Redaktor Radosław Osiński dla magazynu "Film&Tv Kamera" pyta mnie o działania na rzecz tworzenia Biblioteki Scenariuszy Filmowych, scenariuszowych "białych kurkach" i sensie tworzenia bazy polskich scenariuszy.
REKLAMA
Radosław Osiński: Mija rok od powstania Biblioteki Scenariuszy Filmowych (BSF). To zaskakujące, że dopiero tak niedawno pojawiła się ogólnodostępna baza polskich scenariuszy…
Magdalena Wleklik: Pierwsza rocznica to również doskonała okazja do przedstawienia jej światu. Docieramy do niej na dwa sposoby: przez Łódzką Regionalną Bibliotekę Cyfrową albo przez znany wszystkim portal filmpolski.pl Aby otworzyć wybrany tekst, wystarczy wejść na stronę tytułu filmu i otworzyć link „Przeczytaj scenariusz filmu”, który kieruje bezpośrednio do jego treści. Jest dostępna dla każdego użytkownika internetu bez logowania, za darmo. Możemy mówić o przełomie, bo powstanie BSF to jedno z nielicznych konkretnych działań na rzecz rozwoju branży scenariopisarskiej w Polsce. Działania naszego zespołu mogę ująć jako przywracanie do życia pochowanych żywcem w archiwach scenariuszy filmowych. Prawdziwe wyzwanie pojawia się, gdy te starsze teksty otrzymujemy w wersji papierowej, pisane na maszynie, w jedynym zachowanym egzemplarzu. Tak było chociażby z „Białym małżeństwem” Magdaleny Łazarkiewicz i Jana Różewicza. Z drżącymi rękami odbieraliśmy egzemplarz od autorki i daję słowo, że zwróciliśmy bez żadnych oznak używania. Nie przepisujemy scenariuszy, a skanujemy, starannie zachowując notatki odautorskie, reżyserskie, a nawet odciski palców czy plamy po kawie - one są też ważne. Interesuje nas autentyczność i oddanie wierności procesowi twórczemu. To według mnie istota tworzenia BSF. Poszerzanie jej zbiorów to działalność długodystansowa, wymierzona na wiele lat. Pierwsze urodziny oznaczają, że na torcie pali się dopiero jedna świeczka, a w Bibliotece niecała setka scenariuszy. Naszym urodzinowym życzeniem jest, aby za rok było ich trzy razy więcej.
RO: W ubiegłym roku nominowane do Oscara scenariusze filmów Historia małżeńska i Na noże zostały oficjalnie udostępnione w sieci. Nastąpiło to krótko po premierze tych amerykańskich filmów. W jaki sposób Wy pozyskujecie scenariusze do bazy?
MW: Samo zamieszczenie scenariuszy w internecie to krótki i przyjemny proces. Najwięcej czasu zajmuje odszukanie właścicieli praw do nich, zwykle samych autorów, spadkobierców, producentów. Scenariusze są jak ludzie, każdy z nich ma swoją historię, a my czasem bawimy się w detektywów, podążając za nią. Scenariusze przekazują nam sami autorzy, ich spadkobiercy, producenci albo odnajdujemy je w archiwach różnych instytucji. W każdym wypadku dążymy do uzyskania zgody żyjącego autora, bo scenariusze idą w świat podpisane jego nazwiskiem. Uzgadniamy również draft, który zamieszczamy, bo czasem wizja filmu na papierze jest odległa od tej na ekranie. Niektórzy scenariopisarze zaznaczają, że zależy im na zachowaniu pierwotnej, nie zrealizowanej na planie, wersji scenariusza. Trzymamy stronę twórców. Naszym dobrym duchem jest Feliks Falk, wybitny reżyser i scenariopisarz, który jako pierwszy wsparł BSF. Obecnie mamy wiele wybitnych tekstów, nie tylko filmów fabularnych, ale i dokumentalnych, jak scenariusze Marii Zmarz-Koczanowicz. Zwykle kontaktujemy się z twórcami albo ich spadkobiercami, opowiadamy o idei powstania BSF. W toku naszego rozwoju ideałem byłoby, gdyby polskie festiwale podczas selekcji filmów konkursowych proponowały właścicielom praw do scenariusza zamieszczenie scenariusza w BSF. Tego typu praktyki są powszechne na zachodzie. Myślę, że w przyszłości wyjdziemy z tą propozycją, najpierw jednak musimy zbudować silniejszy fundament, czyli poszerzyć zbiory biblioteki.
