkim życzę z całego serca), wyjdźmy sprzed telewizora, zainteresujemy się, jak można pomóc potrzebującym. Może niedołężny sąsiad potrzebuje pomocy? Dorośli mogą przecież wyprowadzić mu psa na spacer. Albo kupić podczas rodzinnych zakupów dodatkowy chleb. Dla wszystkich to nietypowa sytuacja. Nikt z nas nie był na nią gotowy. To science fiction bez fikcji.
KN: Wydaje się, że rzeczywistość dogoniła pomysły filmowców. Które filmy poleciłabyś nastolatkom?
MW: Te z najlepszymi scenariuszami. Kręcenie prawie każdego filmu zaczyna się od napisania scenariusza i akurat amerykańskie filmy o epidemii biją pod względem jakości tekstu wszystkie inne na głowę. Wyróżniłabym dwa hity, które pewnie wszyscy oglądali. To „Jestem legendą” i „World War Z”. Grają w nich znani aktorzy, w pierwszym Will Smith, w drugim Brad Pitt. To dla nich scenarzyści napisali genialne sceny, „włożyli im w usta” błyskotliwe dialogi. Scena, gdy doktor Neville, grany przez Smitha, zmuszony jest zabić swoją suczkę o imieniu Sam, to dla mnie jedna z najpiękniejszych scen miłosnych w historii kina. Co ciekawe, w obydwu filmach pod wpływem wirusa ludzie zamieniają się w zombie. To niezbyt mądre, ale modne rozwiązanie jest chyba łatwiejsze do zaakceptowania niż to, co się dzieje w prawdziwym życiu. Ludzie umierają i koniec…
MW: Te z najlepszymi scenariuszami. Kręcenie prawie każdego filmu zaczyna się od napisania scenariusza i akurat amerykańskie filmy o epidemii biją pod względem jakości tekstu wszystkie inne na głowę. Wyróżniłabym dwa hity, które pewnie wszyscy oglądali. To „Jestem legendą” i „World War Z”. Grają w nich znani aktorzy, w pierwszym Will Smith, w drugim Brad Pitt. To dla nich scenarzyści napisali genialne sceny, „włożyli im w usta” błyskotliwe dialogi. Scena, gdy doktor Neville, grany przez Smitha, zmuszony jest zabić swoją suczkę o imieniu Sam, to dla mnie jedna z najpiękniejszych scen miłosnych w historii kina. Co ciekawe, w obydwu filmach pod wpływem wirusa ludzie zamieniają się w zombie. To niezbyt mądre, ale modne rozwiązanie jest chyba łatwiejsze do zaakceptowania niż to, co się dzieje w prawdziwym życiu. Ludzie umierają i koniec…
KN: I pozostaje nadzieja, jak mówiłaś. Podczas kwarantanny będziemy zapewne bombardowani tego typu filmami.
MW: Tym bardziej, że wielu ma dostęp do ogromnej ilości seriali. Najbardziej podobał mi się duński „The rain” albo dokumentalny film o grypie - zatytułowany „Pandemia”. Czasem wolę oglądać filmy pokazujące rzeczywistość taką, jaka jest, z jak najmniejszą ingerencją reżysera. Zauważyłeś, że w większości fikcyjnych opowieści wirus zabija prawie całą ludzką populację?
MW: Tym bardziej, że wielu ma dostęp do ogromnej ilości seriali. Najbardziej podobał mi się duński „The rain” albo dokumentalny film o grypie - zatytułowany „Pandemia”. Czasem wolę oglądać filmy pokazujące rzeczywistość taką, jaka jest, z jak najmniejszą ingerencją reżysera. Zauważyłeś, że w większości fikcyjnych opowieści wirus zabija prawie całą ludzką populację?
KN: Tak, pozostawia przy życiu jednostki.
MW: Właśnie takich skrajności, zahaczających wręcz o bajkę, nie lubię w kinie.
MW: Właśnie takich skrajności, zahaczających wręcz o bajkę, nie lubię w kinie.
KN: Zawsze można wyłączyć telewizor i posłuchać radia albo poczytać. Czy są jakieś polskie filmy, które byś poleciła?
