Właśnie wróciłam z Londynu. Prosto „w objęcia” nowego Projektu Tomasza Lisa. I w małą burzę medialną, tegoż Projektu dotyczącą. To interesujące, jak wiele osób w Polsce ma już wyrobioną opinię na temat tego Projektu, choć tak naprawdę nie ujrzał on jeszcze świata.
REKLAMA
Opinię często entuzjastyczną, choć równie często podważającą zasadność tego typu działań. To interesujące. Głównie z punktu widzenia porównań międzykulturowych. Otóż okazuje się, że nawet wyrabianie sobie – a także wydawanie - opinii może być procesem sterowanym kulturowo.
Co powiedziałby Anglik, zapytany o opinię na temat projektu, którego jeszcze nie miał okazji zobaczyć? Projektu, który być może wydałby mu się odmienny od znanych działań, może ciekawy, a może niezrozumiały, a zatem byłby projektem, o którym nie ma on jeszcze wyrobionej opinii? Najpewniej rodowity Wyspiarz uśmiechnąłby się z niejakim zakłopotaniem (cechą narodową Anglików wydaje się być rodzaj zakłopotania, którego nie pozbywają się nawet wyprzedzając kogoś na autostradzie) i powiedziałby: „Well, that’s interesting.”
„To interesujące”. Tym zdaniem Anglicy kwitują ewentualne kontrowersje, w taki sposób grzecznie odmawiają wydania opinii. Co ciekawe, wielu obcokrajowców, nie znając tego obyczaju, odczytuje komunikat dosłownie: „Ok, czyli on uważa to za naprawdę interesującą propozycję”. Klasyczny błąd komunikacyjny, często też negocjacyjny. Nie-Anglik sądzi, że uzyskał opinię, Anglik po prostu daje znać, że jeszcze sobie owej opinii nie wyrobił. Jedno zdanie – różne kultury, różne znaczenia. Im lepiej znamy język danego narodu, tym bardziej rozumiemy, że dla zrozumienia jednego nawet zdania, znajomość języka zupełnie nie wystarcza.
Czyż to nie interesujące?
Witając się z Państwem na starcie tego Projektu, mam nadzieję, że to, co się tutaj będzie działo uznacie Państwo za interesujące. W polskim tego zdania znaczeniu. Czego Państwu i sobie życzę.