RO: Jak w polskich realiach wygląda sytuacja praw autorskich do scenariusza? Kto może zdecydować o udostępnieniu scenariusza do BSF?
MW: W przypadku starszych dzieł ustalenie właścicieli praw bywa kłopotliwe, bo pamięć ludzka jest zawodna, a dokumentacja ginie. Jestem w zawodzie scenarzysty od kilkunastu lat, od ostatnich czterech działam w zarządzie Koła Scenarzystów Stowarzyszenia Filmowców Polskich i odkąd pamiętam, pojawiały się co jakiś czas pomysły powstania podobnej bazy. Sprawa rozbijała się zawsze o przepisy związane z prawem autorskim oraz warunki finansowe dotyczące jej egzystencji, obsługi itp. Instytucjonalne wsparcie władz Szkoły Filmowej w Łodzi, mojej Alma Mater, pilotaż ze strony Wydziału Organizacji Sztuki Filmowej oraz adiunkta Marka Rudnickiego sprawiły, że przeszkody zniknęły. Regulamin BSF opracowała kancelaria prawna, a nad procesem udostępniania scenariuszy czuwa Jarosław Czembrowski, dyrektor biblioteki w Szkole Filmowej i redaktor naczelny portalu filmpolski.pl Od początku jest z nami Anna Uszyńska, która uzyskuje zgody na opublikowanie scenariuszy. Forma naszej działalności jest przejrzysta, pracujemy prospołecznie i tak po prostu, po ludzku, lubimy się. Kierują nami szlachetne pobudki. Nie planujemy tworzenia systemu wynagrodzeń ani dla siebie, ani dla autorów udostępnianych scenariuszy. Oprócz, brzmiącej być może górnolotnie, ochrony dziedzictwa kulturowego, mam prywatne poczucie sensu istnienia BSF, gdyż regularnie pracuję na scenariuszach z Biblioteki podczas wykładów ze swoimi studentami lub słuchaczami warsztatów scenariuszowych. Rejestrujemy coraz częstsze wejścia na stronę i wysokie liczby pobrania tekstów. Służy to promocji sztuki, jaką bez wątpienia jest scenariopisarstwo.
RO: Czy do bazy trafiają wyłącznie scenariusze zrealizowanych filmów?
MW: Zdecydowanie skupiamy się na scenariuszach twórców, którzy zapisali się złotymi zgłoskami w historii polskiego kina. Te scenariusze w pierwszej kolejności trzeba ratować przed śmiercią. Wielu niestety nie uda się już odzyskać ani zrekonstruować. Nie zaniedbujemy też scenarzystów młodego pokolenia. W tej pierwszej fazie skupiamy się na filmach pełnometrażowych, fabularnych, dokumentalnych, animowanych i jesteśmy otwarci nie tylko na zapis scenariuszowy, ale również formy pokrewne: scenopisy, storyboardy, nowelki filmowe i inne. W przyszłości planujemy publikowanie scenariuszy seriali telewizyjnych czy teatrów telewizji. I tak, mowa jest tu wyłącznie o scenariuszach już zrealizowanych. Dostajemy oczywiście liczne zapytania o teksty niezrealizowane, ale proszę spojrzeć na sprawę szerzej: stworzenie siostrzanej biblioteki filmów niezrealizowanych przybrałoby formę giełdy projektów, agencji pośrednictwa czy też platformy wymiany handlowej między autorami zamieszczonych scenariuszy a potencjalnymi producentami. Wydaje mi się, że obsługa tego rodzaju działalności wymaga innych warunków. Nie jestem jej zwolennikiem, zobaczmy jednak, co przyniesie przyszłość. Dużo bardziej zależy mi na zorganizowaniu cyklicznych spotkań wokół kultowych scenariuszy, które publikujemy w BSF, spotkania z wybitnymi autorami, wspólne czytanie, porównywanie scen z tymi zrealizowanymi filmowo – z tego typu pomysłami musimy chyba poczekać na zakończenie pandemii.
