Nagle opozycja zaczęła mówić o głowie państwa polskiego „pan prezydent” (pewnie nie z dużych liter, ale zawsze), a nie jak dotąd po nazwisku „Komorowski” ( w naszym języku ojczystym jest to bardzo niegrzeczne). Tylko dlatego, że ławy sejmowe, które zajmują posłowie PiS znajdują się blisko miejsca prezydenta.

REKLAMA
Gdyby wykryto niedoszłego zamachowca Brunona K., ale nie poinformowano o tym, byłoby źle. Już słyszę te pełne oburzenia głosy, że Tusk i jego rząd ukrywają istotne dla bezpieczeństwa państwa informacje. Gdyby poinformowali o tym w innym terminie (wpisać dowolnie: wcześniej/później), natychmiast pojawiłyby się komentarze: dlaczego tak szybko/późno, a w ogóle dlaczego akurat teraz? Gdyby wykryto plany zamachowca, ale je zlekceważono i część prawa Sejmu wraz z panem prezydentem wyleciałaby w powietrze, mielibyśmy wojnę domową.
Przypomniał mi się kolega z podstawówki. Moja mama, gdy miała do mnie zastrzeżenia, zawsze dawała jego przykład. Mówiła: „Najważniejsza jest dobra opinia u nauczycieli. Jak wyrobisz ją sobie, to nawet na poważne wpadki będą przymykać oczy”. Co by ten biedak nie zrobił, zawsze było źle: zawalił klasówkę – tępy leń; napisał całkiem nieźle – zerżnięte od kolegi; uczestniczył w bójce – na pewno zaczął; stał obok walczących kumpli – nie próbował ich rozdzielić, tchórz. Na spotkaniu klasowym wspominaliśmy go, ktoś nawet wiedział, co się z nim dzieje. Niestety, nie najlepiej sobie radził w życiu, nawet miał podobno jakiś epizod więzienny, co zostało przyjęte ze zrozumieniem, przecież w szkole były z nim same kłopoty. Jeden z kolegów chciał się popisać nowym telefonem z dostępem do Internetu (spotkanie odbyło się kilka lat temu), wrzucił w wyszukiwarkę jego nazwisko, tak dla zabawy. I okazało się, ku naszemu zdumieniu, że ma firmę i stronę internetową, z której wynika, że odniósł kilka sukcesów. I jaki był komentarz? Nie trudno zgadnąć.
Jaki morał z tej opowiastki? Każdy sam sobie go znajdzie. Mój jest taki: żyjemy w kraju, w którym ludzie są wiecznie niezadowoleni, uwielbiają krytykować za wszystko, nie lubią osiągnięć innych, ale lubią zwalać na kogoś winę za swoje potknięcia.