Reklama.
Gdyby wykryto niedoszłego zamachowca Brunona K., ale nie poinformowano o tym, byłoby źle. Już słyszę te pełne oburzenia głosy, że Tusk i jego rząd ukrywają istotne dla bezpieczeństwa państwa informacje. Gdyby poinformowali o tym w innym terminie (wpisać dowolnie: wcześniej/później), natychmiast pojawiłyby się komentarze: dlaczego tak szybko/późno, a w ogóle dlaczego akurat teraz? Gdyby wykryto plany zamachowca, ale je zlekceważono i część prawa Sejmu wraz z panem prezydentem wyleciałaby w powietrze, mielibyśmy wojnę domową.
Przypomniał mi się kolega z podstawówki. Moja mama, gdy miała do mnie zastrzeżenia, zawsze dawała jego przykład. Mówiła: „Najważniejsza jest dobra opinia u nauczycieli. Jak wyrobisz ją sobie, to nawet na poważne wpadki będą przymykać oczy”. Co by ten biedak nie zrobił, zawsze było źle: zawalił klasówkę – tępy leń; napisał całkiem nieźle – zerżnięte od kolegi; uczestniczył w bójce – na pewno zaczął; stał obok walczących kumpli – nie próbował ich rozdzielić, tchórz. Na spotkaniu klasowym wspominaliśmy go, ktoś nawet wiedział, co się z nim dzieje. Niestety, nie najlepiej sobie radził w życiu, nawet miał podobno jakiś epizod więzienny, co zostało przyjęte ze zrozumieniem, przecież w szkole były z nim same kłopoty. Jeden z kolegów chciał się popisać nowym telefonem z dostępem do Internetu (spotkanie odbyło się kilka lat temu), wrzucił w wyszukiwarkę jego nazwisko, tak dla zabawy. I okazało się, ku naszemu zdumieniu, że ma firmę i stronę internetową, z której wynika, że odniósł kilka sukcesów. I jaki był komentarz? Nie trudno zgadnąć.
Jaki morał z tej opowiastki? Każdy sam sobie go znajdzie. Mój jest taki: żyjemy w kraju, w którym ludzie są wiecznie niezadowoleni, uwielbiają krytykować za wszystko, nie lubią osiągnięć innych, ale lubią zwalać na kogoś winę za swoje potknięcia.