RO: Czy BSF zawiera różne wersje scenariusza do danego filmu? Czy w przypadku scenariuszy do filmów wyprodukowanych w okresie PRL dostępne są uwagi cenzury?
MW: Polegamy na autorach scenariuszy, bo oni wiedzą najlepiej, które drafty lub wersje tekstu podczas pracy preprodukcyjnej chcieliby podać do publicznej wiadomości. Dla przykładu, Jan Jakub Kolski udostępnił nam zarówno scenariusz, jak i scenopis „Ułaskawienia”; Piotr Dumała zamieścił, oprócz scenariusza, również znakomity storyboard swojego „Lasu”. Spadkobiercy Grzegorza Królikiewicza udostępnili wersję angielską scenariusza „Przypadku Pekosińskiego”. Jesteśmy otwarci i jeśli autorzy chcieliby podzielić się z nami scenariuszami opatrzonymi uwagami cenzury, przyjęlibyśmy je bardziej niż entuzjastycznie. Jak mówiłam, istotą tworzenia BSF jest autentyczność oraz oddanie wierności procesowi twórczemu.
RO: Czy w historii naszej kinematografii są wśród scenariuszy jakieś „białe kruki”, do których udało Wam się dotrzeć? Dla przykładu w Hollywood przez wiele lat podobny status miała wczesna wersja scenariusza Imperium kontratakuje autorstwa pisarki i scenarzystki Leigh Brackett. Przez ponad 30 lat jej tekst był dostępny wyłącznie w specjalnych zbiorach jednej biblioteki oraz w archiwum Lucasfilm. Scenariusz oficjalnie opublikowano dopiero w 2016 roku.
MW: Jak już zauważyłeś, jesteśmy wiele lat spóźnieni względem Hollywood. Po roku istnienia Biblioteka Scenariuszy Filmowych dociera do szerszej świadomości scenarzystów i czytelników. Pamiętam, jak przy pierwszym zebraniu zespołu w Szkole Filmowej w Łodzi Jarosław Czembrowski podał mi do rąk maszynopis scenariusza, napisanego podczas studiów przez Andrzeja Wajdę - unikat, perła! Takich dzieł jest więcej i są one naszym kulturowym skarbem. Brakuje mi zrozumienia tego faktu w Ministerstwie Kultury, które promuje obecnie disco polo. Scenariusz filmowy jest dziełem, które można uznać za literackie. Dla wielu brzmi to pewnie rewolucyjnie, gdyż moje pokolenie filmowców przyswoiło nazbyt czule stanowisko m.in. Piotra Wereśniaka, że zawód scenarzysty to rzemiosło. Wychowało to rzeszę scenarzystów, którzy za grosze dłubią w pokorze telewizyjne formaty, bez świadomości swojego wkładu w proces twórczy. Ja stoję po stronie Andrzeja Wajdy, który uznawał pracę scenariopisarza za twórczą, artystyczną, sprawczą.
RO: BSF stanowi też okazję do refleksji nad formatem scenariusza. W polskim scenariopisarstwie możemy mówić o tradycji noweli filmowej, która dla niektórych twórców była literacką podstawą do realizacji filmu. Czy tego typu materiały również uwzględniacie w BSF?
MW: W Bibliotece Scenariuszy Filmowych posiadamy oczywiście nowelki określone jako scenariusz, jak chociażby „Wodzirej” Feliksa Falka, który pisał ją ze świadomością reżyserii. Doskonale więc wiedział, jaki efekt chce uzyskać. To pewnie znak czasów, to ten nasz „biały kruk”, o którym wspominałeś. Obecnie nowelka to rzadka forma pośrednia między synopsis a scenariuszem, kiedy treatment okazał się zbyt ograniczoną formą. Jesteśmy coraz bliżsi zapisu zgodnie z amerykańskimi, głównodowodzącymi normami. Nie zauważyłam, aby profesjonalistom przysparzało to jakichkolwiek trudności. Formatowanie z jednej strony przyspiesza proces produkcyjny filmu, ale z drugiej – powoduje, że początkujący scenarzyści swoje pomysły rozmywają pomiędzy doborem formatu, czcionek, interlinii… No cóż, świat się zmienia, film się zmienia, trzeba żyć tu i teraz, prawdziwemu talentowi niestraszne żadne formaty. Przyjmujemy scenariusze i zapraszamy do kontaktu na adres: biblioteka.scenariuszy@filmschool.lodz.pl, do udzielania wsparcia medialnego oraz promocji BSF.