MW: Młodsi widzowie nie mają czego specjalnie szukać w polskim kinie. A szkoda. Dla zdecydowanie starszych nastolatków polecam „Hiszpankę” w reżyserii Łukasza Barczyka, opowiadająca o pandemii sprzed wieku. Słyszałeś o teorii, że tego typu katastrofy zdarzają się równo co sto lat? Drugim filmem jest „Szuler” Adka Drabińskiego. O tyfusie wspominali bohaterowie znanego telewizyjnego serialu „Noce i dnie”. Znajdzie się jeszcze kilka przykładów, ale wirusy nie inspirują raczej polskich filmowców. Dlatego zachęcam wszystkich do kręcenia, choćby komórką, filmików z życia rodzinnego podczas kwarantanny. To epokowe wydarzenie, już się nam nie powtórzy. Taką mam nadzieję.
MW: Młodsi widzowie nie mają czego specjalnie szukać w polskim kinie. A szkoda. Dla zdecydowanie starszych nastolatków polecam „Hiszpankę” w reżyserii Łukasza Barczyka, opowiadająca o pandemii sprzed wieku. Słyszałeś o teorii, że tego typu katastrofy zdarzają się równo co sto lat? Drugim filmem jest „Szuler” Adka Drabińskiego. O tyfusie wspominali bohaterowie znanego telewizyjnego serialu „Noce i dnie”. Znajdzie się jeszcze kilka przykładów, ale wirusy nie inspirują raczej polskich filmowców. Dlatego zachęcam wszystkich do kręcenia, choćby komórką, filmików z życia rodzinnego podczas kwarantanny. To epokowe wydarzenie, już się nam nie powtórzy. Taką mam nadzieję.
KN: Skoro mowa o nadziei to zbliżamy się do końca. Powiedz mi, jak epidemia wpłynie na trendy w kinie? Czy powstanie więcej filmów o tej tematyce?
MW: Pandemia raczej nie wpłynie na trendy, ale na myślenie filmowców o swoim statusie jako twórcy. Bo okazało się, że wielu moich znajomych straciło z dnia na dzień pracę, nawet popularni aktorzy z telenowel. Upadają firmy produkujące filmy. Filmowcy zaczną myśleć o sposobach na zaradzenie kłopotom, brak pracy na planach filmowych, wiele zwolnień - to wszystko wpłynie na branżę, a co za tym idzie, na sposób tworzenia filmów i podejmowane tematy. Nie przewiduję w najbliższych latach powstania filmów o pandemiach. Ludzie będą chcieli od niej odpocząć… już chcą, choć koronawirus jest w pełnym natarciu… Jak już go pokonamy, nie będziemy chcieli o nim słyszeć ani go oglądać. Mam jedną radę. W najbliższych tygodniach oglądajmy komedie, spróbujmy wybrać te nieamerykańskie, a na przykład polskie, francuskie, gruzińskie. Czytajmy wesołe książki, słuchajmy pogodnej muzyki, zachowajmy normalność. Mam przy okazji pytanie do Ciebie, Kaju. Jak myślisz, czy świat się zmieni po zakończeniu kwarantanny?
MW: Pandemia raczej nie wpłynie na trendy, ale na myślenie filmowców o swoim statusie jako twórcy. Bo okazało się, że wielu moich znajomych straciło z dnia na dzień pracę, nawet popularni aktorzy z telenowel. Upadają firmy produkujące filmy. Filmowcy zaczną myśleć o sposobach na zaradzenie kłopotom, brak pracy na planach filmowych, wiele zwolnień - to wszystko wpłynie na branżę, a co za tym idzie, na sposób tworzenia filmów i podejmowane tematy. Nie przewiduję w najbliższych latach powstania filmów o pandemiach. Ludzie będą chcieli od niej odpocząć… już chcą, choć koronawirus jest w pełnym natarciu… Jak już go pokonamy, nie będziemy chcieli o nim słyszeć ani go oglądać. Mam jedną radę. W najbliższych tygodniach oglądajmy komedie, spróbujmy wybrać te nieamerykańskie, a na przykład polskie, francuskie, gruzińskie. Czytajmy wesołe książki, słuchajmy pogodnej muzyki, zachowajmy normalność. Mam przy okazji pytanie do Ciebie, Kaju. Jak myślisz, czy świat się zmieni po zakończeniu kwarantanny?
KN: Mam wrażenie, że kiedy emocje związane z epidemią opadną, wielu ludzi będzie mogło nas zaskoczyć. Mają oni teraz czas na przemyślenia i tworzenie. Tego wielu osobom brakowało. Na pewno wielu z nich odkryje czy napisze coś przełomowego teraz, a pokaże światu swoje dzieło dopiero po kwarantannie. Przewidzieć kto jednak nie sposób.
MW: I to jest właśnie dobry temat na film.
MW: I to jest właśnie dobry temat na film.