RO: Jakie formalności należy spełnić, aby korzystać z bazy BSF?
MW: To nie Biblioteka Scenariuszy Filmowych mnoży formalności, a podporządkowuje się przepisom prawa autorskiego oraz dobrej woli właścicieli praw do scenariuszy. Wszelkie niepewne kwestie rozwiązujemy z współpracującą z nami kancelarią prawną. Biblioteka ma służyć zainteresowanym stronom: krytykom filmowym może posłużyć do pogłębienia analizy dzieł, filmoznawcom do poszerzenia pola badań, wykładowcom do uatrakcyjnienia zajęć, adeptom sztuki pisania do rozwoju warsztatu, a twórcom do upublicznienia swoich dzieł i pozostania we wdzięcznej pamięci widzów.
RO: Jako scenarzystka i wykładowczyni scenariopisarstwa powiedz, jak można wykorzystać scenariusz istniejącego filmu w działaniach edukacyjnych lub warsztatowych.
MW: Powstanie i rozwój Biblioteki Scenariuszy Filmowych ułatwia życie nie tylko moje, ale wielu innych osób. Korzystają z niej twórcy, akademicy oraz adepci sztuki scenariopisarskiej. Dla profesjonalistów czytanie cudzych scenariuszy jest pewnie podyktowane ciekawością, być może chęcią podjęcia osobistego dyskursu. Natomiast czytanie zrealizowanych i uznanych scenariuszy podczas zajęć akademickich powoduje, że przyszli autorzy zaczynają poruszać się w wyższych rejestrach. Technika zapisu to rzecz wtórna, moim słuchaczom daję za zadanie poszukanie istoty filmu. Wierzę, że Biblioteka w swoim wieloletnim działaniu przyczyni się do rozwoju polskiego kina. Podstawą filmu jest dobry, mocny scenariusz, a może stać się taki wtedy, gdy pisze go zaangażowany, pewny swojego wpływu na ostateczny kształt filmu scenariopisarz. Tego właśnie wszystkim życzę.
Magdalena Wleklik: Pierwsza rocznica to również doskonała okazja do przedstawienia jej światu. Docieramy do niej na dwa sposoby: przez Łódzką Regionalną Bibliotekę Cyfrową albo przez znany wszystkim portal filmpolski.pl Aby otworzyć wybrany tekst, wystarczy wejść na stronę tytułu filmu i otworzyć link „Przeczytaj scenariusz filmu”, który kieruje bezpośrednio do jego treści. Jest dostępna dla każdego użytkownika internetu bez logowania, za darmo. Możemy mówić o przełomie, bo powstanie BSF to jedno z nielicznych konkretnych działań na rzecz rozwoju branży scenariopisarskiej w Polsce. Działania naszego zespołu mogę ująć jako przywracanie do życia pochowanych żywcem w archiwach scenariuszy filmowych. Prawdziwe wyzwanie pojawia się, gdy te starsze teksty otrzymujemy w wersji papierowej, pisane na maszynie, w jedynym zachowanym egzemplarzu. Tak było chociażby z „Białym małżeństwem” Magdaleny Łazarkiewicz i Jana Różewicza. Z drżącymi rękami odbieraliśmy egzemplarz od autorki i daję słowo, że zwróciliśmy bez żadnych oznak używania. Nie przepisujemy scenariuszy, a skanujemy, starannie zachowując notatki odautorskie, reżyserskie, a nawet odciski palców czy plamy po kawie - one są też ważne. Interesuje nas autentyczność i oddanie wierności procesowi twórczemu. To według mnie istota tworzenia BSF. Poszerzanie jej zbiorów to działalność długodystansowa, wymierzona na wiele lat. Pierwsze urodziny oznaczają, że na torcie pali się dopiero jedna świeczka, a w Bibliotece niecała setka scenariuszy. Naszym urodzinowym życzeniem jest, aby za rok było ich trzy razy więcej.
RO: W ubiegłym roku nominowane do Oscara scenariusze filmów Historia małżeńska i Na noże zostały oficjalnie udostępnione w sieci. Nastąpiło to krótko po premierze tych amerykańskich filmów. W jaki sposób Wy pozyskujecie scenariusze do bazy?
MW: Samo zamieszczenie scenariuszy w internecie to krótki i przyjemny proces. Najwięcej czasu zajmuje odszukanie właścicieli praw do nich, zwykle samych autorów, spadkobierców, producentów. Scenariusze są jak ludzie, każdy z nich ma swoją historię, a my czasem bawimy się w detektywów, podążając za nią. Scenariusze przekazują nam sami autorzy, ich spadkobiercy, producenci albo odnajdujemy je w archiwach różnych instytucji. W każdym wypadku dążymy do uzyskania zgody żyjącego autora, bo scenariusze idą w świat podpisane jego nazwiskiem. Uzgadniamy również draft, który zamieszczamy, bo czasem wizja filmu na papierze jest odległa od tej na ekranie. Niektórzy scenariopisarze zaznaczają, że zależy im na zachowaniu pierwotnej, nie zrealizowanej na planie, wersji scenariusza. Trzymamy stronę twórców. Naszym dobrym duchem jest Feliks Falk, wybitny reżyser i scenariopisarz, który jako pierwszy wsparł BSF. Obecnie mamy wiele wybitnych tekstów, nie tylko filmów fabularnych, ale i dokumentalnych, jak scenariusze Marii Zmarz-Koczanowicz. Zwykle kontaktujemy się z twórcami albo ich spadkobiercami, opowiadamy o idei powstania BSF. W toku naszego rozwoju ideałem byłoby, gdyby polskie festiwale podczas selekcji filmów konkursowych proponowały właścicielom praw do scenariusza zamieszczenie scenariusza w BSF. Tego typu praktyki są powszechne na zachodzie. Myślę, że w przyszłości wyjdziemy z tą propozycją, najpierw jednak musimy zbudować silniejszy fundament, czyli poszerzyć zbiory biblioteki.
RO: Jak w polskich realiach wygląda sytuacja praw autorskich do scenariusza? Kto może zdecydować o udostępnieniu scenariusza do BSF?
MW: W przypadku starszych dzieł ustalenie właścicieli praw bywa kłopotliwe, bo pamięć ludzka jest zawodna, a dokumentacja ginie. Jestem w zawodzie scenarzysty od kilkunastu lat, od ostatnich czterech działam w zarządzie Koła Scenarzystów Stowarzyszenia Filmowców Polskich i odkąd pamiętam, pojawiały się co jakiś czas pomysły powstania podobnej bazy. Sprawa rozbijała się zawsze o przepisy związane z prawem autorskim oraz warunki finansowe dotyczące jej egzystencji, obsługi itp. Instytucjonalne wsparcie władz Szkoły Filmowej w Łodzi, mojej Alma Mater, pilotaż ze strony Wydziału Organizacji Sztuki Filmowej oraz adiunkta Marka Rudnickiego sprawiły, że przeszkody zniknęły. Regulamin BSF opracowała kancelaria prawna, a nad procesem udostępniania scenariuszy czuwa Jarosław Czembrowski, dyrektor biblioteki w Szkole Filmowej i redaktor naczelny portalu filmpolski.pl Od początku jest z nami Anna Uszyńska, która uzyskuje zgody na opublikowanie scenariuszy. Forma naszej działalności jest przejrzysta, pracujemy prospołecznie i tak po prostu, po ludzku, lubimy się. Kierują nami szlachetne pobudki. Nie planujemy tworzenia systemu wynagrodzeń ani dla siebie, ani dla autorów udostępnianych scenariuszy. Oprócz, brzmiącej być może górnolotnie, ochrony dziedzictwa kulturowego, mam prywatne poczucie sensu istnienia BSF, gdyż regularnie pracuję na scenariuszach z Biblioteki podczas wykładów ze swoimi studentami lub słuchaczami warsztatów scenariuszowych. Rejestrujemy coraz częstsze wejścia na stronę i wysokie liczby pobrania tekstów. Służy to promocji sztuki, jaką bez wątpienia jest scenariopisarstwo.
RO: Czy do bazy trafiają wyłącznie scenariusze zrealizowanych filmów?
MW: Zdecydowanie skupiamy się na scenariuszach twórców, którzy zapisali się złotymi zgłoskami w historii polskiego kina. Te scenariusze w pierwszej kolejności trzeba ratować przed śmiercią. Wielu niestety nie uda się już odzyskać ani zrekonstruować. Nie zaniedbujemy też scenarzystów młodego pokolenia. W tej pierwszej fazie skupiamy się na filmach pełnometrażowych, fabularnych, dokumentalnych, animowanych i jesteśmy otwarci nie tylko na zapis scenariuszowy, ale również formy pokrewne: scenopisy, storyboardy, nowelki filmowe i inne. W przyszłości planujemy publikowanie scenariuszy seriali telewizyjnych czy teatrów telewizji. I tak, mowa jest tu wyłącznie o scenariuszach już zrealizowanych. Dostajemy oczywiście liczne zapytania o teksty niezrealizowane, ale proszę spojrzeć na sprawę szerzej: stworzenie siostrzanej biblioteki filmów niezrealizowanych przybrałoby formę giełdy projektów, agencji pośrednictwa czy też platformy wymiany handlowej między autorami zamieszczonych scenariuszy a potencjalnymi producentami. Wydaje mi się, że obsługa tego rodzaju działalności wymaga innych warunków. Nie jestem jej zwolennikiem, zobaczmy jednak, co przyniesie przyszłość. Dużo bardziej zależy mi na zorganizowaniu cyklicznych spotkań wokół kultowych scenariuszy, które publikujemy w BSF, spotkania z wybitnymi autorami, wspólne czytanie, porównywanie scen z tymi zrealizowanymi filmowo – z tego typu pomysłami musimy chyba poczekać na zakończenie pandemii.
RO: Czy BSF zawiera różne wersje scenariusza do danego filmu? Czy w przypadku scenariuszy do filmów wyprodukowanych w okresie PRL dostępne są uwagi cenzury?
MW: Polegamy na autorach scenariuszy, bo oni wiedzą najlepiej, które drafty lub wersje tekstu podczas pracy preprodukcyjnej chcieliby podać do publicznej wiadomości. Dla przykładu, Jan Jakub Kolski udostępnił nam zarówno scenariusz, jak i scenopis „Ułaskawienia”; Piotr Dumała zamieścił, oprócz scenariusza, również znakomity storyboard swojego „Lasu”. Spadkobiercy Grzegorza Królikiewicza udostępnili wersję angielską scenariusza „Przypadku Pekosińskiego”. Jesteśmy otwarci i jeśli autorzy chcieliby podzielić się z nami scenariuszami opatrzonymi uwagami cenzury, przyjęlibyśmy je bardziej niż entuzjastycznie. Jak mówiłam, istotą tworzenia BSF jest autentyczność oraz oddanie wierności procesowi twórczemu.
RO: Czy w historii naszej kinematografii są wśród scenariuszy jakieś „białe kruki”, do których udało Wam się dotrzeć? Dla przykładu w Hollywood przez wiele lat podobny status miała wczesna wersja scenariusza Imperium kontratakuje autorstwa pisarki i scenarzystki Leigh Brackett. Przez ponad 30 lat jej tekst był dostępny wyłącznie w specjalnych zbiorach jednej biblioteki oraz w archiwum Lucasfilm. Scenariusz oficjalnie opublikowano dopiero w 2016 roku.
MW: Jak już zauważyłeś, jesteśmy wiele lat spóźnieni względem Hollywood. Po roku istnienia Biblioteka Scenariuszy Filmowych dociera do szerszej świadomości scenarzystów i czytelników. Pamiętam, jak przy pierwszym zebraniu zespołu w Szkole Filmowej w Łodzi Jarosław Czembrowski podał mi do rąk maszynopis scenariusza, napisanego podczas studiów przez Andrzeja Wajdę - unikat, perła! Takich dzieł jest więcej i są one naszym kulturowym skarbem. Brakuje mi zrozumienia tego faktu w Ministerstwie Kultury, które promuje obecnie disco polo. Scenariusz filmowy jest dziełem, które można uznać za literackie. Dla wielu brzmi to pewnie rewolucyjnie, gdyż moje pokolenie filmowców przyswoiło nazbyt czule stanowisko m.in. Piotra Wereśniaka, że zawód scenarzysty to rzemiosło. Wychowało to rzeszę scenarzystów, którzy za grosze dłubią w pokorze telewizyjne formaty, bez świadomości swojego wkładu w proces twórczy. Ja stoję po stronie Andrzeja Wajdy, który uznawał pracę scenariopisarza za twórczą, artystyczną, sprawczą.
RO: BSF stanowi też okazję do refleksji nad formatem scenariusza. W polskim scenariopisarstwie możemy mówić o tradycji noweli filmowej, która dla niektórych twórców była literacką podstawą do realizacji filmu. Czy tego typu materiały również uwzględniacie w BSF?
MW: W Bibliotece Scenariuszy Filmowych posiadamy oczywiście nowelki określone jako scenariusz, jak chociażby „Wodzirej” Feliksa Falka, który pisał ją ze świadomością reżyserii. Doskonale więc wiedział, jaki efekt chce uzyskać. To pewnie znak czasów, to ten nasz „biały kruk”, o którym wspominałeś. Obecnie nowelka to rzadka forma pośrednia między synopsis a scenariuszem, kiedy treatment okazał się zbyt ograniczoną formą. Jesteśmy coraz bliżsi zapisu zgodnie z amerykańskimi, głównodowodzącymi normami. Nie zauważyłam, aby profesjonalistom przysparzało to jakichkolwiek trudności. Formatowanie z jednej strony przyspiesza proces produkcyjny filmu, ale z drugiej – powoduje, że początkujący scenarzyści swoje pomysły rozmywają pomiędzy doborem formatu, czcionek, interlinii… No cóż, świat się zmienia, film się zmienia, trzeba żyć tu i teraz, prawdziwemu talentowi niestraszne żadne formaty. Przyjmujemy scenariusze i zapraszamy do kontaktu na adres: biblioteka.scenariuszy@filmschool.lodz.pl, do udzielania wsparcia medialnego oraz promocji BSF.
RO: Jakie formalności należy spełnić, aby korzystać z bazy BSF?
MW: To nie Biblioteka Scenariuszy Filmowych mnoży formalności, a podporządkowuje się przepisom prawa autorskiego oraz dobrej woli właścicieli praw do scenariuszy. Wszelkie niepewne kwestie rozwiązujemy z współpracującą z nami kancelarią prawną. Biblioteka ma służyć zainteresowanym stronom: krytykom filmowym może posłużyć do pogłębienia analizy dzieł, filmoznawcom do poszerzenia pola badań, wykładowcom do uatrakcyjnienia zajęć, adeptom sztuki pisania do rozwoju warsztatu, a twórcom do upublicznienia swoich dzieł i pozostania we wdzięcznej pamięci widzów.
RO: Jako scenarzystka i wykładowczyni scenariopisarstwa powiedz, jak można wykorzystać scenariusz istniejącego filmu w działaniach edukacyjnych lub warsztatowych.
MW: Powstanie i rozwój Biblioteki Scenariuszy Filmowych ułatwia życie nie tylko moje, ale wielu innych osób. Korzystają z niej twórcy, akademicy oraz adepci sztuki scenariopisarskiej. Dla profesjonalistów czytanie cudzych scenariuszy jest pewnie podyktowane ciekawością, być może chęcią podjęcia osobistego dyskursu. Natomiast czytanie zrealizowanych i uznanych scenariuszy podczas zajęć akademickich powoduje, że przyszli autorzy zaczynają poruszać się w wyższych rejestrach. Technika zapisu to rzecz wtórna, moim słuchaczom daję za zadanie poszukanie istoty filmu. Wierzę, że Biblioteka w swoim wieloletnim działaniu przyczyni się do rozwoju polskiego kina. Podstawą filmu jest dobry, mocny scenariusz, a może stać się taki wtedy, gdy pisze go zaangażowany, pewny swojego wpływu na ostateczny kształt filmu scenariopisarz. Tego właśnie wszystkim życzę.
